Zatrzaskuję drzwi od swojego pokoju i dopiero teraz uświadamiam sobie z kim rozmawiałam.Kurwa.
Ale jakim cudem on mnie znalazł i co się z nim działo przez ten cały czas?
Potrząsam trochę za mocno głową i przez to czuję ból w karku. Ignoruję go. Desperacko poszukuję żyletki w szufladzie. Wreszcie ją znajduję i od razu przykładam ostrze do ręki. Nie zwracam uwagi na długi rękaw drogiego swetra. Tnę materiał i odczuwam ulgę, gdy w końcu natrafiam na skórę. Oddycham spokojniej, ale dłonie ciągle spazmatycznie mi się trzęsą.
Dziura w ubraniu jest już taka duża, że widzę jaskółkę tonącą w gęstym morzu mojego DNA. Krew bryzga na rzeczy. Już po chwili ptak znika z moich oczu.
Rzucam żyletką najdalej jak potrafię. Przedmiot odbija się od przeciwległej ściany i znika w szczelinie za komodą. Mam gdzieś, że jutro pewnie będę musiała ją znaleźć. Ciecz powoli spływa na pościel.
Strach paraliżuje moje ciało kiedy rwące pulsowanie w lewej ręce drażni moje nerwy.
Czuję złość, a złość jest rzeczą ludzką.
Czuję ból, a ból należy do człowieczeństwa.
Jakiekolwiek uczucia oznaczają człowieka.
Nienawidzę przystojnego chłopaka. Nienawidzę matki. Nienawidzę całego świata.
Nienawidzę siebie.
Łzy spływają po moich policzkach.
__________
Na początku przepraszam, przepraszam, przepraszam, że mnie tak długo nie było, bo w przyszłym tygodniu mam egzaminy i napisać coś uda mi się dopiero w (CHYBA) piątek albo weekend. Niedługo wakacje, więc to wszystko ponadrabiam.
Rozdział napisany na telefonie, ponieważ nie miałam co robić i akurat znalazłam chwilę i trochę weny. Wiem, wyszedł beznadziejnie.
W niedzielę postaram się dodać część na No way! i proszę, NIE ZNIECHĘCAJCIE SIĘ, TO TYLKO TYDZIEŃ!
Dziękuję, że jesteście.

CZYTASZ
Artystka✔
Novela JuvenilPatrzę, ale nie widzę. Nasłuchuję, ale nie słyszę. Dotykam, ale nie czuję. Oddycham, ale nie żyję.