XIV

279 12 92
                                    

Pov: Regulus

Obudziłem się rano w pustej sali leżąc na ziemi wtulony w nagie ciało Pottera. Sam również byłem nagi. Nie miałem serca go budzić, ale dziś grałem mecz a nie mogłem go tak tu zostawić. Obudziłem chlopaka pocałunkiem w usta.

- Mamo, jeszcze 5 minut. - mruknął w moje usta puszczając mnie i odwracając się na drugi bok.

- James, wstawaj. Dziś ślizgoni grają mecz a ja chciałbym zdążyć na śniadanie. - Oznajmiłem i zaczałem sie ubierać. Długo nie zajeło a zauważyłem ze mnie obserwuję. Zarumieniłem sie lekko. - Co się lampisz?

- Ładny jesteś więc patrze. Zabronisz mi? - Usmiechnał się kusząco. Ja skonczylem sie ubierać. James zauważając mój nie przyjmujacy sprzeciwu wzrok, zrobił to samo.

- Pamietaj że Syriusz i inni nie muszą wiedzieć - Wymienilismy porozumiewawcze spojrzenia.

- Jasne, to bedzie nasz mały sekrecik. - Podszedł do mnie i złapał moje dłonie -
Powodzenia Słońce. - Przysunał sie bliżej i mnie pocałował. Chwile tak staliśmy po czym niechętnie sie oderwaliśmy od siebie. - Rozwal ich. - Powiedział na co uśmiechnąłem się. Z sali pierw wyszedłem ja a dopiero po jakimś czasie on. Pierw skierowałem się do dormitorium gdzie wziąłem szybki, orzeźwiający prysznic oraz przebrałem się w czyste ciuchy. Następnie udałem się do wielkiej sali. Wchodząc kątem oka zauważyłem że James już siedział w gronie swoich przyjaciół. Uśmiechnąłem sie w środku i udałem się do stołu ślizgonów gdzie zastałem moich towarzyszy z dormitorium, niktórzy ubrani już pod mecz.

- Spdziłeś noc z chłoptasiem? - Spytał Dołohow gdy usiadłem do stołu.

- A nawet jeśli? - Spytałem. - Jeśli tak to bynajmniej z kimś spędziłem Walentynki, w porównaniu do ciebie. - widząc jego zawstydzenie uśmiechnąłem się do siebie triumfalnie i nałożyłem sobie trochę tostów. - A dla twojej informacji, nie. Nie byłem z Potterem tej nocy. - powiedziałem i wziąłem gryza.

- Ale z kimś tą noc spędzić musiałeś. - przybliżył się do mnie Evan. - I nie wmówisz nam że się uczyłeś.

- To nie twój interes. - Warknąłem.

- A może z Sarą? - Wskazał głową na krukonkę która właśnie weszła do sali cała w skowronkach.

- Aż tak nisko nie upadłem. Przypomne ci że mnie nie kręcą dziewczyny. I przestań debilu się jej patrzeć na tyłek.

***

Wszyscy zwarci i gotowi staliśmy z miotłami w rękach gotów wejść na murawę. Gdy już to zrobiliśmy usłyszeliśmy entuzjazm oraz buczenie z trybun. Na boisko wstąpili również puchoni. Podszedłem do kapitana ich drużyny aby jak zwykle uścisnąć dłoń jak kapitan z kapitanem.

- Niech wygrają najlepsi. - powiedział i podałi mi ręke którą mocno uścisnąłęm.

- Połamania mioteł - odpowiedziałem.

Na gwizdek Pani Hooch rozpoczęła się gra. Zacząłem latać nad boiskiem w poszukiwaniu złotego znicza. Złapałem się na tym że zamiast znicza, szukam Pottera. Gdzie ten jeleń? Znalazłem Syriusza, Lupina, nawet gdzieś mi śmigła Evans i Longbottom, a go nigdzie nie ma. Czyżby nie przyszedł na mój mecz?

Pov: Syriusz

Siedziałem na trybujach wśród innych gryfonów oglądając mecz.

- Chcesz kawałek? - Spytał Remi podsuwając mi pod nos tabliczkę mlecznej czekolady.

- Wziąłeś czekolade nawet na mecz? - Zaśmiałem się.

- No, a czemu nie? - wzruszył ramionami. - Bierzesz czy nie?

- To już podchodzi pod uzależnienie czekoladowe. - powiedziałem ułamując kawałek czekolady. Usłyszałem krzyk i oklaski więc odwróciłem się z powrtotem w stronę odgrywającego się meczu. Ślizgoni zdobyli pierwszego gola. Rozejrzałem się by zobaczyć miny niezadowolonych z tego powodu gryfonów. Ujrzałem Lily która usiadła obok.

- Jezus Maria, wszędzie ludzie. - powiedziała.

- Cześć, Liloliano.

- Czy ty kiedyś przestaniesz? L-I-L-Y. Lily.

- Mógłbym. Ale w tedy bym cie nie wnerwiał a tego Liluś nie chcemy. Au! - Dostałem kuksańca w żebra od rudej. Agresywna ruda.

- Gdzie zgubiliście Jamesa? - spytała.

- Nie wiem. Od śniadania go nie widziałem.

- Zmęczony jest?

- A bo ja wiem. Z tego co mi wiadomo to nie wrócił na noc do dormitorium.

- Uuuu, czyżby randka w walentynki???

- A Ciebie to nie boli? - wiedziałem że James kiedyś krótko chodził z Evans.

- A co? Mam płakać bo gej mnnie rzucił? To on mnie podrywał a później pocałował i stwierdził że jednak nie jest biseksualny. Jego strata. - powiedziała i zarzuciła swymi rudymi włosami jak prawdziwa kobieta niezależna. Wróciliśmy do oglądania meczu.

Pov: Regulus

No coż, Jak Jamesa nie było tak dalej nie ma. Pora się skupić na meczu. Wygrywaliśmy kilkoma punktami. Znicz zaginął razem z Jamesem a mecz trwa i trwa. Latam nad boiskiem, obserwuje szukającego przeciwników oraz wyśmienicie omijam lecące w moją stronę tłuczki. Nagle zauważyłem że szukający puchonów gwałtownie nurkuje goniąc złotą piłeczke. W pare sekund znalazłem się koło niego.

Lecimy ramie w ramie.

Znicz leci prostopadle do ziemi.

Jesteśmy coraz niżej.

I niżej.

Znicz dalej leci na całej prędkości.

Widze że puchon już ma ochote sie wycofać lecz mimo to dalej leci.

Dosłownie pare metrów nad ziemią.

Zaraz się rozbijemy.

Puchon podnosi koniec miotły, wycofuje sie z tej walki w obawie o swoje zdrowie. Ja lece dalej, jak grać to grać na całego.

Piłeczka znajduje się centymetr nad ziemią i gwałtownie zmienia kierunek. Leci równolegle do ziemi.

Robie to samo za nią, cudem sie nie rozbijając, a piłeczka wlatuje sama do moich rąk. Podlatuje ma nad boisko by obejrzeć wszystkich z góry.

- Black Regulus złapał znicza! Ślizgoni wygrywają to spotkanie! - krzyczy komentator któremu towarzyszą oklaski. Podnosze ręke ze zniczem w góre i rozglądam się. Czy to...? Tak! Tu sie znajduje mój Potter! Siedzi w pierwszym rzędzie w czarnej bluzie z napisem "I ❤ Slytherin" z kapturem na głowie by nikt go nie rozpoznał. Cwaniaczek jeden...

Siema, ogólnie to sorry ze tyle mineło od ostatniego rozdziału ale brak weny + 8 klasa. Za wszelkie bledy przepraszam

Dwie krople ognistej | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz