Tym razem ukazuje mi się Isaac. Ma przygarbione plecy, a twarz opiera na dłoniach. Widząc mnie, unosi kąciki ust.
-Wyglądasz gorzej niż ja po dobrej domówce-mówi z uśmiechem.
Gromię go wzrokiem.
-Żartowałem-dodaje.
-Mało śmieszne-burczę.-Która godzina?-pytam.
-Koło trzeciej rano-odpowiada.-Jakby co, twoi rodzice nie wiedzą, że tu jestem.
Unoszę brwi.
-To jak wszedłeś do mojego domu?
-Są przekonani, że już sobie poszedłem.
Nie mogę się nie roześmiać.
-Ciszej-mruczy-bo jeszcze zaraz tu wrócą.
Zaczynam chichotać przez jego poważną minę. Teraz to on patrzy na mnie spode łba.
-Jak tam twoja jaskółka?-udaje mi się wydusić po chwili.
-Dobrze. Powoli robi się blizna.
Kiwam głową. Nagle sobie o czymś przypominam.
-Dlaczego sądzisz, że jest za wcześnie? Czy dwadzieścia jeden dni to zbyt mało?
Prycha.
-Teraz to już są dwadzieścia trzy dni. Mamy dwudziesty pierwszy dzień września-zauważa.
-I co? Za wcześnie?-dopytuję się.
-Nie wiem. Zależy, czy chcesz, żebym z tobą umarł, czy nie.
Wtapiam spojrzenie w jego przenikliwe tęczówki.
-Zależy, czy chcesz umrzeć ze mną.
___________
Nom, chyba trochę lepiej. Ostatnio kiepsko u mnie z weną. Dziękuję, że ktoś czyta moje wypociny:)
CZYTASZ
Artystka✔
Novela JuvenilPatrzę, ale nie widzę. Nasłuchuję, ale nie słyszę. Dotykam, ale nie czuję. Oddycham, ale nie żyję.