10.

48 4 9
                                    

Noc spędziliśmy w środku budynku. Na nasze szczęście było opuszczone. Fakt faktem w nocy prawie nic nie spaliśmy tylko rozmawialiśmy. W końcu uznaliśmy, że ostatni raz odwiedzimy miasto wampirów, po czym odejdziemy i zakończymy ten rozdział.

Od razu po wschodzie słońca wyruszyliśmy tam. Mika dalej wyglądał na zaniepokojonego. Nie chciałem pytać czym. Wiedziałem, że bał się utracić ponownie kontrolę nad sobą. Weszliśmy ledwo do tuneli, a już coś mi zaczęło nie pasować.

-Dym? - powiedziałem. Mika pobiegł przodem, a ja zaraz za nim. Wewnątrz roznosiły się kłęby dymu. Mika wyciągnął miecz i poszedł do wyjścia z budynku. Wyrównałem mu kroku. Kiedy wyszliśmy zobaczyliśmy coś czego myślałem, że nigdy nie ujrze. Na ziemi leżały nie tylko martwe wampiry, ale również dzieci, które nie były niczemu winne. Większość domów płonęły stąd też wzięły się te kłęby dymu. Nie umiałem uwierzyć w to co widzę.

-Co tu się do cholery stało.. - powiedział sam do siebie. Wtedy obaj zobaczyliśmy znaną nam osobę leżącą na alejce dalej od nas. - Cholera!

Pobiegliśmy w kierunku tej osoby. Na ziemi leżał martwy Ferid, który powoli zamieniał się w proch.

-Demoniczna broń.. - odezwałem się patrząc na zwłoki. - Musimy się stąd..

-Tak szybko? Nawet nie zdążyliśmy pogadać. - usłyszałem za nami głos Gurena. - Oszukałeś mnie.

-Przyganiał kocioł. - odwróciłem się do niego i spojrzałem mu w oczy. - To nie ja zrobiłem takie gówno co ty.

-Sam chciałeś pozbyć się wampirów. Zdecyduj się wreszcie. - jego wzrok skierował się na blondyna. Mika nie odwracał się.

Chciał do niego podejść, ale cały czas mu wchodziłem w drogę.

-Odsuń się do cholery. - przyciągnął mnie za kołnierz. - Wiedziałeś, że to prędzej czy później nastąpi.

Trzymając mój kołnierz zaczął mnie podnosić. Złapałem jego nadgarstek. Nasze spojrzenia się spotkały zaczynając toczyć walkę na spojrzenia. Wtedy zauważyłem jeden ważny szczegół.

-I co? Nagle nie umiesz się odezwać? - podszedł do murku i wyciągnął mnie za niego. Złapałem się mocniej jego ręki, żeby w razie co nie spaść.

-Ocknij się! Kretynie! - z każdą chwilą czułem jak coraz bliżej jestem upadku z wysokości. Wtedy miecz przedziurawił mężczyznę, ale tego to nie ruszyło. Uśmiechał się cały czas. Mika wystawił głowę zza jego pleców i patrzył na mnie zdenerwowany. Dla chłopaka to było już za dziwne. Spojrzałem w dół i westchnąłem puszczając rękę Gurena.

-Chcesz? Puść. - spojrzałem na niego, a po chwili na Mike. - A ty lepiej Uciekaj.

-Ciebie już do reszty pogrzało?! - chciał ruszyć do mnie, ale miecz Gurena zatorował mu drogę.

-Skoro prosisz. - mężczyzna mnie puścił, a ja zacząłem spadać.
_
_
_
Pov. Mika

Odepchnąłem broń mężczyzny i podbiegłem do murku. Mężczyzna zaczął się śmiać. Próbowałem zobaczyć roztrzaskane ciało Yuu, ale nie widziałem go. Wyciągnąłem miecz i wymierzyłem nim w mężczyznę. Może nie pamiętam jego parszywej mordy jakoś dobrze, ale jednego byłem pewien. On nie miał czerwonych oczu.

Jego spojrzenie było pozbawione emocji.

-Oj czyzbys się przejmował? - spytał.-Jak mi przykro. - zaśmiał się. - Żartowałem.

Przewróciłem oczami i zacząłem się zbliżać do niego z bronią. Ten nawet się nie wycofywał, a wręcz przeciwnie. Zbliżył się i nadział klatka piersiową o miecz.

-No proszę. Stałeś się w końcu wampirem. Jak przykro. Stałeś się tym co Yuu..

-Zamknij się! - wyciągnąłem miecz i podciąłem mu nogi pozbawiając go równowagi. Przyłożyłem czubek miecza do jego gardła. - Gówno wiesz. Poza tym. Ty nie jesteś tym co on chciał chronić.

-No cóż. Chyba nadszedł mój czas. - zamknął oczy. W tym samym momencie kopnął mój miecz na tyle mocno, żeby wypadł mi z rąk. Szybko wstał i złapał go.

-Albo ty jesteś na tyle słaby, że mnie nie pokonasz. - rzucił mieczem za mur i wyciągnął swój. - Zakończmy to.

Wziąłem wdech i czekałem na atak, który dość szybko nastąpił. Mimo licznych uników niestety udało mu się mnie trafić. Miałem kilka zadrapań na  brzuchu i prawym ramieniu. Piekło koszmarnie, ale nie mogłem dać się zabić komuś takiemu.

Szkoda, że nie tak łatwo jest pokonać demona.

Po chwili byłem na tyle ranny, że ledwo się utrzymywałem na nogach. Oparłem się o pobliską kolumne. Szykowałem się do kolejnego uniku, a mężczyzna do ostatecznego ciosu. Jednak ani mi, ani jemu to nie wyszło. W broń tego człowieka.. Albo demona..TEGO BYTU trafił inny miecz.

Zielony miecz.

To był moment, w którym miałem swoją szansę.

Tylko rodzina? //MikayuuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz