prolog

3.3K 143 101
                                    

(Piąty kwietnia. Poniedziałek)
[Katsuki]

-Dobra, jeszcze szybko założyć mundurek i szybko wyjść, tak by ojca nie obudzić...- Szepnąłem pod nosem sięgając jeszcze plecak z książkami.

Jak najciszej tylko mogłem opuściłem mieszkanie. Mój ojciec jak się okazało spał więc bez problemu mi się to udało.

Chodzę do prestiżowego liceum UA, tylko dzięki moim wynikom z nauki, do których właściwie się nie przykładam. Stypendium spadło mi z nieba bo z tym człowiekiem który chcę, czy nie jest moim rodzicem, najpewniej nigdzie bym nie zaszedł.

Kierowałem się powoli do szkoły. Przeciągałem najdłużej jak tylko mogłem tę drogę, bo mamy godzinę za dziesięć siódmą. A lekcje zaczynam o ósmej.

Dobra, dziś lekcje mam do piętnastej a więc zaraz po nich idę do pracy. A że robię w zwykłym monopolowym jako pomoc sprzątająca dla pewnej staruszki to na spokojnie sobie tam pójdę. Dziś powinienem dostać wypłatę za ten tydzień. 2235 jenów co prawda to nie dużo ale dla mnie wystarczająco... No jeżeli ojciec mi jej nie zabierze. On żyje przekonaniem że dostaję 3000 jenów dwa razy w miesiącu więc jeśli dobrze schowam resztę, to będzie dobrze. Resztę niestety muszę mu oddać, bo jeśli nie najpewniej nie wstanę na nogi.

Dobra, udało mi się odłożyć dwa tysiące jenów. Muszę kupić ze trzy zeszyty chociaż i przejdę się do sklepu z odzieżą używaną i kupię jakąś koszulkę bo chyba wszystkie które posiadam są brudne od krwi. To i tak cud, że mój mundurek ma tylko delikatne plamki, nie licząc licznych przetarć czy jakichś dwóch dziurek w koszuli które zaszyłem.

No i razem z tymi rozmyśleniami trafiłem pod szkołę, mając aż trzydzieści minut w zanadrzu. Jest wcześnie i chłodno, nie wiem czy chcę mi się szlajać przed budynkiem...
Nie, lepiej wejść by nie zachorować.

Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Po przebraniu butów na te szkolne od razu skierowałem się do szafek. W swojej muszę zostawić książki i plecak, zanim ojciec dowie się, że mam cokolwiek godnego sprzedaży. W dodatku wezmę coś do jedzenia.

Tak w tej szafce mam wszystko chyba.

Stanąłem w końcu przed nią, wbiłem szyfr i otworzyłem.

No tak, czemu mnie nie dziwi, że znów ktoś przez szczelinę nalał mi do środka wody...

Jestem pierdolonym geniuszem, że zaraz pod tą kratką położyłem ręcznik który wchłonął wszystko, a książki mam w reklamówce. Już raz zniszczyli mi zeszyty.

-Cholera...

-Coś się stało?- Usłyszałem nagle głos kogoś za sobą i zapach Alfy. Nieznany mi zapach.

Szybko i nerwowo się odwróciłem widząc zielone, lekko zakręcone włosy wysokiego, umięśnionego osobnika o równie trawiastych tęczówkach.

-Nie twój interes.- Syknąłem odsuwając się tak, że uderzyłem plecami w szafkę. Od razu poczułem jak moja marynarka się przemoczyła.-Kurwa jego mać.

-Coś Ci się rozlało..?- Zapytał ciekawsko podchodząc bliżej.- Ręcznik?

-Ktoś zrobił sobie cholerny żart. Zadowolony?- Prychnąłem kpiąco.

Pewnie on to zrobił a teraz głupa pali.

Zacząłem wycierać resztki wody, dzięki czemu znalazłem karteczkę z oczywiście groźbą. Już nawet nie czytając jej zgniotłem i wyrzuciłem za siebie.

-Kto robi takie Cholernie głupie żarty?

-A chuj cię to obchodzi? Co?- Fuknąłem patrząc na niego. Podnosił te kartkę.- Nie ma sensu tego czytać.

~Uratowany [DekuBaku] (A/B/O)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz