8

243 25 34
                                    

*

— Nie bój się, Draco. — miękki, kobiecy głos rozlał się, jak trucizna w jego głowie, powodując nieprzyjemne ciarki i zdwojenie, kotłującego się w nim strachu. Głos zdawał się dobiegać z wewnątrz niego, ale równocześnie z otoczenia, z prawej i lewej strony, z przodu i z tyłu. Był wszechobecny, choć dobiegał znikąd. Zatrzymany w nicości, wydobyty z wiatru i szumiących liści.

Malfoy odwrócił się gwałtownie w stronę bramy, myśląc, że jedna ze skalnych kobiet, tworzących wejście do Magicznych Źródeł, zdecydowała się przemówić.
Kamienne nimfy nie poruszyły się jednak, ani na minimetr. Wciąż stały, w tym samym miejscu, majestatyczne, dumne i przede wszystkim: nieruchome. 

— Kim jesteś? — wydusił z siebie drżąco, rozglądając się dookoła. Tajemniczy głos, nie odezwał się ponownie. — Halo? — blondyn przełknął ciężką gulę w gardle i postąpił parę kroków do przodu. Może znowu tylko mu się wydawało? Przecież przesłyszenia, zwidy, a nawet duchy i zjawy, były całkiem normalną rzeczą w czarodziejskim świecie. 

By odwlec utratę zdrowego rozsądku i resztek odwagi, postanowił nie przejmować się kobiecym głosem, który wciąż, jak echo odbijał się w jego głowie. 

Malfoy ruszył przed siebie.

Magiczna, źródlana woda, zapraszała go subtelnie dźwiękiem, widokiem i zapachem. Płynęła powoli i elegancko z piętra, na piętro, kończąc swą drogę w okrągłej, głębokiej sadzawce, mieniącej się wszystkimi odcieniami błękitu i zieleni. Swym blaskiem oświetlała calutką okolicę, aż po gęsty busz drzew, znajdujący się ponad dziesięć metrów od źródła.

Draco podszedł ostrożnie do wody. Kucnął przy niej i wyciągnął dłoń w jej kierunku, powoli, z obawą. Gdy dotknął świetlistego płynu koniuszkiem palca, jego ciało przeszył ciepły, przyjemny impuls. Dotknął więc wody ponownie, wskazującym palcem. Impuls nasilił się. Przeszył go na wskroś, od góry, do dołu, zatrzymując się wewnątrz jego klatki piersiowej. W okolicach serca. Osiadł tam, jak miękka, klejąca wata cukrowa. Powodował rozluźnienie spiętych mięśni, napełniał spokojnymi, pustymi myślami i poczuciem bezpieczeństwa. 

Ślizgon nie zastanawiał się zbyt długo. Zdjął z siebie zbędne, ubrudzone liśćmi odzienie i zanurzył się w głębokiej, magicznej sadzawce. 

*

Wolność. Tak opisałby uczucie, które wypełniało go po brzegi, gdy pływał w błękitnym, ciepłym źródle w ciemnym gąszczu Zakazanego Lasu.
Jego ciało rozluźniło się, aż po same koniuszki palców, jego duszę natomiast, ujęła w swe ramiona kojąca aura beztroski i spokoju. Dwóch emocji, których już od dawna nie było mu dane odczuwać. Jakby wszystkie problemy, wątpliwości, traumy i nieprzyjemne wspomnienia zniknęły. Rozpłynęły się w gorącej parze, wiszącej nad Magicznymi Źródłami. 

*

— Nie wróciłeś na noc do dormitorium. — odrzekł Blaise, gdy siedzieli rano w Wielkiej Sali. Jego głos pobrzmiewał gorzkim, stłumionym zmartwieniem i poranną chrypą.

Draco, połykając z niesmakiem suchą kanapkę z serem, wzruszył ramionami. Nawet nie podniósł wzroku na swojego przyjaciela.  

— Draco. — naciskał ciemnoskóry, odsuwając na bok swój kubek z ziołową herbatą i resztę, niedokończonego śniadania. — To już któryś raz w tym tygodniu. Dobrze wiem, że jakbyś z kimś sypiał, to powiedziałbyś mi o tym, więc tu chodzi o coś innego. Mam się martwić? 

tajemnice lasu · drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz