Wiosna, 2021 rok
Wróciłam do domu zadowolona. Rzadko się to zdarzało, biorąc pod uwagę, że egzaminy końcowe zbliżały się wielkimi krokami. Słońce zaczynało coraz mocniej dawać o sobie znać, celując ostrymi promieniami w moją twarz. Przekroczyłam próg domu i rzuciłam torbę na krzesło.
— Skarbie, umyj ręce i chodź, obiad już czeka. Musimy porozmawiać — mama spojrzała na mnie poważnie. Domyślałam się, czego będzie dotyczyć ta rozmowa, więc automatycznie zaschło mi w gardle.
Poruszona w ostatnim roku już milion razy, w pewnym momencie aż do znudzenia. Jednak od pewnego czasu miałam coraz mniejsze nadzieje na zmianę. Niechętnie odsunęłam krzesło, zasiadając do posiłku.
Rodzicielka postawiła przede mną talerz z posiłkiem, siadając naprzeciwko. Po chwili do domu wszedł mój tata, który nalał sobie szklankę wody.
Leniwie dłubałam widelcem w jedzeniu, które teraz w żadnych snach nie przeszłoby mi przez gardło. Wpatrywałam się tępo w warzywa i makaron, czując gęstość niewypowiedzianych jeszcze słów w powietrzu.
Spojrzałam na rodziców. Na ich twarzach nie było śladów zmartwienia czy smutku. Ze zdziwieniem westchnęłam, przełykając kęs obiadu.
— Twoje studia... doskonale wiesz, że już niedługo... się wyprowadzisz z domu — ostatnie słowa z trudem wypłynęły z ust rodzicielki, tak, jakby nie rzucenie ich na światło dzienne miało spowodować, że tutaj zostanę.
Niestety, nie będę ich drugą Florą, chociaż zapewne chcieliby mieć obie córki przy sobie.
— Wiemy, jak bardzo chciałaś, żeby to była medycyna, ale nie będziemy w stanie ich opłacić, jednocześnie zapewniając ci warunki dobre do życia, abyś mogła skupić się w stu procentach na nauce — dodał tata i opróżnił szybkim ruchem wodę ze szklanki — uwierz nam, nie wiesz, ile razy przeliczaliśmy wszystko i kalkulowaliśmy każdy możliwy scenariusz.
Wierzę, bo wielokrotnie słyszałam te "ciche" dyskusje późnymi wieczorami.
Chociaż to nie zmienia faktu, że w moich oczach zbierały się łzy, a oddech przyspieszył.
— Nie mogłabym poczekać tych dwóch lat, popracować sobie trochę tutaj, odłożyć i dopiero zacząć? — zapytałam łamiącym się głosem. Jeszcze bardziej skuliłam się na krześle, które obecnie było o wiele bardziej niewygodne, niż każde szkolne krzesełko. Przecież to nie jest sytuacja bez wyjścia.
Właściwie, z każdym rokiem myśl o studiach medycznych zaczęła mnie przerażać. Progi na ten kierunek w mojej ukochanej Barcelonie były piekielnie wysokie, a ryzyko, że mogę nie podołać, bardzo duże. Kiedy weryfikujesz swoje dziecięce zachcianki i wizje, nagle świat przestaje wyglądać tak kolorowo. Oczywiście, że to dalej było moim marzeniem, które z czasem chciałam zamienić na spełniony cel, ale życie jak zwykle sprzedawało mi plaskacza w oba policzki na raz.
A ja, chcąc nie chcąc, musiałam ich nadstawić, bo ucieczka nie była rozwiązaniem.
— Oczywiście, że mogłabyś... ale im dłużej będziesz to odwlekać... w końcu skończysz tak, jak ja — skwitowała mama, a ja wiedziałam, z jak dużym bólem wypowiadała to zdanie.
Miała takie same marzenia jak ja. Chciała zostać kimś więcej, niż zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa. W jej czasach jeszcze trudniej było uciec do większego miasta, a co dopiero studiować. Kariera naukowczyni. Jak to pięknie brzmi.
Ostatecznie odnalazła się w turystyce, prowadząc z moim ojcem rodzinny interes, do którego niedawno dołączyła Florencia. Rodzice nie musieli się martwić, że ich biznes padnie, bądź żadne z ich dzieci nie będzie chciało się tym zająć.
CZYTASZ
Gorzki smak słodyczy | Pedro González
FanfictionDwójka nierozłącznych w dzieciństwie przyjaciół - Maribel Cano i Pedro González - w wyniku wkroczenia w dorosłość, nie są ze sobą tak blisko, jak kiedyś. Jednak wszystko się zmienia, kiedy dziewczyna dostaje pewną propozycję. Czy zamieszkanie pod j...