Rozdział 5 (18+)

825 22 0
                                    

— Tato. — pochyliłam głowę wchodząc do jego gabinetu.

Z rana przyszedł ktoś z ochrony informując mnie, że mam się jak najszybciej stawić u niego.

— Siadaj mój promyczku. — wskazał dłonią na fotel tuż za biurkiem.

Podeszłam do brązowego mebla siadając na nim. Położyłam płasko ręce na kolanach jak i również wyprostowałam się patrząc w błękitne oczy Damona.

— Cieszy mnie to jak zareagowałaś na wiadomość o twoim ślubie. — pochwalał mnie co rzadko się zdarzało.

— Taka kolej rzeczy.

Ilekroć do ślubu w ogóle dojdzie, pomyślałam.

— Skoro tak łagodnie to przyjęłaś to nie zdziwi cię fakt, że ceremonia odbędzie się moment po twoich dziewiętnastych urodzinach?

W moich myślach pojawiła się dokładna liczba dni do moich urodzin.
Był listopad, co oznaczało, że niedługo nadejdzie zima, a co za tym idzie.

— Dwudziesty czwarty stycznia? — dopytałam.

Ojciec westchnął przeciągle po czym wstał ze swojego fotela. Okrążył masywne dębowe biurko podchodząc do mnie.

Uklęknął przede mną i złapał w swoje dłonie moje, które jak nawet nie zdążyłam zauważyć trzęsły się.

— Dokładniej dwudziesty szósty — poprawił mnie.

Cztery dni po osiągnięciu przeze mnie odpowiedniego wieku będę musiała wyjść za mąż.

Otrząsnęłam się ponownie przybierając niewzruszoną minę i nienaganną posturę. Wstałam z fotela zrzucając z siebie jego ręce i odpowiedziałam mu.

— W porządku.

— Del. — wtrącił, ale ja dalej byłam uparta.

— Dam radę, wyjdę za niego, urodzę mu dzieci i uczynię to co do mnie należy.

I mimo, że w kącikach już dawno uzbierały mi się łzy stałam twardo nie chcąc dać komukolwiek satysfakcji, że jestem słaba.

— Mogę już iść? — kiwnął głową na moje pytanie.

Od razu odwróciłam się praktycznie wybiegając i trzaskając za sobą drzwiami. Biegłam tak jakbym pragnęła uciec od nieuniknionego.

Dostałam się na piętro i dalej bezmyślnie wbiegłam do jedynego miejsca, w którym czułam się dobrze.

— Dalion! — od razu po przekroczeniu progu jego pokoju zawołałam go.

Nie zauważyłam go w pierwszej chwili nigdzie, a dopiero gdy niemal wyważył drzwi od łazienki i w samym ręczniku przepasanym na biodrach wybiegł z niej. Miał zaniepokojoną minę i dyszał.

— Dlaczego płaczesz? — to było jego pierwsze pytanie, gdy mnie zobaczył.

Nie kontrolowałam już łez ani łkań, które ze mnie wychodziły. Nie kontrolowałam też tego czego potrzebowałam.

Podbiegłam do brata mocno obejmując go w pasie i przytulając. Zaczęłam płakać w jego ciepły tors, a on mi na to pozwolił przytulając do siebie jeszcze mocniej.

Właśnie tego potrzebowałam. Jego. Zawsze, gdy był blisko czułam się bezpieczna.

— Co się stało? — spytał głaszcząc mnie po plecach.

Zadarłam głowę nie puszczając go i zaczęłam błądzić wzrokiem po jego twarzy. Była taka idealna, była moim jedynym widokiem jaki mogłabym oglądać do końca mojego życia. To był po prostu on.

— Nie chce wychodzić za mąż. — zrobiłam skruszoną minę, a moja dolna warga zaczęła drgać.

Pękłam, ale przy nim mogłam. Dalion mógł widzieć mnie w każdym możliwym wydaniu, a ja mogłam przy nim upadać tyle razy ile by mi na to pozwolił.

— Moja piękna siostrzyczko, pamiętasz co sobie kiedyś obiecaliśmy? — znał odpowiedź na to pytanie, a i tak oczekiwał, że to ja mu odpowiem.

— Że zabijemy swoich małżonków w noc poślubną, a ja nikomu nie dam tego co twoje. — chciałam wierzyć we własne słowa, ale były tak niemożliwe.

— Pamiętasz, widzisz. — położył swoją dłoń na moim rozgrzanym policzku.

— Ale ja nie dam rady nikogo zabić.

— Nie przejmuj się tym, dobrze? — pokiwałam głową.

Jak z odruchu przygryzłam dolną wargę. Dalion był zdecydowanie za blisko. Jego oddech owiewał moje pragnące jego warg wargi, a dotyk wysyłał mrowienie między nogami.

On również spojrzał na moje wargi z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Zbliżyłam się jeszcze bardziej do niego czując jego erekcję na swoim brzuchu, który do niego przyciskałam.

— Dalion. — wyszeptałam.

Położyłam swoją małą w porównaniu do niego dłoń na jego torsie, czując jak szybko biję mu serce i jak bardzo przyspieszył mu oddech.

Wbiłam się brutalnie w jego wargi chłonąc to czego chciałam od tak dawna. Od razu rozszerzył je dając nam obydwojgu nieograniczony dostęp do siebie.

Ręce brata przeniosły się na moje pośladki ściskając je w jego dużych dłoniach. Zaczęłam pojękiwać w jego ustach, gdy mrowienie nasiliło się jeszcze bardziej.

Nasze języki toczyły bitwę o dominację, a jego ręce ściskały mnie mocno, tak jak lubiłam. Też chciałam, żeby poczuł się dobrze, żebym zrobiła z nim to co on robił ze mną.

Zjechałam dłonią w dół dochodząc do ręcznika, o który zachaczyłam palcami. Jęknęłam jeszcze raz na co odruchowo złapałam go za jego sterczącego pod materiałem penisa.
Brunet złapał moje ręce w jedną swoją blokując je z tyłu. Przerwał pocałunek i ciężko oddychając powiedział:

— Miały być tylko pocałunki. — przypomniał mi surowo.

— Dalion, proszę. — czułam coraz bardziej jestem mokra. — Przecież też tego chcesz. — chciałam, aby to ze mną zrobił tak jak z innymi kobietami, o których mi opowiadał.

— Nie zniszczę cię.

— Tego właśnie chce. Pragnę cię Dalion.

Gdyby nie moje pragnienia względem niego mogłabym powstrzymać rzeź jaka miała mieć miejsca niebawem. Byłam głupia wybierając pożądanie ponad życia innych.

SWBHORLEY

Książka jest bardzo niemoralna, więc jak ktoś po tym rozdziale uzna, że za bardzo dziwna to nie radzę czytać dalej

Dziedzictwo Dolores 18+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz