Rozdział 2 - Porzucenie

66 6 0
                                    

„Tamten pierwszy dom dziecka przypominał mi podręczną szufladę. Wiecie, taką na wszystkie drobiazgi, z którymi nie wiadomo, co zrobić. Wszyscy byliśmy tam takimi przypadkowymi drobiazgami niemającymi związku z żadnym z pozostałych. Łączyło nas tylko to, że nie mieliśmy swojego miejsca."
-Mia Sheridan, Bez Tajemnic

W końcu nastała sobota. Przyjaciółka Elfriedy- Madellynn od czasu ostatniej wizyty w domu przyjaciółki i jej męża, nie pokazała się, ani też nie dała żadnego znaku życia. Elfrieda z jednej strony wiedziała, że to co planuje dziś zrobić, było złe. Ale mimo tego czuła ogromną ulgę, gdy wyobrażała sobie brak swojego dziecka. Oboje uważali go za dziwaka co często mu mówili. Damon raczej nie dorastał w przeświadczeniu, że rodzice go kochają. Wierzył w to, że był dziwakiem, który nic nie znaczy dla nikogo. W jego życiu nie było zbyt wiele radości, a on sam nie pamiętał, kiedy się ostatnio uśmiechał. Choć się uśmiechał, nawet dużo. Problem polegał na tym, że nie był to prawdziwy uśmiech, tylko jedna z wielu masek, które nakładał na swoją twarz od razu po wstaniu z łóżka. Nie rozmawiał z rodzicami, właściwie to traktowali go gorzej niż powietrze. Ale, przynajmniej ono jest potrzebne do życia. Była sobota rano, gdy jego matka weszła do jego pokoju i poinformowała go, że dziś pojadą na zakupy. Zdziwił się, bo rodzice nigdy go nigdzie nie zabierali, ale nic nie mówił. Dwie godziny później wsiedli do samochodu i pojechali. Ojciec w tym czasie był w pracy. Po około godzinie dojechali na miejsce. Przeszli kawałek po mieście a potem weszli do jednego sklepu, w którym matka kupiła jedzenie. Chłopca uderzył fakt, że nigdy tak daleko nie jechali po zakupy. Gdy wracali przechodzili obok zniszczonego budynku. Matka się nagle przy nim zatrzymała po czym powiedziała, żeby tu zaczekał i zaraz wróci i szybkim krokiem odeszła. Czekał. Minęło 10 minut. 15 minut, 30 minut, wciąż nic, a czym dłużej tam stał tym coraz mniej miał nadziei, że ona wróci. Postanowił usiąść na schodach przed bramą wejściową budynku. Gdy podszedł bliżej zauważył równie zniszczoną co cały budynek tabliczkę, a na niej napis:
Sierociniec Houndway, Poliwaria


Damon Biddle nie był głupim dzieckiem. Od razu domyślił się, co się stało. Matka zostawiła go pod sierocińcem. Już go nie chcieli. Ale czy kiedykolwiek go chcieli? Na to pytanie nie znał odpowiedzi. Został porzucony. Mimo iż wiedział, że rodzice go nigdy nie kochali i nie był z nimi blisko zaczął płakać siadając na zniszczonych betonowych schodach. Siedział tam aż do rana.

Jedną z opiekunek która zajmowała się sierocińcem była Elishia Khasha. Dzisiejszy dzień zaczął się tak samo, jak każdy inny i nic nie wskazywało, żeby miało się coś wydarzyć. Eli obudziła wszystkich swoich wychowanków, a gdy, poszli na śniadanie ona wyszła otworzyć drzwi na oścież i wpuścić trochę świeżego powietrza. Gdy wyszła na zewnątrz zobaczyła, że na schodach przed bramą siedzi dziecko. Całe się trzęsło, prawdopodobnie z zimna, była jesień i było z każdym dniem coraz chłodniej. A, ostatniej nocy była mocna ulewa. Opiekunka przyjrzała się chłopcu. Miał czarne jak noc włosy, bladą cerę, niebieskie oczy. Był cały przemoczony. Eli podeszła do niego.
-Hej, co tu robisz? Zgubiłeś się? Gdzie twoi rodzice? - Zapytała chłopca.
-Moja mama mnie tu zostawiła. Siedzę tu od wczoraj. Przyjechaliśmy na zakupy, a później moja mama kazała mi zaczekać przed tym budynkiem i powiedziała, że zaraz wróci. Ale nie wróciła, więc usiadłem tu i tak siedzę. - Wyjaśnił jej chłopiec.
-Choć do środka, bo się jeszcze przeziębisz, a później opowiesz mi wszystko po kolei. -Powiedziała do małego chłopca, po czym pomogła mu wstać i zaprowadziła do środka.

Zaginiony WładcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz