10. Leche merengada

934 45 78
                                    

Kilka dni później

— Idziesz ze mną czy wolisz zostać w samochodzie?

— Poczekam na ciebie.

— Dobrze, zaraz wracam — trzymając w garści teczkę z badaniami, Pedro wysiadł z samochodu i poszedł w stronę klubowego budynku. 

Przeskakiwałam po playliście w poszukiwaniu słuchalnych piosenek. Nie miałam zamiaru siedzieć w ciszy, a wybór był duży, więc przełączałam i przełączałam utwory bez końca. Po krótkiej chwili trafiłam na jakąś rytmiczną piosenkę, do której całkiem przyjemnie podrygiwało się głową. Odblokowałam telefon, aby poczytać trochę wiadomości. Przez ostatni czas korzystałam mniej z urządzenia, co było zaskoczeniem dla mnie samej.

Bez większych problemów i przede wszystkim, bez objawów jeszcze większej traumy, wróciłam ostatnim razem z lotniska bezpiecznie, trzymając się samochodu, którym jechał przyjaciel. Wlokąc się za nim, wyglądałam jak ogon, który przyczepił się do bagażnika, jakby od tego miało zależeć moje życie. Poniekąd zależało, bo wizja zgubienia się nie była ani trochę przyjemna. Kilka dni wystarczyło, aby zapomnieć o upokarzających wydarzeniach z drogi.

Nagle obok szyby wyrosła wysoka postać, a ja prawie że dostałam zawału, myśląc, że to kolejny fan albo natarczywy roznosiciel ulotek o instalacjach fotowoltaicznych. Patrząc nieufnie na osobę, której wcale nie chciałam tutaj spotkać, już z dwojga złego wolałabym niekończące się historie o korzyściach paneli fotowoltaicznych na moim dachu.

Jakie muszę mieć szczęście, żeby na parkingu ośrodka treningowego spotkać Nico Gonzáleza we własnej, pieprzonej osobie, z którym jakimś trafem nie minęłam się na meczu? Byłam przecież pod samymi drzwiami szatni i na całe szczęście, nie spotkaliśmy się wtedy, ale siedząc w samochodzie, Nico dostrzegł mnie i sprawił, że moje życie mignęło mi przed powiekami. Uchyliłam szybę, bo jeszcze kilka sekund i piłkarz rozwaliłby ją od nieprzerwanego pukania w szkło. Momentalnie poczułam, jak chłodne powietrze wdziera się do wnętrza samochodu.

— Hej, czemu siedzisz tutaj, tak w samotności? — powiedział pewnie, opierając się łokciami o ramę szyby. Miałam ochotę strzelić sobie dłonią w środek czoła.

Zastanówmy się, czemu ktoś siedzi sam w samochodzie, który stoi zaparkowany na podziemnym parkingu. Przecież nie ma bardziej interesującego zajęcia niż siedzenie samemu w samochodzie! To jest moja pasja — kiedy mi się w życiu nudzi, idę posiedzieć do auta i słuchać radia, a najlepiej, kiedy pojazd stoi w szczerym słońcu!

Bo może na kogoś czekam i tym kimś jest twój kolega z drużyny, imiennik z nazwiska, mogłabym rzec?

— A wiesz, jest tak gorąco, że nie mam siły, aby ruszyć się z miejsca. Musiałam wyjechać na chwilę na miasto. Pozałatwiać różne sprawy i takie tam — siląc się na minimalny uśmiech, starałam się dać chłopakowi jak najbardziej wyczerpującą, ale wymijającą odpowiedź, aby dał mi spokój i poszedł, zawiedziony brakiem możliwości odniesienia się do moich słów.

— I widzisz, dzięki temu się spotkaliśmy — odparł szarmancko.

Cisnęło mi się na usta, aby powiedzieć, że to dzięki Pedro szatyn teraz ze mną rozmawia, ale postanowiłam nie być nieuprzejmą. Chociaż obecność Nico irytowała mnie niesamowicie i przeczuwałam, że nie wróży to niczego dobrego, bo rozmowa totalnie się nie kleiła. Jeśli Pedro się tutaj zaraz nie pojawi, to ja oszaleję, wyjdę z siebie i stanę obok, ale na pewno nie obok szczerzącego się teraz od ucha do ucha Nico Gonzáleza.

— A wy przypadkiem nie mieliście zaczynać treningu? Pedro w tym celu przyjechał o tej godzinie na stadion.

Na wspomnienie o moim przyjacielu, piłkarz przewrócił oczami, tak jakby to miało zmienić moje nastawienie.

Gorzki smak słodyczy | Pedro GonzálezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz