SIEDEM

651 76 6
                                        


Zatrzaskuję drzwi od swojego pokoju i dopiero teraz uświadamiam sobie z kim rozmawiałam.

Kurwa.

Ale jakim cudem on mnie znalazł i co się z nim działo przez ten cały czas?

Potrząsam trochę za mocno głową i przez to czuję ból w karku. Ignoruję go. Desperacko poszukuję żyletki w szufladzie. Wreszcie ją znajduję i od razu przykładam ostrze do ręki. Nie zwracam uwagi na długi rękaw drogiego swetra. Tnę materiał i odczuwam ulgę, gdy w końcu natrafiam na skórę. Oddycham spokojniej, ale dłonie ciągle spazmatycznie mi się trzęsą.

Dziura w ubraniu jest już taka duża, że widzę jaskółkę tonącą w gęstym morzu mojego DNA. Krew bryzga na rzeczy. Już po chwili ptak znika z moich oczu.

Rzucam żyletką najdalej jak potrafię. Przedmiot odbija się od przeciwległej ściany i znika w szczelinie za komodą. Mam gdzieś, że jutro pewnie będę musiała ją znaleźć. Ciecz powoli spływa na pościel.

Strach paraliżuje moje ciało kiedy rwące pulsowanie w lewej ręce drażni moje nerwy.

Czuję złość, a złość jest rzeczą ludzką.

Czuję ból, a ból należy do człowieczeństwa.

Jakiekolwiek uczucia oznaczają człowieka.

Nienawidzę przystojnego chłopaka. Nienawidzę matki. Nienawidzę całego świata.

Nienawidzę siebie.

Łzy spływają po moich policzkach.

__________

Na początku przepraszam, przepraszam, przepraszam, że mnie tak długo nie było, bo w przyszłym tygodniu mam egzaminy i napisać coś uda mi się dopiero w (CHYBA) piątek albo weekend. Niedługo wakacje, więc to wszystko ponadrabiam.

Rozdział napisany na telefonie, ponieważ nie miałam co robić i akurat znalazłam chwilę i trochę weny. Wiem, wyszedł beznadziejnie.

W niedzielę postaram się dodać część na No way! i proszę, NIE ZNIECHĘCAJCIE SIĘ, TO TYLKO TYDZIEŃ!

Dziękuję, że jesteście.

Artystka✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz