Każdy dzień wydaje się taki sam. Od tygodnia chmury nie udostępniały widoku na słońce, co skutecznie pogarszało moje samopoczucie. Wstałam i leniwie spojrzałam na zegar.
- Nie, nie, znowu zaspałam - mruknęłam do siebie. Za pięć minut zaczynały się lekcje, a ja byłam w proszku.- Myślę, że powinnaś popracować nad planowaniem sobie dnia - powiedziała Tikki.
- Tylko, że ja planuję dosłownie wszystko! Zobacz - powiedziałam pokazując kalendarz - mam zajęcia od rana do nocy, czasem myślę, że za dużo na siebie biorę, ale jeśli odmówię komuś, ta osoba od razu się obraża - westchnęłam.
W nowej szkole było mi bardzo trudno. Miesiąc temu w mojej starej szkole wybuchł pożar. Na szczęście nikt z uczniów nie zginął, ale szkoła nie nadawała się do użytku. Zatem musieli nas poprzenosić do różnych szkół. Niby rozmieszczenie było przypadkowe, ale nie wiedzieć czemu trafiłam do tej samej szkoły i klasy co Lila.
Była jednym z powodów dla których nie chciało mi się żyć. Natomiast na wiadomość, że w nowej klasie nie będzie oprócz nas nikogo innego z naszej starej klasy, miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Natomiast Lila z wielkim zapałem wprowadzała w życie plan niszczenia mi każdego dnia. Co według mnie nie ma już sensu, skoro nie ma tu Adriena, więc nie mogę być konkurencją.
- Marinette, gdzie ty się podziewasz?!
- Już idę, Alice - odkrzyknęłam. Rodzice z powodu problemów finansowych, co tydzień wyjeżdżali do Londynu by tam pomagać znajomym, którzy w weekendy mieli więcej gości, w swojej restauracji. Więc od dwóch miesięcy mieszka u nas znajoma mojej mamy, Alice. To ona spowodowała, że dom, przestał być domem i jest kolejnym powodem, dla którego nie chcę żyć.
- Wiecznie to samo! Ja nie wiem, skąd Sabine ma tyle cierpliwości dla ciebie. Jesteś bezużyteczna - powiedziała, z pogardą w głosie, a gdy zobaczyła,
że zepsuła mi humor, postanowiła wyjść z kuchni.Nie rozumiałam jej.
Raniła mnie na każdym kroku. Nienawidziła mnie, ale czemu zawsze milkła, gdy widziała, że mnie zraniła? Usiadłam przy blacie w milczeniu jedząc już miękkie płatki.
*
W szkole byłam o dziewiątej. Nie była to taka zła wiadomość, ponieważ przepadła mi chemia. Po cichu zaczęłam się kierować do szatni na w-f. Miałam nadzieję, że wszyscy już udali się na salę, ale się myliłam. Wszystkie dziewczyny siedziały spokojnie w szatni i rozmawiały. Widać, że dzisiaj nauczyciel znowu dał nam wolną lekcje. Miało to swoje plusy, ponieważ nienawidziłam ćwiczyć, ale wolna lekcja oznaczała przesiadywanie z ludźmi, których powinno się unikać.
Lila bardzo szybko odnalazła się w nowym towarzystwie. Kłamstwa na temat jej życia, znacznie jej pomogły. Ja natomiast uchodziłam za nieudacznicę, która nie docenia dobroci Lili, która mnie przecież wspiera.
- O! Witaj Marinette - wyszczebiotała Lila - czemu cię nie było na chemii?
- Byłam u lekarza - wymamrotałam. Nie chciałam się przyznać, że zaspałam, ponieważ nie chciałam pogrążać się jeszcze bardziej.
Bałam się, że wyłapią moje kłamstwo i będę uchodziła za kłamcę. Czekałam, co powie Lila. Wiedziałam, że jej słowa były dla innych, jak święte. Jej głos się liczył.
- Och! Biedaku, wszystko dobrze?
- Tak
- Idź do nauczyciela i powiedz, że jesteś, o ile już nie wyszedł ze szkoły.
- Dobrze - opuściłam szybko sale i poszłam korytarzem, do pokoju dla nauczycieli. Idąc korytarzem, nie zauważyłam piłki i prawie bym upadła gdyby nie czyjąś silna ręka.
- Uważaj - powiedział brunet. Był wyższy ode mnie o ponad głowę, lecz ja poczułam się, jakbym była dwa razy mniejsza. Nie wiem czemu, ale wzbudzał we mnie strach.
- Dobrze - odpowiedziałam szybko. Mimo niewyjaśnionego strachu, postanowiłam się przedstawić - jestem Marinette - chłopak w milczeniu zlustrował mnie, zatrzymał się dłużej na oczach i odszedł. Bez słowa.
Przeszedł przeze mnie dreszcz zażenowania i żalu. Nie wiem co bardziej mnie dobijało. To, że nie byłam w stanie z nikim nawiązać dobrej relacji, to, że jestem chodzącą porażka, czy może świadomość, że będę musiała wrócić do tych wrednych żmij. Czara goryczy się przelała, a ja zapragnęłam jak najszybciej się stąd wydostać. Poszłam do łazienki, a z torebki wyszła Tikki.
- Mam tego dość. Czemu wszyscy mnie traktują jak śmiecia? Milczę, źle, staram się być towarzyska, też źle - czułam jak do oczu napływają mi łzy.
- Marinette, dasz radę, tylko uwierz w siebie. Jeszcze wszystko się ułoży. Na pewno niedługo wszyscy się przekonają, jaką cudowna osoba jesteś - powiedziała radośnie Tikki.
Wieczna optymistka. Kiedyś to pomagało, jej entuzjastyczne mowy dawały mi silę. Teraz, są dla mnie tylko słodkim kłamstwem, obietnicą, która się nie spełni, fałszywą nadzieją. Musiałam uciec. Chociaż na chwilę zapomnieć o moim szarym życiu.
- Tikki, kropkuj - powiedziałam, a przez ciało przeszedł mi tak znajomy dreszcz. Wyskoczyłam przez okno i pofrunęłam między budynkami. Po kilku minutach skakania z budynku na budynek, ujrzałam znajomą, czarną sylwetkę. Ucieszyłam się, że tutaj był, potrzebowałam czyjegoś towarzystwa. Towarzystwa dobrego przyjaciela.
Cicho wskoczyłam na budynek, gdzie siedział Kot. Bez słowa usiadłam i uśmiechnęłam się lekko.
- Witaj, Biedronsiu - powiedział, a w jego oczach ukazała się iskierka - co tutaj robisz?
- Powiedzmy, że musiałam trochę odpocząć od codzienności - odpowiedziałam, uśmiechając się.
Kiedyś, złościły mnie te zdrobnienia, ale teraz je polubiłam. Oczywiście co jakiś czas przewracałam oczami, na jego teksty, ale robiłam to dla zasady, nie chciałam żeby pomyślał, że coś do niego czuję.
- Też tak masz?
-Huh?
- Czy czujesz, że świat cię nie chce. Wszystko jest przeciwko tobie, a gdy myślisz, że nie może być gorzej dowiadujesz się, że jednak może. Jedynie pod maską możesz się poczuć wolna i szczęśliwa.
Opisał dokładnie to co czuła. Jak to możliwe, że dwójka osób ma tak podobną sytuację? Zamilkłam i lekko pokiwałam głową. Czarny Kot lekko objął mnie ramieniem.
- Nie mogę obiecać, że będzie dobrze, ale pamiętaj, że cokolwiek się dzieje, jestem tu dla ciebie.
- Dziękuje - poczułam wielką gulę w gardle i nie mogłam już nic powiedzieć. My jednak nie potrzebowaliśmy słów. On rozumiał, jak nikt inny.
Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale wiem, że Czarny Kot jest jedyną osobą, która potrafiła wypełnić pustkę, która tak często przepełniała moje serce.
*
Hej, witajcie w moim pierwszym opowiadaniu. Miło, że tu jesteś. Już jak zaczęłam pisać, tą książkę wiedziałam co napisac, ale obecnie mam pustkę w głowie, typowe.
Chciałam wsm tylko wyjaśnić wam w jakim etapie życia Marynaty jesteśmy. Jest to 4 sezon, czyli Mari jest strażniczką, ale nikt nie wie o jej tajnej tożsamości. I nie ma Adrigami, ani Lukanette.
Nie wiem, jak długie to będzie, ani co się będzie tu działo. Zaczęłam to pisać na totalnym spontanie. Dosłownie, leżalam sobie, weszłam sprawdzić gdzie wgl się pisze opowiadanie i tak zaczęłam.
Dajcie gwiazdkę, ale pisze to dlatego, że nie wiem co jeszcze dopisać, a coś bym chciała
Więc, zachęcam do dalszego czytania i do zobaczenia w kolejnym rozdziale
Ps: napiszcie w komentarzu, jaki byście chcieli shipy, może się tym zasugeruje

CZYTASZ
Supełki na Sznurku
FanficW życiu Marinette nadeszły zmiany. Pewien wypadek zmusił ją do opuszczenia szkoły. Pech chciał, że trafiła do szkoły, w której jedyną osobą jaką zna jest Lila. Dodatkowo rodzice bohaterki mają problemy finansowe, powoduje to ich częste wyjazdy, więc...