Rozdział 4

4.1K 173 18
                                    

Podążałam do szkoły, a moją uwagę przykuł widok Theo, który właśnie wychodził z domu z plecakiem na plecach. Od razu mnie zauważył, pomachał i zaczekał przy ulicy, wiążąc przez ten czas buta. Podeszłam do niego, rozczochrałam mu włosy i nałożyłam kaptur, żeby mi się czasem nie odwdzięczył.

Theo mruknął pod nosem, że mu się nie chce, a jedynie marzy o położeniu się do łóżka, i wiedziałam, co czuł. Ja również marzyłam o tym samym, a tego dnia była jeszcze przede mną dyskoteka z Biancą. Z jednej strony się cieszyłam, ale z drugiej czułam jakiś dziwny niepokój, którego nie potrafiłam zidentyfikować.

Po wejściu do szkoły automatycznie rozejrzałam się po korytarzu, chociaż wiedziałam, że o tej porze Reign zaczynał matematykę w sali, obok której miałam mieć lekcję hiszpańskiego.

Już na schodach usłyszałam głosy grupy ludzi, a wśród nich rozpoznałam głośny śmiech Reigna. Stał przy oknie, wymieniając żartobliwe uwagi z kolegami.

Musiałam przejść obok nich.

Nie miałam innej drogi. Starałam się utrzymać spokojny wyraz twarzy, chociaż serce biło mi nieco szybciej.

– Cześć – usłyszałam głos Coltona i podniosłam na niego wzrok.

– Hej. Nie zauważyłam cię.

– Cześć, Estelle – odezwał się Reign, patrząc to na mnie, to na Coltona, któremu pomachałam.

– Hej.

– Zająłem ci miejsce w sali.

– Nie siedzę z tobą. Daj mi spokój, Colton – powiedziałam od razu, słysząc jego słowa. Nie było nic gorszego od siedzenia z Coltonem. Wolałabym siedzieć z Veronicą niż z nim. A nawet nie chodziłyśmy razem do klasy. – Nie ma takiej opcji.

– Nie masz wyjścia, Estelle... Millie nie ma. Musisz więc siedzieć ze mną.

– To wolę siedzieć sama. Zostaw mnie. Wszystkie zadania zawsze ode mnie spisujesz.

– Bo jesteś dobra z hiszpańskiego.

– Odczep się, Colton – mruknęłam i poszłam do sali, a on od razu pobiegł za mną. Miałam go dość, a to był dopiero początek dnia. Czułam, że nie wytrzymam bez Millie i naprawdę go uduszę gołymi rękami. – Nie. Powiedziałam coś...

– Estelle...

– Dobrze. Dobrze, ale nie odzywaj się do mnie na lekcji. Zawsze mnie zagadujesz.

– Ja cię zagaduję?

– Idziesz dzisiaj na dyskotekę? – Zignorowałam go, nie mając ochoty na dalsze sprzeczki. Wiedziałam, że one mogły akurat trwać w nieskończoność, a ja miałam inną sprawę do załatwienia. Bianca. Usiadłam przy stoliku, a on kiwnął głową. – Bo Bianca idzie? – Od razu się zarumienił. Moje rumieńce przy Reignie są pewnie tak samo widoczne. Niedobrze... – Wiedziałam, że ci się podoba.

– Ciszej...

– Co cię powstrzymuje? Reign?

– Przyjaźnimy się. Chyba by mnie zabił. Ale wiem, że on podoba się tobie. I nawet nie próbuj zaprzeczać. Już dawno zauważyłem – szepnął, a ja spojrzałam na niego nieco zaskoczona. Nie było dobrze... Wiedziałam, że w każdej chwili może się wygadać. W końcu się przyjaźnili. – Ale nie wiem, czy ty też mu się podobasz. Nie mówił nic na ten temat. Wiem, że teraz jednak niby spotyka się z Veronicą. Znaczy, oni twierdzą, że nie są parą. To trochę skomplikowane. Nawet dla mnie. Nie za bardzo rozumiem tego, co między nimi jest. Sam też zaprzeczał, jak pytali, czy są razem.

Wszyscy oprócz niego | NOWA WERSJA | YAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz