Rozdział 6

46 11 2
                                    

                                                                                    ***

     Stoję przed białym murem, trzymając w ręce kartkę napisaną przez Alice. Na czworaka przechodzę na drugą stronę. Wchodzę do Zakazanego Lasu. Idę w głąb, wołając siostrę. Zatrzymuję się na polanie, gdzie zabiłam wielkiego dzika.

– Alice! – wołam.

Odzywa się tylko echo, odbijając się od drzew.

– Alice!

Trzask łamanej gałęzi przykuwa moją uwagę. Zaczynam biec w jego kierunku. Wybiegam zza szerokiego drzewa i przystaję z ulgą. Kilka metrów ode mnie stoi moja siostra, więc przystaję.

– Alice!

Spogląda na mnie z uśmiechem, po czym odwraca się i zaczyna biec w przeciwną stronę.

– Nie! – krzyczę.

Ruszam za nią. Kilka kroków dalej zatrzymują mnie kolczaste krzaki.

– Alice, stój!

Nie słucha. Przedzieram się przez zarośla, boleśnie raniąc sobie skórę. Nie mogę się poddać. Mam ją prawie na wyciągnięcie ręki! Jeszcze kilka kroków. Syczę z bólu, ale idę za Alice do czasu, aż nie wychodzę na wielką polanę.

Moja siostra stoi na samym środku, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem. Próbuję do niej podejść, ale zza jej pleców wychodzi wysoki mężczyzna. Jego cera jest blada jak śnieg. Wszystko, co ma na sobie, jest wczarnym kolorze.

– Alice, chodź do mnie. – Wyciągam do niejdłoń.

Ani drgnie, sparaliżowana strachem. Mężczyzna spogląda złowieszczo za moje plecy. Obracam się i widzę watahę wielkich wilków. Na ich czele idzie o wiele od nich większy, czarny wilk. Czuję dreszcze na plecach, gdy się ze mną równają.

– Alice, proszę, podejdź tu. – Robię krok w jej stronę.

Nieznajomy wściekle syczy. Wyciąga sztylet i przykłada go do szyi Alice. Serce staje mi w piersi, gdy szeroko się uśmiecha.

– Puść ją! – krzyczę, a on obnaża białe zęby. – Nie!

Nic to nie daje. Zanurza długie kły w jej szyi. Zaczynam biec w ich stronę, ale Alice upada na ziemię, nim udaje mi się do nich dotrzeć. Stwór znika tak szybko, jak się pojawiła. Dopadam do Alice i dotykam jej bladej twarzy. W jej oczach dostrzegam tylko głęboką, bezdenną pustkę. Wydaję z siebie głuchy jęk.

Alice nie żyje.

                                                                   ***

Zrywam się, krzycząc jej imię. Mrugam kilkakrotnie, odganiając łzy, które napłynęły mi do oczu. Trzask drewna w kominku uświadamia mi, że to był tylko sen. Jestem w pokoju, w chacie. Staram się uspokoić szalejące serce i przyśpieszony oddech, gdy nagle słyszę czyjś głos:

– Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.

Spoglądam na Zaydena, który nieodgadnionym wzrokiem podąża w dół mojego ciała. Kąciki jego ust unoszą się do góry. Dzięki temu orientuję się, że koc zsunął mi się do połowy ramienia. Zapomniałam, że przed położeniem się ściągnęłam sweter, a koszula, którą teraz mam na sobie, odkryła opaskę założoną na piersi. Szybkim ruchem się zakrywam, rzucając mu złowrogie spojrzenie.

Zayden odchrząkuje.

– Kiedy wróciłem, spałaś. Nie chciałem cię obudzić. – Gdy nie odpowiadam, wskazuje na komnatę łaziebną. – Kazałem przynieść gorącą wodę, jeśli masz ochotę się odświeżyć. Na krześle zostawiam czyste rzeczy.

Tajemniczy LasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz