Rozdział 11 - Przemiana

31 4 0
                                    

Tej nocy Damon nie mógł spać. Cały czas myślał o mężczyźnie, który chciał go zabrać z tego piekła na ziemi. Miał mieszane uczucia. Czy to możliwe, że ktoś go mógł chcieć? A co, jeśli tamta wredna dwójka miała rację? Jeśli w końcu i Armand go zostawi? Nastolatek zamknął oczy. Stał przy oknie, na zewnątrz było ciemno, szalała okropna burza, która była drugim powodem bezsenności chłopaka. Za oknem było widać chodnik, którym w ciągu dnia przechodzili ludzie. Stała tam także lampa, która nagle zaczęła migać. Damon otworzył oczy. Widok ten przypomniał chłopakowi o tych wszystkich mrocznych książkach, które w ostatnim czasie przeczytał. Uroku dodawało skrzypienie bramy w pobliżu. Kiedy chłopak miał już odchodzić od okna, nagle zauważył na ulicy jak coś mu mignęło. Przyjrzał się uważniej. Zobaczył 2 postacie. To, samo w sobie już było dziwne. Był środek nocy, o tej porze nie było tu żywego ducha. Widać było wyraźnie, że czegoś szukają. Pytanie - czego? Czego ktoś może szukać w takim miejscu? Damon wzruszył jedynie ramionami. Odwrócił się do okna plecami zamierzając położyć się do łóżka i przynajmniej spróbować zasnąć. Jak tylko się odwrócił coś błysnęło i Damon poczuł falę uderzenia. Szybko się odwrócił i zobaczył, że z jednego z domów przy ulicy, kogoś wywlekają. Zapewne, gdyby chłopak wiedział czego za sekundę będzie świadkiem, schowałby się pod kołdrę, jednak...nie mógł wiedzieć. Dom stał bardzo blisko sierocińca, dzięki temu nastolatek mógł zobaczyć, że wywlekli młodą kobietę. Przez parę chwil szarpała się z tamtą dwójką, ale nie miała większych szans. Prawdopodobnie byli to mężczyźni, dużo silniejsi od kobiety. Po chwili, Damon zobaczył jak jeden z tych mężczyzn ugryzł ją w szyję, stał tak kilka minut, a kiedy ją puścił, ciało kobiety upadło. Nastolatek patrzył na to z przerażeniem. Drugi mężczyzna rozbijając okno wszedł do innego domu i zrobił dokładnie to samo. Damon nie mógł oderwać wzroku od tego widoku. Patrzył jak zahipnozowany. Po następnych kilku minutach mężczyźni zaczęli wciągać już zwłoki kobiet do domów skąd je wyciągnęli. Nastolatek pomyślał, że może nie powinien tak stać w tym oknie. Jeszcze przecież ktoś go zobaczy i dopiero będzie. Z sercem w gardle położył się do łóżka, jednak tej nocy nie zasnął.

Kiedy w końcu wstało słońce zsunął się z łóżka. Nie przespał nawet minuty. Czuł się strasznie. Całe ciało niemiłosiernie go bolało, czuł się tak jakby umierał. Ledwie udało mu się dojść do kuchni i zjeść śniadanie a potem poprosił opiekunkę, że jak Armand Gain przyjdzie to, żeby przyszedł do jego pokoju, bo on się źle czuje. Doczołgał się jakoś do swojego łóżka i położył. Nie wiedział, ile tak leżał. Czuł się jakby dryfował w nicości. Czuł się z każdą minutą coraz gorzej. Opiekunki nie zainteresował zbytnio fakt, że źle się czuję. Zresztą nie pierwszy i zapewne nieostatni raz. Chłopak był pewien, że umrze. W pewnym momencie poczuł, że wszystko go pali. Każdy milimetr ciała i każdy nerw. Ból był nie do zniesienia, do tego stopnia, że nastolatek zaczął jęczeć z bólu, a kołdrę zacząć gnieść w rękach. Kiedy był na granicy omdlenia i nie miał już nawet siły wić się z bólu, wtedy poczuł, że ktoś go dotyka.

Po kilku godzinach do budynku wszedł lekko zdziwiony mężczyzna. Chłopiec zawsze czekał na niego przed budynkiem sierocińca, jednak tym razem go tam nie było co Armanda bardzo zaniepokoiło.
-Przepraszam, gdzie jest Damon? - zapytał, kiedy znalazł Elishe w jej gabinecie.
-A, on prosił, że jak Pan przyjdzie to, żeby poszedł Pan do jego pokoju, dzisiaj się źle czuje. - odparła kobieta.
Wychowawczyni zaprowadziła Armanda do pokoju chłopca a następnie wróciła do siebie. Mężczyzna miał ciągle przeczucie, że coś się stało, a kiedy był pod drzwiami pokoju jego zmysły się uruchomiły. Wyraźnie czuł jakby ktoś mocno cierpiał. Szybko pchnął drzwi i wszedł do środka. Zobaczył Damona który leżał na mocno poniszczonym, starym łóżku i ledwie oddychał.
-Damon? Damon? Słyszysz mnie? Odezwij się. - mówił mężczyzna potrząsając delikatnie ramieniem chłopaka.
Zamiast odpowiedzi usłyszał jedynie jęki bólu.
-Damon, otwórz oczy. Musisz otworzyć oczy.
Dopiero po kilku próbach udało mu się je otworzyć. Miał nieprzytomne i dzikie spojrzenie. Jednak, w tym momencie nie to interesowało mężczyzny, skupił się na tym jakiego koloru chłopiec miał oczy. Kolor oraz źrenice zmieniały mu się cały czas. Armand ledwie mógł nadążyć nad tą zmianą. Mimo to, ten widok mu wystarczył. Już wiedział doskonale co się działo, choć nie rozumiał, dlaczego już teraz. Powinni mieć jeszcze kilka tygodni...przed pierwszą przemianą. Wampir zrobił sobie na nadgarstku niewielką ranę, a kiedy po chwili zaczęła płynąć krew zmusił chłopca by się jej napił. Damon szybko przyssał się i zaczął pić krew. Po chwili, Armand odciągnął go by nie mógł wypić już więcej i nastolatek popatrzył na niego.
-Zabili je. Widziałem. - wyszeptał ledwie.
-Co? O czym mówisz?
-Przed budynkiem. - wyszeptał jeszcze ciszej kładąc głowę na kolanach mężczyzny.
Mężczyzna widząc, że dzieciak zasnął wiedział, że już więcej się nie dowie. Ułożył go na łóżku, żeby uwolnić się i móc wstać. Przyjrzał się pokojowi w którym ostatnie lata spędził młody wampir. Wszystko było zniszczone. Łóżka wyglądały jakby mogłyby się w każdej chwili rozwalić, ściany były odrapane, tynk z nich odpadał. Na podłodze, która także wyglądała przerażająco leżały płaty tynku, które odlatywały od ściany. W rogach na suficie było widać dużą pleśń. Materace które leżały na łóżkach natomiast były dziurawe i tak cienkie, że Armand nie wyobrażał sobie na nich leżeć. Domyślał się, że warunki są tu nie najlepsze, jednak to co teraz widział sprawiło, że zrozumiał jak potworne są te warunki w rzeczywistości. Wampir był przerażony. Od tego przerażającego widoku oderwał go hałas z zewnątrz. Kiedy podszedł bliżej do okna zobaczył pogotowie ratunkowe oraz gości z kostnicy. Armand jak na wampira przystało miał wybitny słuch, skupił się więc i po chwili usłyszał fragment rozmowy.
-I co tam, Panie Doktorze?
-Cóż, nic tu po nas. Zgon obu kobiet musiał nastąpić w nocy, myślę, że koło 2.00-3.00.
-Przyczyna?
-No i właśnie tu jest problem. Nie rozumiem. W organizmie obu kobiet nie ma ani kropli krwi. Wygląda to tak jakby ktoś wyssał z nich całą krew. Bardzo dziwne.
Armandowi tyle wystarczyło. Było jasne, że była to robota wampirów, a Damon zapewne wszystko widział z okna. Spojrzał na chłopaka, który zaczął kaszleć. Nie wyglądał za dobrze. Trząsł się. Mężczyzna nie mógł zostawić dziecka samego. Postanowił, że zabierze go już teraz i nie będzie czekał.

Elisha nie chciała pozwolić mężczyźnie zabrać chłopca. Armand nie miał ochoty na rzucanie znowu na nią uroku, bo w końcu ileż można. Zresztą, mężczyzna był tak zły, że mógłby niechcąco dokonać stałej krzywdy na umyśle kobiety.
-Pan oszalał? Nie mogę pozwolić by zabrał Pan dziecko z sierocińca bez wcześniejszego podpisania dokumentów.
-Dobrze Pani wie, że dokumenty adopcyjne zostały już podpisane. Czekamy tylko aż wasz dyrektor wyrazi zgodę i je podpisze. Damon jest chory, a pokój, w którym mieszka nie nadaje się do życia nawet dla psa.
-Nie możemy dać naszym podopiecznym lepszych warunków niż te które mają.
-W takim razie lepiej jakby spali na zewnątrz. - stwierdził Armand.
-Panie Gain, oszalał Pan? Mamy jesień, jest coraz chłodniej, a zresztą co to za chory pomysł?
-Zdaje sobie Pani sprawę, że jeżeli zechce to i tak zabiorę chłopca stąd? Nawet Pani mnie nie powstrzyma. - powiedział mężczyzna ostrym tonem.
-A niech piekło Pana pochłonie! Zabieraj sobie Pan tego bachora! Przynajmniej będzie spokój i nie będę musiała się martwić o swoje życie! Jak Dyrektor podpiszę papiery to wyślę je Panu pod adres wskazany na wniosku.
-Świetnie. Dziękuję. - powiedział mężczyzna, wracając do pokoju na piętrze.

Podniósł delikatnie śpiącego chłopaka i zszedł na dół. Mimo swojego wieku był strasznie lekki. Stanowczo za lekki. Damon jęknął z bólu i zaczął się wiercić.
-Ciii, już w porządku. Damon, spokojnie to ja, Armand.
Nastolatek spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na mężczyznę i wtulił swoją twarz do jego klatki piersiowej. Wampir otoczył mocniej ramieniem chłopca. Przeszli kilka ulic i po 15 minutach Armand wszedł do małego domku na końcu ulicy. Położył nastolatka na skórzanej kanapie w salonie. Na koniec wybiegł z domu i pobiegł kilka domów dalej.

-Armand, on może tego nie przeżyć. - powiedział jakiś czas później mężczyzna, po którego wcześniej pobiegł Armand. Mężczyzna ten był lekarzem i oczywiście także wampirem.
-Dałem mu trochę swojej krwi.
-Przechodzi przemianę. Bardzo boleśnie. Jest niedożywiony i ma dużą niedowagę. To, że dałeś mu swojej krwi, uratowało mu życie, ale nawet twoja krew może nie wystarczyć. Jeżeli przeżyje to będzie trzeba go odżywić. Na szczęście wampir po pierwszej przemianie może jeść zwykłe jedzenie. Jest osłabiony, kiedy planujesz wyjeżdżać? - zapytał mężczyzna.
-Za 3 tygodnie.
-Dobrze. Tyle czasu wystarczy by doszedł do siebie. Mam taką nadzieję.
-Wciąż nie rozumiem. Mogłem się aż tak pomylić? Byłem przekonany, że mieliśmy jeszcze przynajmniej dobry miesiąc do tej przemiany.
-To nie twoja wina. Armandzie. Coś przyspieszyło proces. Musiało się coś wydarzyć.
-Kiedy się na chwilę obudził, wymamrotał coś, że zabił je. Dzisiaj rano przy sierocińcu znaleziono 2 ciała kobiet. Podsłuchałem rozmowę lekarza z innym gościem. Kobiety miały wyssaną krew. On chyba to widział.
-O kurde. Jeżeli był świadkiem ich ataku to zdecydowanie musiało to przyspieszyć proces.
-Co ja mogę zrobić?
-Nic. Trzeba poczekać. Jest osłabiony. Jakby się coś działo to wiesz, gdzie jestem.
-Dziękuję.


Zaginiony WładcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz