3. Mus de Gofio

634 37 55
                                    

Wiosna, 2021 rok

Wróciłam do domu zadowolona. Rzadko się to zdarzało, biorąc pod uwagę, że egzaminy końcowe zbliżały się wielkimi krokami. Słońce zaczynało coraz mocniej dawać o sobie znać, celując ostrymi promieniami w moją twarz. Przekroczyłam próg domu i rzuciłam torbę na krzesło.

— Skarbie, umyj ręce i chodź, obiad już czeka. Musimy porozmawiać — mama spojrzała na mnie poważnie. Domyślałam się, czego będzie dotyczyć ta rozmowa, więc automatycznie zaschło mi w gardle.

Poruszona w ostatnim roku już milion razy, w pewnym momencie aż do znudzenia. Jednak od pewnego czasu miałam coraz mniejsze nadzieje na zmianę. Niechętnie odsunęłam krzesło, zasiadając do posiłku.

Rodzicielka postawiła przede mną talerz z posiłkiem, siadając naprzeciwko. Po chwili do domu wszedł mój tata, który nalał sobie szklankę wody.

Leniwie dłubałam widelcem w jedzeniu, które teraz w żadnych snach nie przeszłoby mi przez gardło. Wpatrywałam się tępo w warzywa i makaron, czując gęstość niewypowiedzianych jeszcze słów w powietrzu.

Spojrzałam na rodziców. Na ich twarzach nie było śladów zmartwienia czy smutku. Ze zdziwieniem westchnęłam, przełykając kęs obiadu.

— Twoje studia... doskonale wiesz, że już niedługo... się wyprowadzisz z domu — ostatnie słowa z trudem wypłynęły z ust rodzicielki, tak, jakby nie rzucenie ich na światło dzienne miało spowodować, że tutaj zostanę.

Niestety, nie będę ich drugą Florą, chociaż zapewne chcieliby mieć obie córki przy sobie.

— Wiemy, jak bardzo chciałaś, żeby to była medycyna, ale nie będziemy w stanie ich opłacić, jednocześnie zapewniając ci warunki dobre do życia, abyś mogła skupić się w stu procentach na nauce — dodał tata i opróżnił szybkim ruchem wodę ze szklanki — uwierz nam, nie wiesz, ile razy przeliczaliśmy wszystko i kalkulowaliśmy każdy możliwy scenariusz.

Wierzę, bo wielokrotnie słyszałam te "ciche" dyskusje późnymi wieczorami. 

Chociaż to nie zmienia faktu, że w moich oczach zbierały się łzy, a oddech przyspieszył.

— Nie mogłabym poczekać tych dwóch lat, popracować sobie trochę tutaj, odłożyć i dopiero zacząć? — zapytałam łamiącym się głosem. Jeszcze bardziej skuliłam się na krześle, które obecnie było o wiele bardziej niewygodne, niż każde szkolne krzesełko. Przecież to nie jest sytuacja bez wyjścia.

Właściwie, z każdym rokiem myśl o studiach medycznych zaczęła mnie przerażać. Progi na ten kierunek w mojej ukochanej Barcelonie były piekielnie wysokie, a ryzyko, że mogę nie podołać, bardzo duże. Kiedy weryfikujesz swoje dziecięce zachcianki i wizje, nagle świat przestaje wyglądać tak kolorowo. Oczywiście, że to dalej było moim marzeniem, które z czasem chciałam zamienić na spełniony cel, ale życie jak zwykle sprzedawało mi plaskacza w oba policzki na raz.

A ja, chcąc nie chcąc, musiałam ich nadstawić, bo ucieczka nie była rozwiązaniem.

— Oczywiście, że mogłabyś... ale im dłużej będziesz to odwlekać... w końcu skończysz tak, jak ja — skwitowała mama, a ja wiedziałam, z jak dużym bólem wypowiadała to zdanie.

Miała takie same marzenia jak ja. Chciała zostać kimś więcej, niż zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa. W jej czasach jeszcze trudniej było uciec do większego miasta, a co dopiero studiować. Kariera naukowczyni. Jak to pięknie brzmi.

Ostatecznie odnalazła się w turystyce, prowadząc z moim ojcem rodzinny interes, do którego niedawno dołączyła Florencia. Rodzice nie musieli się martwić, że ich biznes padnie, bądź żadne z ich dzieci nie będzie chciało się tym zająć.

Gorzki smak słodyczy | Pedro GonzálezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz