Wróciłam na przyjęcie, ale nie ujrzałam tam Daliona, który jak mi się wydawało miał wrócić. Usiadłam ponownie sprowadzając wzrok każdego na siebie.
— Gdzie Dalion? — zapytał ojciec, gdy zajmowałam swoje wcześniejsze miejsce.
— Nie wiem, byłam w łazience. — wzruszyłam ramionami.
Damon nie był głupi i pewnie domyślił się, że byłam z nim, ale dla pozorów wolałam udawać. Nikt nie mógł poznać prawdy, bo odwołali by ślub.
W sali panowała przez chwile cisza, w której tylko każdy spoglądał niepewnie na siebie. Postanowił to wszystko przełamać mój tata mówiąc:
— Przejdźmy wszyscy do gabinetu, mamy dobre wieści dla was. — jego wzrok błądził pomiędzy mną, a Draconem.
On pewnie nie zdawał sobie sprawy, że kiedyś będzie mu dane poślubić Delancy Dolores, najważniejszą kobietę mafii.
Wszyscy udaliśmy się w kierunku gabinetu, do którego razem weszliśmy.
Stanęliśmy w czymś podobnym do kręgu. Widziałam dumne oraz pełne zachwytu spojrzenia gości jak i Rosalie. Wszyscy się cieszyli prócz mojego ojca. Nie pojmowałam, dlaczego go to nie cieszyło, przecież gdy wyjdę za mąż uwolnię się od Daliona i tym samym przestanie nas pilnować.
— Dracon wybraliśmy cię jako przyszłego męża naszej córki. — powiedział brunet.
Chłopak średnio na to zareagował, a jego mina wręcz zrzedła na słowo mąż. Nie spodziewałam się, aż tak złej reakcji. Nie byłam jakoś zbyt brzydka, aby tak reagować na wieści o ślubie ze mną.
— Mamy nadzieję, że dobrze się nią zaopiekujesz i spłodzisz potomków Dolores.
Miałam ochotę roześmiać się głośno, gdy zrobił tym razem zgorzkniałą minę świadcząca o jego braku wiedzy na tematy tradycji.
— Zostawcie nas samych. — głos tym razem zabrał jego ojciec nakazując nam wyjść.
— Dlaczego nie zareagowałaś na to. — dopadł mnie chyba zakłopotany głos blondyna obok mnie. Spojrzałam w jego ciemne tęczówki mrużąc przy tym oczy.
— Jesteś uroczy myśląc, że kiedykolwiek będziemy zwyczajnym małżeństwem.
— Nie powiedziałem tak. — próbował uratować choć trochę swoją sytuację, ale ja nie dawałam za wygraną.
— Ale tak myślisz. Jesteś czysty tak samo jak ja, więc możemy zacząć z czystą kartą.
— Delancy z całym szacunkiem, ale jesteśmy tylko dziećmi. — dalej się starał.
Gdyby naprawdę kiedykolwiek musiałabym wyjść za niego z własnej woli prędzej bym się zastrzeliła. Był za słodki, niezdarny i rozpieszczony.
— Nazywaj nas jak chcesz, lecz jedyne co musisz zrobić to dać mi swoją spermę.
W naszym świecie, a konkretnie naszym rodzie była jedna jedyna miłość jaka istniała i z pewnością nie będzie ona pomiędzy mną, a nim.
— Wybacz, ale oddalę się. — pozostawiłam go już bez żadnego słowa.
Zapewne cały się czerwienił w tak niewinny i nieporadny sposób jaki myślałam.
Chciałam już wrócić do swojego pokoju i zaszyć się jak zawsze w pościeli śniąc o czymś pięknym.
Jednak dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stałam pomiędzy dwoma parami schodów lekko krętymi. Jedne prowadziły na lewo do sypialni Daliona, a drugie do mojej i rodziców części. Po prawej panował całkowity mrok spowity ciszą i strachem. Chciałam skręcić w tę drugą i po prostu udać się do siebie.
Przegrałam.
Przegrałam ponownie tego dnia.
Pokonałam wszystkie schodki wchodząc w ciemność jak najpiękniejsze miejsce na świecie. Podążyłam korytarzem dotykając opuszkami palców ściany, aby się nie zgubić.
Zapukałam do wybranych drzwi. Nie dostałam zaproszenia, bo wiedziałam, że i tak nikt mi nie odpowie. Wkroczyłam do ciemnego pomieszczenia czując pustkę dookoła, a mimo to wiedziałam, że tu jest.
— Czy... mogę dzisiaj spać z tobą? — zapytałam trochę nieśmiało.
— Nie musisz się pytać, po prostu chodź. — odpowiedział mi na wpół śpiąco Dalion.
Podeszłam do łóżka z mojej strony i wczołgałam się na nie nakrywając się kołdrą, pod którą spał też mój brat.
— Dlaczego nie wróciłeś na przyjęcie? — spytałam czując jak jego ręka spoczywa na mojej talii i przyciąga mnie bliżej niego.
— Nie chciałem słuchać ich radości, dla mnie to...
— Wiem Dalion. — przerwałam mu. — Ale może faktycznie powinniśmy znaleźć sobie kogoś i pójść w swoje strony? Nie sądzisz, że tak byłoby najlepiej zakończyć to co jest między nami? — chciałam przekonać go, aby odpuścił mi.
Nie sądziłam, że możemy być szczęśliwi z kimś innym. To było niemożliwe, ale gdybyśmy udawali to mogłoby się udać, aż z czasem przyzwyczailibyśmy się do tego i tak by już pozostało.
Zamiast odpowiedzi poczułam, jak chwyta mnie za przedramię mocnym żelaznym uściskiem.
— Boli. — wysyczałam leżąc dalej jak zamarznięta w jednej pozycji.
Ściskał mnie strasznie mocno, przez co nie byłam w stanie nawet się szarpać.
— Ma boleć, bo gadasz głupoty. — jego ton głosu był przerażający. Jakby syczał plując na mnie jadem.
Gdy krew skapnie prosto w pierwszy płatek zimy oznaczać to będzie koniec rodu Dolores. Koniec narodził się wraz z jej narodzinami.
— Kocham cię Dalion, nie chce za niego wychodzić. — powiedziałam, gdy jego oddech zaczął się normować dając mi sygnał, że zasnął.
Każdy z nas szuka w życiu swojego sensu, ale nikt nie widzi, że niektórzy go nie mają.
SWBHORLEY
CZYTASZ
Dziedzictwo Dolores 18+
RomantizmNie powinniśmy czuć pożądania względem siebie. To było tak bardzo niemoralne, ale właśnie tego pragnęliśmy. Przegrać z pragnieniami.