Powiewający chłodno wiatr omiótł moje ramiona, kiedy czekałam na taksówkę, która, zgodnie z informacjami podanymi w aplikacji, miała pojawić się lada moment przed osiedlem. Gdzieś w oddali słońce majaczyło za horyzontem, tworząc na niebie mieszankę kolorów, które zatopione były w drobnych obłokach i chociaż godzina była już późna, to całe miasto wciąż tętniło życiem, dając wytchnienie po kolejnym upalnym dniu.
Zza zakrętu wyłonił się samochód z charakterystyczną dla taksówek tabliczką, zatrzymując się po chwili na skrawku chodnika. Starszy pan przywitał mnie z uśmiechem, a ja odpowiedziałam mu tym samym i podałam adres, pod który muszę dotrzeć. Zapanowała niezręczna, charakterystyczna dla tego typu przewozów cisza, której akompaniowały pojedyncze dźwięki starych, rockowych piosenek i ciche nucenie kierowcy pod nosem. Odwróciłam głowę w stronę okna i patrzyłam z zachwytem na mijane po drodze budynki. Architektura Barcelony miała w sobie to coś, ten niepowtarzalny element, którym emanowała i czarowała każdego turystę.
— Znowu o tych kontuzjach gadają... aż muszę podgłośnić to stare ustrojstwo — westchnął pod nosem, tym samym przerywając ciszę, gdy w wiadomościach sportowych podawali kolejne doniesienia o urazach, które trzymały się piłkarzy Barcelony jak rzep psiego ogona — kto to słyszał, żeby kolejny młody zawodnik kończył tak szybko z kontuzją?!
Być może to kwestia przepracowania, od razu nasunęło mi się na usta, ale ostatecznie zachowałam tę uwagę dla siebie, udając, że właściwie to nie mam zielonego pojęcia o tej dyscyplinie. Prawdą jednak było to, że kontuzje nawiedzały drużynę zbyt często.
Kiedy taksówkarz zatrzymał samochód w dozwolonym miejscu po kilkunastu minutach dość szybkiej jazdy, parsknęłam pod nosem, widząc przed sobą naszych ojców, tańczących w kółku i podskakujących, jakby ich problemy reumatyczne przestały istnieć, stojącego obok nich Pedro, który asekuracyjnie wystawiał co jakiś czas ręce, gdyby któryś z mężczyzn miał się przewrócić, moją mamę, która chodziła z niecierpliwością od drzwi zielonego auta do krawężnika oraz rodzicielkę Pedro, która po prostu usiadła i patrzyła na popisy umiejętności tanecznych z niedowierzaniem. Myślę, że kierowca widział już w swojej karierze gorsze rzeczy, ale czy widział piłkarza drużyny tego miasta w towarzystwie rodziny i znajomych, którzy się bawili, jakby jutra miało nie być? Jeśli ten starszy pan rozpoznał Pedriego, z całą pewnością może dopisać do swojego portfolio nowy ciekawy przypadek.
Zapłaciłam wskazaną za kurs kwotę i pożegnałam się uprzejmie, życząc mężczyźnie dobrego wieczoru. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, usłyszałam rozbawione głosy ojców, którzy próbowali przekrzyczeć ryczące na cały regulator z samochodu La Camisa Negra. Posłałam mu pytające spojrzenie, co od razu skwitował wzruszeniem ramion.
— Dla świętego spokoju pozwoliłem im włączyć radio i wysiąść, bo im dłużej słuchaliśmy o obecnych podziałach terytorialnych naszego kraju, tym bardziej miałem ochotę włączyć latynoski rap i czekać na reakcję — oznajmił, przecierając twarz dłonią.
— Myślę, że ojcom taka muzyka przypadłaby do gustu — stwierdziłam — gorzej z resztą.
— Hej, mów za siebie, ja nie mam z tym typem muzyki żadnego problemu!
Podeszłam do mojej rodzicielki, wręczając jej rzecz, która stanowiła przedmiot całego zamieszania. Odwróciła się nerwowo, odbierając z ulgą klucze i momentalnie popędziła do dwóch wschodzących gwiazd tańca, którzy wyrazili swoje poważanie co do próśb ich żon dobitnym pomrukiem niezadowolenia.
— Idziemy spać, bo to już nie ten wiek na takie posiadówki — machnęła do nas dłonią i poprawiła torbę na swoim ramieniu — I trzeba tych starych zgredów ogarnąć!
![](https://img.wattpad.com/cover/334167334-288-k198145.jpg)
CZYTASZ
Gorzki smak słodyczy | Pedro González
FanfictionDwójka nierozłącznych w dzieciństwie przyjaciół - Maribel Cano i Pedro González - w wyniku wkroczenia w dorosłość, nie są ze sobą tak blisko, jak kiedyś. Jednak wszystko się zmienia, kiedy dziewczyna dostaje pewną propozycję. Czy zamieszkanie pod j...