7

251 22 6
                                    

*

Księżyc świecił tej nocy wyjątkowo wyraźnie. Swymi srebrzystymi, walecznymi promykami przebijał się przez gęste korony drzew, wspomagając pewnego samotnego ślizgona, w jego nocnej podróży do miejsca, które mogło w ogóle nie istnieć.
Platynowowłosy mimo przerażenia, brnął przed siebie z wyciągniętą do góry różdżką. Zaklęcie Lumos i tląca się w nim nadzieja, utrzymywały go przy zdrowych zmysłach.
Wokół panował chłód i wilgoć. Gdzieś w nieokreślonej dali, słychać było huczenie wiatru, stłumione szmery i ciche skrzypienie gałęzi. Nie były to wymarzone warunki na spędzanie sobotniej nocy, ale Malfoyowi  już dawno nie opłacało się zawracać do zamku. Poświęcił zbyt dużo czasu na ułożenie idealnego planu wyprawy. Poza tym, był już zbyt głęboko w lesie. Nie mógł się teraz wycofać. Dowiódłby tylko, samemu sobie, że jednak jest tchórzem za którego uważał go ojciec. 

Szedł więc szybko i dynamicznie, nie oglądając się za siebie. To tylko spotęgowałoby chęć powrotu.

Gałęzie zdawały się uginać w jego kierunku. Wyciągały swe ostre, ciemne łapska i ocierały się natarczywie o cienki, wiosenny płaszcz chłopaka. Co jakiś czas, udało im się nawet nadszarpnąć materiał jego ubrania. 

Las witał go ciemnością i głosami, które brzmiały jak chaotyczna mieszanina ciężkich westchnień, dziwnych szeptów, pękających gałęzi i wietrznych gwizdów. 

W dodatku, podczas uciążliwego przedzierania się przez krzaki, Draco wciąż czuł na karku czyiś oddech. Zimny, paraliżujący. 
Chociaż równie dobrze mógł to być tylko wiatr, wymieszany ze strachem. 

Szedł dalej, ignorując rosnące w nim obawy.
W jego głowie niewyraźnie migotały obrazy radosnych ślizgonów, którzy uwielbiali skraplać się Ognistą w sobotnie wieczory. Czuł w sobie blade ciepło kominka do którego zwykli wrzucać strzępy artykułów z Proroka Codziennego. Próbował sięgać do tych wspomnień myślami, by napełnić się chociaż złudnym poczuciem bezpieczeństwa. 
W jednej dłoni dzierżył swą głogową różdżkę z jednorożcowym rdzeniem, a w drugiej, kurczowo ściskał skrawek papieru z rzekomo autentyczną mapą, prowadzącą do Magicznych Źródeł. Znalazł ją parę dni wcześniej w granatowej kopercie, skrytej za ostatnią stroną księgi, traktującej o mrocznych zjawiskach i klątwach Zakazanego Lasu. I chociaż było to podejrzanie proste miejsce na ukrycie tak potężnego przedmiotu, to Malfoy wolał nadto o tym nie rozmyślać. Nie mógł pozwolić, by tak błahe rzeczy zbijały go z tropu i przyćmiewały mu drogę do celu. 
Czuł w głębi duszy, że odnalezienie cudotwórczych źródeł i odkrycie tajemnic lasu, było mu przeznaczone.

Mapa z granatowej koperty, jego najcenniejszy element ekwipunku, była równie magiczna, co miejsce, do którego prowadziła. Potrafił ona bowiem łączyć się z umysłem swojego właściciela. Poprzez silne powiązanie z intuicją, wskazywała kierunek drogi i ostrzegała przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Jak na razie, zdawała się działać bez zarzutów, bo Malfoy mógłby przysiąc, że słyszy w oddali szumiącą wodę. A może tylko mu się zdawało? Las, był przecież pełen tajemniczych, niezidentyfikowanych dźwięków. 

Im dalej w ciemność się zapuszczał, tym mniej pewnie się czuł. O ile w ogóle, na początku podróży tkwiły w nim jeszcze, jakiekolwiek resztki pewności siebie.

Z upływem czasu, krzewy wokół niego zaczęły gęstnieć, a niewidzialna ścieżka, którą podążał, zrobiła się dużo bardziej wyboista. Atakowała go nawet, wystającymi z ziemi kolcami i obalonymi, powykrzywianymi gałęziami.
I wtedy, przez skrzypiące, rozbujane drzewa i szeptające liście, przedarła się do niego myśl bolesna i drastyczna - został całkowicie sam. On jeden, w mrocznym lesie, ze swoimi myślami i z magiczną mapą, której z jakiegoś pokręconego powodu bezgranicznie ufał.

Szedł dalej i dalej, docierając do miejsca, gdzie drzewa i gęsty busz wreszcie rozrzedzały się, ustępując miejsca mglistej polanie. Brodząc w wysokich trawach, Malfoy nawet nie zauważył, że mimo otwartego nieba, nie docierało tam księżycowe światło. 

W oddali, z mglistej gęstwiny wyłoniły się dwa, połyskujące srebrem głazy. Po podejściu nieco bliżej, uformowały się w dumne nimfy, odziane wyłącznie w piękno i opadające na nie liście.
Młode kobiety wpatrywały się w ślizgona pusto i uważnie. Jakby już od dawna na niego czekały. Ich smukłe usta, rozchylały się w niezrozumiałym półsłowie, a chude, kościste dłonie wskazywały w bezkresną nicość. 

Magiczna mapa w dłoni Draco, zapulsowała zachęcająco.

Wziął więc głęboki oddech, wcisnął skrawek papieru w kieszeń wiosennego płaszcza i przeszedł przez skalną bramę w której kształt układały się rozwiane włosy, dwóch nagich nimf. 

I nagle olśniło go akwamarynowe światło. Do uszu dotarł dźwięk płynącej wody, a do nozdrzy kojący, fiołkowy zapach. Przejście przez zaklętą bramę, złamało zaklęcie maskujące i odsłoniło ukryte za nią tajemnice. Magiczne Źródła. Serce Zakazanego Lasu i cel podróży Draco Malfoya.

*

tajemnice lasu · drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz