Rozdział VI ,, Konsekwencje"

1.5K 69 5
                                    

                — Maddeleine —

— Maddeleine?— usłyszałam wołanie swojego imienia niedługo po tym, jak wyszłam na zewnątrz. Zaszyłam się w najbardziej zacienionej części naszego ogrodu w którym znajdowała się wiekowa huśtawka z nadzieją, że nikt mnie tu nie wypatrzy, dopóki sama nie zechcę wyjść. Ale myliłam się.

Dostrzegłam Woodsa idącego w moją stronę dosłownie kilka minut po tym jak usiadłam. Najwidoczniej naprawdę dobrze mnie znał. A ja nie wiedziałam o nim kompletnie nic...

— Mógłbyś się ode mnie odczepić. — burknęłam kiedy stanął na przeciwko mnie. — Przyszedłeś żeby kontynuować mi dokuczać?

— Nie Dzw... Maddeleine.— poprawił się, chociaż wiem co chciał powiedzieć.

— Skąd w ogóle wiesz o moim przezwisku?

Myślałam że tylko mój brat je zna. Zawsze tylko on mnie tak nazywał.

— Bo gdy byłaś małą dziewczynką uwielbiałaś bajkę o Piotrusiu Panu i wręcz domagałaś się, by nazywać Cię właśnie Dzwoneczkiem. — wyszczerzył się, ale ja nadal byłam zła więc  nie odwzajemniłam uśmiechu. — Dlaczego teraz go nie lubisz?

— Bo jedna zołza skutecznie sprawiła, że mi zbrzydło. — wydaje mi się że chciał dalej drążyć ten temat, ale widząc że krzyżuje ręce na piersiach postanowił zrezygnować.  — Przepraszam. — westchnął zaskakując mnie. — Nie chciałem Cię zdenerwować.

— A niby co innego miałeś na celu, hmmm? — zapytałam nie wierząc mu.

— Chciałem się tylko podroczyć. I wiesz co?

— Co?

— Nadal łatwo jest Cię wyprowadzić z równowagi, zupełnie tak jak wtedy gdy byłaś dzieckiem. — zaśmiał się.

— Ale już nim nie jestem. — warknęłam.

— Zauważyłem. — powiedział tylko przyglądając mi się nieodgadnionym wzrokiem, a chwilę później usiadł obok mnie. Był tak wielki, że ledwo zmieścił się na huśtawce , która teoretycznie była dwuosobowa, a nasze ramiona, mimo że siedziałam na samym skraju, stykały się ze sobą na całej długości.

— Ja też przepraszam...za koszulę...i za poprzednie oblanie, mimo że wtedy naprawdę zrobiłam to przypadkiem.

— Wyschnie, to tylko woda. — puścił mi oczko.  — A nie lemoniada. Chociaż nie będę się cały kleił.

— Racja. — uśmiechnęłam się nieśmiało. — Dlaczego cały wieczór tak mi się przyglądasz? — zapytałam widząc że znów wpatruje się we mnie tak...intensywnie.

A to naprawdę było niezręczne.

— Bo jestem... zaskoczony. — przyznał praktycznie od razu.

— Zaskoczony? Czym?

— Że siedzisz tutaj w jednym kawałku. Że tak wyrosłaś. — zaczął wyliczać. — Że tak się zmieniłaś, Dzwoneczku. — nie zdążył się pohamować więc zmrużyłam na niego oczy.

— Dlaczego miałabym nie być w jednym kawałku? Czyżbyś planował mnie poćwiartować — zrobiłam cudzysłów w powietrzu — za to moje domniemane 'wrzeszczenie'? — zażartowałam, a gdy rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie dodałam: Will wmawiał mi dziś rano, że robiłam to jako malutka dziewczynka.

— Bo naprawdę tak było. — znów zaczął się śmiać, a ten dźwięk brzmiał naprawdę cudownie. — Ale tylko przez pierwsze dwa lata. — dodał szybko widząc moją minę. Pacnęłam go za to w ramię, przy okazji odkrywając jak bardzo twarde i umięśnione jest.

(Nie)Znajomy? | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz