ROZDZIAŁ 5 KSENIA

116 5 0
                                    


Śniło mi się, że byłam na pięknej, zielonej łące, pełnej żywych kolorów. W oddali dostrzegałam gęsto rosnące drzewa. Czułam się wolna i szczęśliwa jak nigdy dotąd. Rozłożyłam ramiona i z uśmiechem na twarzy zaczęłam kręcić się w kółko. Po raz pierwszy w swoim trzydziestoletnim życiu śmiałam się głośno, nie obawiając się konsekwencji. Nie czułam bólu, trosk ani żadnych zadań do wykonania. Przewróciłam się na trawę i spojrzałam w błękitne niebo, bez ani jednej chmurki. Pomyślałam, że jeśli tak wygląda śmierć, to cieszę się, że nie ma mnie wśród żywych. Urwałam źdźbło trawy i przygryzałam je, rozmyślając o moich siostrach. Całe życie starałam się je chronić, aby nie musiały poznać w całej okazałości słynnego Rodiona i jego prawej ręki, Olgierda. Nie raz nabroiły, jak to dzieci, a wtedy winę brałam na siebie. One były pełne życia i wyobraźni, a wszystko, co zakazane, stanowiło dla nich najlepszą zabawę. Zawsze pytały, gdzie znikam na kilka dni. Tłumaczyłam im, że mam zadanie do wykonania dla naszego ojca. To była dobra wymówka, która tłumaczyła również moje obrażenia zadane przez sługusa Rodiona. Tak było do czasu, gdy siostry skończyły czternaście lat i same zorientowały się, że jestem karana i trzymana w piwnicy. Nasza gosposia przygotowywała dla mnie posiłki, a te szalone dziewczyny przynosiły mi je, pomagając mi nie poddać się. Nie mogę ich zostawić na jego pastwę. Nagle wszystko zaczęło się rozmywać. Zniknęły drzewa, łąka, a pozostała tylko ciemność.

Poczułam silny ból w całym ciele. Starałam się otworzyć oczy, ale nie mogłam. Były sklejone. Słyszałam wokół siebie jakieś głosy, ale nie rozumiałam, o czym rozmawiają. Docierał do mnie tylko skrawek rozmowy. Ktoś mówił o obrażeniach i jakichś badaniach. Nie wiedziałam, gdzie się znajduję i co się dzieje. Na pewno leżałam na miękkim materacu, a nie na twardym krześle. Usłyszałam, jak ktoś wychodzi z pomieszczenia. Nagle poczułam ukłucie w prawej dłoni, a potem zimny płyn wstrzykiwany do ręki. Nagle wszystko zaczęło się rozmywać.

Znowu udało mi się otworzyć oczy. Znajdowałam się w pięknym ogrodzie, otoczona różnokolorowymi kwiatami, a między nimi ciągnęła się ścieżka. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam czerwone kwiaty z żółto-pomarańczowym środkiem. Były śliczne, bogate w płatki, każdy z nich miał pomarańczową oblamówkę. Trochę znałam się na roślinach, bo moja mama je kochała. Miała piękny ogród, o który dbała osobiście. Te kwiaty, jak sądzę, to aksamitki. Skierowałam się dalej. Tutaj rosły kwiaty o różowych płatkach, przypominających serca. Wydaje mi się, że to godecja. Dalej były żywo zielone krzewy, a w tym przypadku miałam pewność, że to bukszpan. Ludzie często mieli je w ogrodach. Spojrzałam w lewo. Tam rosły fioletowe kwiaty, każdy z nich miał cztery płatki. To na pewno maciejki. Obok znajdowały się żółte kwiaty z wieloma płatkami, a ich środek był w odcieniu pomarańczowym. Znałam je, to nagietki lekarskie. Mama też je miała w ogrodzie, tylko w kolorze pomarańczowym. Stosowała je w kuchni do sałatek, zup i różnych sosów. Przy oczku wodnym zauważyłam jej ulubione kwiaty. Usiadłam na ławeczce, która tam stała, i przyglądałam się im. To azalie z różowymi płatkami i mocno pomarańczowym środkiem. Matka zawsze mi powtarzała, że mogą mieć różne kolory: purpurowy, żółty, pomarańczowy czy czerwony. Kochała wszystkie rośliny. Praca w ogrodzie ją uspakajała.

Tęsknię za nią, mimo że nie potrafiła mnie obronić przed ojcem. Nie winię jej, bała się tak samo, jak ja. Przypomniałam sobie, jak miałam osiem lat, a ona przychodziła do mojej sypialni, kładła się obok mnie na kołdrze. Oparła się o zagłówek łóżka i czytała mi na dobranoc. Kiedy ojciec był poza domem, zawsze nam się upiekło. Inaczej było, gdy wchodził do pokoju i widział, że mi czyta. Wpadał w szał, bił ją na oślep. Starałam się jej pomóc, ale też dostawałam. Kończyło się na tym, że wyszarpywał matkę z pokoju za włosy, a ja płakałam. Kiedyś ją zapytałam:

KSENIA - KOBIETA BEZ UCZUĆ #1 [ZAKOŃCZONA]  18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz