Rozdział 28

3K 147 2
                                    

W grudniu wybraliśmy się z rodzinką na mecz hokeja. Osobiście nie mogłam się już doczekać, by zobaczyć Isaaca na lodzie, choć wydawało się, że zarówno Casey, jak i tata, byli jeszcze bardziej podekscytowani. Szli przodem, starając się znaleźć nasze miejsca. Rozglądałam się po arenie, obserwując tłum ludzi, który już się tam zgromadził. Liczba widzów rosła, tworząc coraz większy gwar wokół nas. Wydawało mi się, że w większości byli to właśnie studenci, zapewne z uczelni Isaaca. Usiadłam z brzegu, nie chcąc za bardzo słuchać krzyków taty i brata. Na szczęście to mama usiadła obok mnie, a dalej posadziła Daisy.

Skupiłam swój wzrok na zawodnikach, którzy intensywnie rozgrzewali się na lodowisku. Na początku ciężko było mi wypatrzeć Isaaca. Szczególnie z daleka. Dopiero po chwili udało mi się go zlokalizować, kiedy zaczęłam szukać go po numerze na koszulce.

– Z jakim gra numerem? – zapytała mama, mrużąc nieznacznie oczy, próbując dostrzec go w tłumie.

– Z szesnastką – wskazałam na niego, pomagając jej szybciej go zlokalizować. – Teraz ma krążek.

– O, widzę. On wie, że tu jesteśmy, nie? Spotka się z nami później?

– Tak i tak. Może pójdziemy coś zjeść po meczu?

– Pójdziemy, bo będą głodni – stwierdziła, spoglądając na tatę. – Nasi chłopcy są teraz w zupełnie innym świecie. Może zechcą częściej przyjeżdżać – dodała rozbawiona. – Jednak Daisy nie będzie tak chętna.

– No, Casey już mówił, że on też chciałby grać w hokeja i żebyście go gdzieś zapisali.

– Taa... Pamiętam. I zrobimy to, choć pewnie po dwóch treningach powie, że już nie chce... Zobaczymy. Może się nie zniechęci. Wolałabym, żeby grał w hokeja niż ciągle na tym komputerze. Tylko jemu ciężko znaleźć zajęcie, żeby mu się nie znudziło.

– To fakt.

Podniosłam się z miejsca, machając Isaacowi, gdy spojrzał w naszym kierunku, ale chyba jednak mnie nie zauważył. Przynajmniej nie wydawało się, żeby mnie dostrzegł. Zrobiłam też kilka zdjęć i wysłałam je przy okazji Jayce'owi i Millie.

A na meczu... No cóż... Często nie wiedziałam, co się dzieje i nie mogłam nawet zlokalizować krążka. Więc po jakimś czasie częściej skupiałam się na obserwacji Isaaca niż na tym, co działo się na lodowisku. Fascynowało mnie, jak płynnie i zwinne poruszał się po lodzie.

– Trafił! – W momencie, gdy Isaac zdobył bramkę, nie mogłam się powstrzymać od krzyku radości. Podniosłam się z miejsca, klaszcząc głośno. – Widziałaś?! – zapytałam z szerokim uśmiechem, obracając głowę w stronę mamy.

– Widziałam, ale nawet się nie zorientowałam, że to on.

Zaśmiałam się, zajmując z powrotem miejsce. I choć często trudno było mi nadążyć za biegiem wydarzeń na meczu, to jednak bardzo mi się tam podobało. Nie żałowałam, że się na niego wybraliśmy. Cieszyłam się, że mogliśmy przynajmniej trochę wesprzeć Isaaca i obejrzeć jego grę.

Jednak jeszcze bardziej nie mogłam się doczekać zakończenia meczu i wyjścia na coś do jedzenia.

Drużyna Isaaca wygrała. Odetchnęłam z ulgą, gdy mecz się skończył i ku mojemu zaskoczeniu brunet mnie zauważył. Pomachałam mu wesoło, a on wskazał, żebym podeszła bliżej tafli. Powiedziałam rodzicom, żeby poczekali na nas przy wyjściu i poszłam w stronę Isaaca, który przemieścił się bardziej w stronę zejścia do szatni, gdzie nie było już tej przezroczystej "szyby", która pozwalała na swobodne obserwowanie gry bez obawy, że dostanie się krążkiem w twarz.

Wszyscy oprócz niego | NOWA WERSJA | YAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz