Wampirzy lekarz ostrzegł Armanda, że tak na prawdę noc będzie decydująca. Wampir siedział całą noc przy chłopaku. Czuwał na wypadek jakby jego stan miał się pogorszyć. Miał wysoką gorączkę i był cały czas nieprzytomny. Ocknął się dopiero nad ranem.
W końcu, kiedy słońce powoli wstawało, nastolatek otworzył oczy. Świat mu zawirował i po kilku minutach zobaczył przed sobą bladą twarz mężczyzny. Armand siedział obok niego na łóżku. Damon podniósł się na łokciach i wtulił się w klatkę piersiową wampira. Potrzebował bliskości, to było to czego tak strasznie pragnął. Nie obchodziło go to, że kręci mu się w głowie, że całe ciało go niemiłosiernie paliło, oraz to, że mężczyzna mógł go odtrącić. Oczywiście, to ostatnie się nie wydarzyło. Mężczyzna otulił ramionami nastolatka i zaczął głaskać go jedną ręką po plecach.
-Cśś, już wszystko dobrze. Jestem tu. Nie jesteś sam. Już dobrze. - powtarzał jak mantrę. Jego głos był inny niż zazwyczaj. Bardziej głęboki i było w nic coś takiego mrocznego. Jednak było to coś co ukoiło uczucie palenia i dzięki temu szybko zasnął. Rano Armand pozasłaniał wszystkie zasłony w domu. Nie miał ochoty na przygody z światłem słonecznym. Westchnął, z chłopakiem faktycznie za dobrze nie było. Armand swoją pierwszą przemianę przeżył dawno temu, ale wciąż pamiętał jaki był to straszny ból. A, on miał wspaniałych rodziców, którzy bardzo dobrze się nim opiekowali. Kochali go i zawsze dbaliby niczego mu nie brakowało. Chciałby móc dać temu dziecku to samo. Miał nadzieję, że da radę. Jego rozmyślania przerwał odgłos pukania do drzwi. Armand zaniepokoił się. Nikt nie powinien mu zawracać głowy. Podszedł do drzwi, a kiedy je otworzył zobaczył swojego przyjaciela, który był tu wczoraj wieczorem i badał Damona. Na niebie już wisiało słońce więc ten lekko płonął.
-Oszalałeś?! Co ty tu robisz? Życie ci nie miłe? - przestraszył się Armand, natychmiast wciągając przyjaciela do środka i zamykając drzwi.
-Nic mi nie jest. Już myślałem, że nie otworzysz tych drzwi. Co tak długo? - mówił śmiejąc się.
-Nie spodziewałem się ciebie. Co tu robisz?
-Przyszedłem zobaczyć co z chłopakiem.
-Żyję. - odparł jedynie młodszy wampir.
-Ha! Czyli miałem rację! - krzyknął uradowany lekarz.
-Z czym znowu? - jęknął cierpiętniczo Armand.
-To nie jest taki zwykły wampir prawda? Nie.... - odpowiedział sam sobie lekarz. - ten wampir ma wampirze pierwiastki jednego z najpotężniejszych królów naszego świata. Czyżbym się pomylił?
-Nie. - odpowiedział Armand wzdychając. - Jak to odkryłeś?
-Jakby był zwykłym wampirem to by teraz gryzł piach.
-Przecież wczoraj mówiłeś, że może nie przeżyć a nie że na pewno nie przeżyje. - przypomniał mu Armand.
-A co cię miałem dobijać?
-Kristoph! Okłamałeś mnie!
- Nie. Minąłem się lekko z prawdą.
-Zatłuc cię to za mało. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Zresztą, łudząco przypomina mi króla Viscardiego.
-Tak, mi właśnie też. Nie widziałem go nigdy, bo jak się urodziłem to już nie żył, ale widziałem obrazy. Te oczy, włosy.
-Ja tak się składa, że jestem starszy od ciebie, i dobrze pamiętam króla Viscardiego. Te rysy twarzy, takie same jak u niego.
-Czyli to nie jest tylko przypadek. - wymruczał cicho Armand.
-Nie. Absolutnie. To nie przypadek. Ten chłopak jest jego dziedzicem.
-Ale, Grigg jakim cudem? Przecież król Viscardi żył wieki temu. Damon musiałby genologicznie być z nim w pewien sposób połączony.
-Jak jego rodzice mieli na nazwisko?
-Biddle. I nie mieli tylko mają. - poprawił starszego wampira Armand. - Wciąż żyją.
-Moment. Jak Damon właściwie znalazł się w sierocińcu? - zapytał lekarz.
Armand otwierał usta, żeby już opowiedzieć, jednak wtedy obaj mężczyźni usłyszeli cichy głos z salonu.
-Oddali mnie. Nie kochali. - zapłakał cicho nastolatek.
-Ciii, już dobrze. Nic nie mów. Musisz oszczędzać siły. - powiedział Kristoph pochylając się nad młodym wampirem. Następnie wykonał ręką nad jego głową tylko dla siebie znane mu ruchy.
-Dobra, wprowadziłem go w stan głębszego snu, obudzi się pewnie wieczorem.
-Jego rodzice, cóż z tego co mówiła mi opiekunka w sierocińcu to ona znalazła chłopca nad ranem jesienią. Matka zabrała go niby na zakupy a w rzeczywistości po prostu przy sierocińcu kazała czekać aż wróci. Nigdy już nie wróciła. Spędził całą noc na schodach przed sierocińcem, był cały mokry, bo w nocy była straszna ulewa.
-Czemu go oddali?
-Zaczęli się go bać, uznali go po kilku sytuacjach za dziwaka i bojąc się o własne życie uznali, że tak będzie lepiej.
-Co za ludzie. A niby to my jesteśmy potworami bez serca. - prychnął z odrazą medyk.
-Tak, dziękuję, że ze mną przyjechałeś. - powiedział Armand.
-Jak już o tym mowa, wczoraj byłem u naszego kochanego króla. Pytał o ciebie. - słysząc to Armand zmarszczył brwi.
-Przecież wie doskonale, kiedy wrócę.
-Wiesz, jak jest. - wzruszył ramionami medyk.
-Mam nadzieję, że nic nie odwalił podczas mojej nieobecności.
-Nie, póki co. Mówiłeś....że żyją...znalazłeś ich? - zamyślił się Grigg, wracając do poprzedniego tematu.
-Tak. Żyją i mają się świetnie. Tak jakby nic się nie wydarzyło.
-Są biedni?
Armand zaśmiał się słysząc to pytanie. Jednak nie tak jakby go coś rozśmieszyło.
-Są bogaci. Nie są milionerami, ale mają pieniądze. Czemu pytasz?
-Chce ich odwiedzić. Zobaczyć. Może postraszyć, może zapytać. - odpowiedział z sporym entuzjazmem.
-Grigg... - powiedział ostrożnie Armand.
-No weź, ty zostaniesz z chłopcem a ja zaraz wrócę. - prosił przyjaciel.
-Kristoph... - Armand spróbował ponownie.
-Obiecuję, że nie pozbawię ich życia..., mimo że zasłużyli. - obiecał.
-Dobrze. Leć, skoro musisz. - powiedział Armand, podając przyjacielowi kartkę z adresem.
-Tak! Pozdrowię ich od ciebie! - krzyknął radośnie medyk i zaraz potem zniknął zostawiając po sobie czarną chmurę. Armand tylko westchnął i usiadł na nowo przy nastolatku.
Kristoph Grigg był od wielu lat bliskim przyjacielem Armanda Gaina. Obaj mężczyźni byli ważni dla króla Ingrama. Łączyło ich coś jeszcze. Obaj mężczyźni nie byli za tym by mordować zwykłych ludzi tylko po to by zaspokoić pragnienie. Tym bardziej że było wiele innych metod by się posilić. Oczywiście, to nie tak że ostatni raz zabili kogoś wieki temu i już tego nie robią. To przypominało kogoś kto przechodzi na wegetarianizm. Taka osoba mogła przez kilka lat nie jeść mięsa, ale za którymś razem jak poczuła zapach kiełbasy to się na nią rzuciła z utęsknieniem. Podobnie było z wampirami. Mogli oni nie pić krwi i stosować zamienniki lub pozyskiwać krew w inny sposób, ale kiedy taki wampir poczuł silną woń krwi czasami nie może się opanować. Nawet dla najpotężniejszych wampirów było to nie możliwe. Grigg, mimo iż miał tego świadomość postanowił zaryzykować. Nie bawił się w żadne pukanie, kiedy stanął przed niedużym domem. Po prostu je wyważył. Kiedy wszedł natychmiast zrobiło się tam chłodno. Oczy mu zaświeciły złowrogo.
-Kim Pan jest?! - rozległ się męski krzyk. - W tej chwili ma Pan opuścić nasz dom!
-Pan to pewnie Richmond Biddle, co? - zapytał z widoczną odrazą, zupełnie ignorując krzyki i oburzenie człowieka.
-Eeee...skąd Pan wie, jak się nazywam? Czy ja Pana znam? - zdziwił się mężczyzna.
-Nie. Ale ja znam Pana. - powiedział, zaczynając się zbliżać powoli do mężczyzny.
-Kochanie, ktoś przyszedł? - zapytała kobieta schodząc z piętra po schodach. Zamarła na widok obcego mężczyzny. - Kim Pan jest?
-Waszym koszmarem. - powiedział wampir wysuwając swoje kły.
-Kimkolwiek jesteś zostaw nas! - krzyczał mąż.
-Mam was zostawić? Tak jak wy zostawiliście swojego syna? - pytał ironicznie wampir.
-To nie jest Pana sprawa! - krzyknęła tym razem kobieta.
-Jakie to uczucie zostawić własne dziecko i skazać je na śmierć?
-Nie zostawiłam go na śmierć! Tylko pod sierocińcem, żeby się nim ktoś zajął.
-Cóż za dobroduszność z Pani strony. A Pan? Chyba niezbyt Pana obchodził los syna, co? Jesteście bez serca. Potwory, które nie zasługują by żyć. - mówił Kristoph, podchodząc coraz bliżej ludzi.
-On był dziwakiem! Nasze życie przy nim było zagrożone! - próbowała obronić się kobieta.
-Doprawdy? - zapytał cynicznie wampir.
Medyk przestał się bawić z tamtą dwójką. Zaczął wchodzić im do głów i oglądać wspomnienia związane z Damonem.
CZYTASZ
Zaginiony Władca
FantasíaCo mogą mieć wspólnego tajemniczy mężczyzna uwielbiający czarne stroje, zwykły nastolatek z sierocińca? I czy ma to coś wspólnego z legendami o ludziach zmieniających się w nietoperze, o których bajki słyszał dawno temu Damon?