Rozdział 9 - Dziwactwa

42 5 0
                                    

Czasami życie bywa do niczego. W takich chwilach należy przypomnieć sobie chwile, gdy tak nie było. Bo nawet w najciemniejszym korytarzu można zobaczyć światło, problem tkwi w tym, że nie każdy potrafi je dostrzec.
-Sabina Musyt


Od pewnego czasu soboty były ulubionymi dniami w tygodniu dla Damona. Był to dzień, kiedy nikt ani nic nie mogło mu popsuć humoru. A dlaczego? Sobota była dniem, kiedy Armand Gain odwiedzał Damona. Zazwyczaj przychodził po południu koło godziny 15.00 i siedział czasami nawet do 19.00. Mężczyzna wyjaśnił Damonowi, że mieszka daleko stąd, ale zostaje w okolicy jeszcze do końca grudnia. Aktualnie była połowa września. Nastolatek starał się nie myśleć o tym co będzie, kiedy skończy się grudzień. Właśnie siedział przed bramą na schodkach i czekał na Gaina, kiedy podszedł do niego jeden z jego prześladowców.
-Co, Biddle? Czekasz na swojego przyjaciela? Ha! On też cię niedługo zostawi, zobaczysz! Nikt nie będzie chciał takiego dziwaka jak ty! - Śmiał się brunet. Miał na imię Digby. Jego kolega natomiast nazywał się Waine. To była znienawidzona dwójka osób w całym sierocińcu przez Damona. Nie mogli przepuścić żadnej, nawet najmniejszej okazji do dokuczania Damonowi. Ale nie tylko on miał z nimi problem. Dokuczali praktycznie każdemu. Choć, naszemu bohaterowi dokuczali najbardziej. Inne dzieciaki po prostu się nie zbliżały do niego. Damon tylko westchnął i nie zwracał uwagi na chłopaka. A przynajmniej próbował nie zwracać uwagi na chłopaka. Niestety nie było to takie proste. Za którymś razem Damon nie wytrzymał. Pomyślał, że chciałby, żeby Digby się zamknął. W momencie, kiedy o tym pomyślał zapadła cisza. Odwrócił się do tyłu, gdzie stał drugi chłopak i zobaczył, że tamten rusza ustami, ale żaden dźwięk się nie wydobywa. Patrzył z zdziwieniem. To jeszcze mu się nigdy nie zdarzyło. To było coś nowego. Pomyślał, że chce, żeby Digby zaczął latać. I sytuacja się powtórzyła. Po chwili drugi chłopak zaczął się unosić. Damon uśmiechnął się drwiąco widząc przerażenie kolegi. Patrzył błagalnym wzrokiem na Damona. Zapewne, gdyby mógł mówić błagałby o litość. Ale Biddle nie miał zamiaru mu jej okazać. Czemu miałby ją okazać, kiedy on sam jej nie dostał nigdy. Przez około 15 minut bawił się w ten sposób chłopakiem. Podrzucał do góry i zatrzymywał go parę centymetrów nad ziemią. Trwałoby to znacznie dłużej, gdyby nie męski głos za plecami Damona.
-Damon. Co robisz? Puść go natychmiast.
Chłopak rozpoznając do kogo należy głos przestraszył się i natychmiast odwrócił w stronę właściciela. Za jego plecami stał Armand Gain i nie wyglądał na zadowolonego. Mrużył gniewnie oczy a ręce miał skrzyżowane. Chłopiec przełknął głośno ślinę. Co teraz Gain pomyśli o nim? Zapewne nie będzie chciał go znać. Digby, gdy tylko jego nogi dotknęły ziemi natychmiast uciekł do środka, natomiast Armand powiedział, że zaraz przyjdzie i poszedł poszukać Elishy. Gdy ją znalazł opowiedział jej o tym co przed chwilą widział.
-Tak, takie rzeczy mają właśnie miejsce od czasu do czasu. To są te dziwactwa, o których panu mówiłam.
-No tak. Ale, ja tak właściwie nie w tej sprawie. Jak już kiedyś wspominałem, nie jestem stąd. Wraz z końcem grudnia planuję wrócić do swojego domu. Chciałbym adoptować Damona i zabrać go z sobą.
Elishia zamrugała parę razy. Ten człowiek chciał adoptować dziecko, które było niebezpieczne.
-Chcę pan adoptować Damona? - Spytała z zdziwieniem.
-Tak. Już o tym rozmawiałem z Panią. Skąd to zdziwienie?
-Byłam przekonana, że jak tylko zobaczy pan na własne oczy co robi ten chłopak to zmieni Pan zdanie.
-Dla mnie te, jak Pani nazwała dziwactwa są czymś w pełni normalnym.
Wychowawczyni popatrzyła na mężczyznę jak na wariata. Normalne? Czy ten mężczyzna wziął się z innej planety? A potem pomyślała, że najwyraźniej Armand Gain to taki sam wariat jak jej podopieczny. Ona nie będzie się w to mieszała. Nawet nie pytała z jakiego powodu mężczyzna chciał adoptować, akurat tego dzieciaka. Wolała nie wiedzieć. Wyjaśniła mężczyźnie jak będą wyglądały wszystkie formalności i obiecała, że przygotuje dokumenty. Po rozmowie z wychowawczynią Gain wrócił przed bramę, gdzie czekał na niego chłopak. Damon był tak zamyślony, że nawet nie zauważył powrotu Armanda. Westchnął głośno i zaczął mówić sam do siebie.
-Ciekawe co on teraz o mnie pomyśli. Pewnie, że takiego dziwoląga w życiu nie widział. Ale jestem głupi. Nie dość, że dziwak to do tego głupi. Po prostu, zabiję się i wszyscy będą mieli spokój. -Mówił cały czas chłopiec nie wiedząc, że za jego plecami stał Armand. Zorientował się dopiero gdy mężczyzna dotknął ręką jego ramienia a on wzdrygnął się na ten dotyk. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś go dotykał. Chyba że był bity przez kolegów. Nie umiał się bić więc zawsze obrywał. Podniósł głowę do góry i zobaczył bladą twarz Gaina.
-Damon? Czemu tak źle mówisz o sobie? Nie jesteś głupi. Jak na swój wiek, jesteś bardzo inteligentny. I mądrzejszy od tamtego chłopaka.
Czemu go tak potraktowałeś? Nie lubicie się?
-Jestem dziwakiem. Widział Pan co się działo z tamtym chłopakiem. Nie powie mi Pan, że to coś normalnego. Jestem głupi. Ciągle mi dokucza. On i jego kolega. Ale, nie tylko mi. Dokuczają wszystkim w sierocińcu.
-Rozumiem.


Zaginiony WładcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz