Gall Anonim

109 9 13
                                    

Ponad dwadzieścioro uczniów naraz pchało się do drzwi, robiąc tyle hałasu, że prawie dawali radę zagłuszyć dzwonek. Pan Zygmunt, nasz wychowawca, na próżno próbował nas jeszcze zatrzymać, wszyscy od tych kilku sekund żyli już wyłącznie weekendem.

Nigdy nie byłam dobra w takich przepychankach, więc wyszłam jako jedna z ostatnich. Razem z resztą klasy przemierzałam wąski korytarz w stronę wyjścia. Gdy tylko zjawiłam się na głównym holu, zaczęłam wypatrywać znajomej twarzy, ale przed oczami szybko przewijał mi się tak wielki tłum uczniów idących we wszystkie strony, że prędzej dostałabym to oczopląsu niż kogoś znalazła.

Nagle poczułam lekkie uderzenie w plecy, prawie podskoczyłam z zaskoczenia i gwałtownie się odwróciłam, tylko aby zobaczyć, że stoi za mną Madzia.

Tak właściwie to Madzia już dawno przestała być Madzią i stała się Magdą. To imię brzmiało tak wdzięcznie i dorośle, bez wątpienia pasowało do szesnastolatki. Ale ja nigdy nie mogłam się przemóc do tej nowej wersji imienia. Znałam ją od przedszkola (mimo że wtedy jeszcze niezbyt się lubiłyśmy) i zawsze dla wszystkich była Madzią. I dla mnie zawsze zostanie Madzią, nawet jak będziemy już staruszkami, wszystkie inne Magdy niech sobie będą Magdami jeśli chcą. A ja chyba jestem jedyną osobą, której Madzia pozwoliła na zachowanie tego zdrobnienia.

— Jeju, nie strasz mnie tak — sapnęłam, poprawiając plecak na ramieniu. — Hej.

— Cześć — odpowiedziała Madzia i zaczęła wpatrywać się we mnie z podejrzanie szerokim uśmiechem.

— Co ty taka ucieszona? — Zapytałam, kierując się w stronę wyjścia ze szkoły, gdy tłum ludzi zdążył już się przerzedzić. Przyjaciółka ruszyła za mną, gotowa do odpowiedzi.

— Zdarzyło się coś pięknego — westchnęła dramatycznie blondynka, zarzucając włosy do tyłu. — Dwa. Polskie. Z rzędu. — jej głos nabierał coraz więcej entuzjazmu. — Ćwiczenia w parach. Zgadnij z kim byłam!

W momencie, gdy wypowiadała ostatnie zdanie wyszłyśmy ze szkoły i kierowałyśmy się w stronę bramy.

Po ekscytacji w jej głosie i rozanielonym wyrazie twarzy byłam już pewna, kogo dziewczyna miała na myśli. Rozejrzałam się, upewnjając się, że w zasięgu wzroku nie ma tej jednej konkretnej osoby, po czym cicho zapytałam:

— Karol?

— Karol. — Madzia energicznie skinęła głową. — Karol Witka, TEN Karol Witka! Nie mogłam się w ogóle skupić, cały czas się na niego gapiłam, a kilka innych dziewczyn gapiło się na mnie. Z zazdrości. Ale ani trochę im się nie dziwię — po tych słowach z gardła Madzi wydobył się cichy pisk, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Dobrze wiedziałam, że Madzia podkochuje się w Karolu Witce, tak jak zresztą spora część dziewczyn z naszej szkoły, ale to była chyba lekka przesada.

— Nie nakręcaj się tak, to tylko ćwiczenia z polskiego — spróbowałam ją jakoś uspokoić.

— Ćwiczenia z polskiego z miłością życia — znowu niekontrolowanie się zaśmiałam, bo od kiedy znam Madzię, nazywa miłością życia każdego chłopaka, który jej się spodoba. — Tylko ja i on. No... i "Lalka". To w sumie prawie jak randka.

— Pewnie, nie ma to jak polonistyczne randki — powiedziałam z rozbawieniem, a Madzia zachichotała, gdy przekraczałyśmy bramę szkoły, wychodząc na chodnik.

Już drugi raz dzisiaj ktoś niespodziewanie mnie dotknął i już drugi raz wzdrygnęłam się z zaskoczenia, tym razem przez mocne, serdeczne klepnięcie w bark. Odwróciłam się, a Madzia odwróciła się razem ze mną i zaniemówiła. Stanął przed nami sam Karol Witka, o którym przed chwilą z takim zapałem dyskutowałyśmy.

Amatorka Słoneczników • wlwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz