I chyba dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z tego, jak straszliwie nieszczęśliwa byłam. Nie zdawałam sobie sprawy jak zimne, było to moje serce. A może raczej, te szczątki, które z niego zostały. Jak martwa była moja dusza. Dopiero pojawienie się tej osoby sprawiło, że odkryłam to wszystko.
-Sabina MusytDamon dosyć długo rozmawiał z mężczyzną. Pewnie trwałoby to dłużej, ale przerwała im Eli. Po godzinie rozmowy, wychowawczyni zauważyła, że Damon tak jak co dzień siedzi na schodkach, ale tym razem nie sam. Jak tylko zobaczyła postać, z którą rozmawiał jej podopieczny natychmiast zerwała się na równe nogi i pobiegła przed budynek krzycząc:
-Proszę Pana! Proszę zostawić tego chłopca! - krzyczała tak głośno, że chyba na drugim końcu miasta było ją słychać przy tym łapiąc Damona i odsuwając go od mężczyzny.
-Spokojnie. Nic mi się nie dzieje. My tylko rozmawiamy, proszę pani. - wytłumaczył szybko Damon.
-Biddle! Tyle razy powtarzałam, że nie wolno rozmawiać z obcymi! - krzyczała na chłopca. - A co do pana! Panie...panie...- Wychowawczyni już chciała coś powiedzieć, do człowieka, którego wzięła za pedofila, ale zatrzymała się w połowie zdania.
-Gain. Armand Gain. - przedstawił się mężczyzna, wymieniając uścisk dłoni z kobietą.
-Miło mi pana poznać. Jestem Elishia Khasha, wychowawczyni w sierocińcu. Przepraszam, że tak na pana naskoczyłam, ale pilnujemy, żeby obcy ludzie nie kręcili się po terenie sierocińca.
-Rozumiem. Nie mam złych zamiarów.
-Nie kojarzę pana. Pan chyba nie stąd, prawda? - zapytała podejrzliwie Eli.
-Nie jestem stąd. Przyjechałem tu na jakiś czas by załatwić parę spraw. Podszedłem tu, bo zainteresowała mnie ta brama.
-Brama?- zdziwiła się Eli.- A, dlaczego interesuje pana brama?
-No cóż...- zaczął mówić Gain, patrząc ponownie na bramę.- Jeśli, ta brama wygląda jak z najgorszego horroru, to aż strach pomyśleć jak wygląda budynek w środku.
-Nie mamy na to wpływu.- powiedziała tylko, próbując się bronić.
-No tak.- powiedział jedynie, patrząc sceptycznie na kobietę, jednak po chwili odezwał się.- Czy mógłbym porozmawiać z panią na osobności?
-Tak, oczywiście. Zapraszam do gabinetu. - powiedziała i zaczęła iść w stronę budynku a, Armand za nią. Chwilę później siedzieli w gabinecie.
-W czym mogę panu pomóc? - odezwała się wychowawczyni, kiedy już siedzieli w gabinecie.
-Tak się zastanawiam, czy byłaby szansa żebym mógł odwiedzać Damona? - zapytał Gain.
-Odwiedzać? - zapytała zdzwiona kobieta.
-Tak.
-A dlaczego chciałby go pan odwiedzać?
-Jest interesujący. - padła wymijająca odpowiedź.
-Cóż...- Eli już miała zamiar mówić, że nie i że ktoś obcy z zewnątrz nie może tak sobie po prostu wejść i zacząć odwiedzać wychowanka, z którym zamienił parę zdań. Ale, nagle poczuła się nieco dziwnie i zamiast tego co chciała powiedzieć z jej ust wyszło coś zupełnie innego:
-Myślę, że nie będzie z tym żadnego problemu. - powiedziała beznamiętnym głosem. Kobieta zmarszczyła brwi zastanawiając się, o co chodzi, przecież nie to chciała powiedzieć.
-Co mogłaby mi pani powiedzieć o Damonie?
-Wie pan...Damon, on jest dziwnym dzieckiem- mówiła już swoim normalnym głosem.
-Dziwnym? Co ma pani na myśli? - zapytał Armand marszcząc brwi, widać było, że nie spodobało mu się to określenie.
-Nie chcę, żeby pomyślał pan, że jesteśmy walnięci, ale...-zatrzymała się w połowie zdania, a Gain skorzystał z tego i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć szybko powiedział:
-Droga pani, cokolwiek mi pani powie, nie pomyślę o was jak o wariatach ani też nie zmieni to mojego zdania odnośnie Damona. Jak tu trafił?
-Właściwie, to strasznie smutna historia. Jego matka go tu zostawiła. Pojechali wspólnie na zakupy, wracając przechodzili obok naszego sierocińca a jego matka kazała siedmioletniemu Damonowi poczekać pod budynkiem i powiedziała mu, że zaraz wróci. Oczywiście nie wróciła.
Przesiedział całą noc na schodach przed bramą.
Gdy rano otwierałam drzwi, zobaczyłam go siedzącego na schodach. Był cały przemoczony, bo tamtej nocy była straszliwa ulewa. Policja próbowała znaleźć rodziców, ale nie udało im się.
-A Ojciec?
-Nie wiemy o nim zbyt wiele. Damon mówił, że był mocno skupiony na swojej pracy.
-Rozumiem. To co miała pani na myśli mówiąc, że jest dziwny?
-Kiedy Damon się u nas pojawił...zaczęły mieć miejsce dziwne rzeczy. Podczas jednej bójki Damon miał złamaną rękę, ale zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować sama mu się, zrosła. Jeden z chłopaków zaczął się unosić nad ziemią a, po dłuższej chwili spadł łamiąc nogę i nadgarstek. Natomiast drugiemu zaczęła lecieć krew z nosa. Albo jakieś przedmioty się unosiły, drzwi same się zamykały. - mówiła Eli wyobrażając sobie, że za chwilę zostanie wyśmiana. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast wyśmiania mężczyzna patrzył śmiertelnie poważnie na kobietę i nie wyglądał na ani odrobinę zdziwionego.
-Jak jego rodzice się nazywają? - zapytał jedynie, zmieniając temat.
-Richmond i Elfrieda Biddle.
-Dziękuję. Chciałbym przyjść za tydzień.
-Oczywiście. W takim razie do zobaczenia. - powiedziała i odprowadziła Amanda do drzwi, który szedł szybkim oraz stanowczym krokiem i zatrzymał się dopiero obok nastolatka, który cały czas siedział na schodkach. Na widok mężczyzny spojrzał na niego i powiedział:
-Dziękuję panu za rozmowę.
-Obiecuję, że niedługo się spotkamy. Być może nawet szybciej niż myślisz. - obiecał, po czym zarzucił kaptur na głowę i odszedł.
CZYTASZ
Zaginiony Władca
FantasyCo mogą mieć wspólnego tajemniczy mężczyzna uwielbiający czarne stroje, zwykły nastolatek z sierocińca? I czy ma to coś wspólnego z legendami o ludziach zmieniających się w nietoperze, o których bajki słyszał dawno temu Damon?