VII

299 16 25
                                    

Po ostatniej lekcji, gdy wszyscy jak zwykle szybko wybiegli, zmarnowany Noah pierwszy schował wszystkie rzeczy, ale z braku innej możliwości czekał na swojego wspólnika w niedoli, jaką było więzienie przez kajdanki. Gdy Nathan także się spakował, wstał i dwójka spokojnie podeszła do nauczycielki, a wtedy ta spojrzała pytająco:

- Coś się stało, chłopcy?
- Może pani nas już odpiąć? - westchnął Nathan.
- Ale ja nie dostałam żadnego klucza - zaśmiała się - Właśnie miałam pytać, dlaczego chodzicie z tymi kajdankami? W dodatku razem... Zaskoczyliście mnie tą waszą przyjaźnią...
- Szmata nas oszukała! - warknął Noah, marszcząc gniewnie brwi.
- Co? - Nathan spojrzał na chłopaka.
- Nie pamiętasz? Mówiła, że każdy nauczyciel będzie nas obserwował...
- Ty, no tak! - teraz to Lee się wkurzył.
- Co się stało, chłopcy? Kto was zakuł? - dalej się uśmiechała.
- Przemilczmy kwestię tego, kto nas zakuł... - Nathan spojrzał w bok, uśmiechając się głupio, kiedy Noah posyłał mu gniewne spojrzenie.
- Ta... - westchnął rudowłosy - Trochę się... - zaczął niepewnie - pokłóciliśmy... Więc dyrektor kazała nam spędzić ze soba cały dzień. Ale w pewnym momencie skończyliśmy tak - tutaj uniósł swoją dłoń i Nathana, ukazując gustowne kajdanki - Uznali, że nawet tak będzie dla nas lepiej - uśmiechnął się ironicznie - Dzień w szkole się skończył, więc ktoś powinien nas uwolnić...
- No właśnie!
- Przepraszam was naprawdę, ale ja nic nie wiem... Może idźcie do dyrektor, chociaż nie wiem czy ją jeszcze złapiecie...

Nathan i Noah tylko spojrzeli po sobie przerażeni, po czym natychmiast pobiegli, prawdopodobnie prosto do gabinetu dyrektor. Obydwaj teraz biegli tak szybko jak nigdy na treningu za piłką. Co prawda, Noah nie latał za bardzo, ale zdarzało się...

Gdy piłkarze pobiegli, zaczęli z całej siły walić w drzwi w jakimś szale, ale nic dziwnego, przecież tu chodziło o ich wyjście ze szkoły i uwolnienie się od siebie. Mieli tylko dzień w szkole spędzić ze sobą, a nie poza nią... Dwójka pukała, dopóki nie podszedł do nich jakichś pracownik, upominając ich.

- Gdzie teraz macie lekcje? - spytał nieprzyjemnie mężczyzna.
- Skończyliśmy właśnie! - jęknął Nathan z przejęciem.
- To do domu!
- No bardzo chętnie, tylko niech ktoś nas uwolni! - warknął Noah.
- Ta młodzież teraz się tak bawi, a potem oczekuje pomocy... - pokręcił głową, odchodząc.

Nathan i Noah zmarszczyli brwi, czując się zdezorientowani, ale zaraz zrozumieli i wtedy dopiero się oburzyli.

- Nosz kurwa mać! - wrzasnął rudowłosy, kopiąc w drzwi - Co robimy?
- Chodź poszukać kogoś innego...
- Nie chcę mi się. Chcę iść do domu.
- Ja też - uśmiechnął się krzywo - Dlatego im szybciej to załatwimy, tym szybciej pójdziemy w swoje strony...
- Dobra! Szybko!

Nathan ruryszł zdecydowanie przed siebie, a Noah tuż za nim już z mniejszym entuzjazmem. Zresztą żaden nie był szczęśliwy z tego powodu, że wciąż muszą ze sobą chodzić, chociaż zgodnie z karą spędzili już razem dzień...

I tak chodzili od sali do sali, szukając gdziekolwiek pomocy, ale inni albo mieli lekcje i brak czasu, albo nie wiedzieli w ogóle o co chodzi... Dwójka powoli traciła nadzieję, że cokolwiek osiągną... Została tylko jedna osoba. Rudowłosy i brunet zgodnie zeszli prosto na halę sportową, gdzie aktualnie odbywał się trening piłki nożnej, jakby nie patrzeć ich trening.

Mężczyzna ubrany na sportowo i w czapce o wiadomym kształcie daszka akurat stał gdzieś z boku, obserwując swoich zawodników w akcji, niekiedy zagwizdał lub krzyknął. Gdy Nathan i Noah dostrzegli trenera jedynie spojrzeli na siebie, pokiwali głowami, po czym zdecydowanym krokiem podeszli.

- Trenerze... - zaczęli obydwaj niepewnie.
- Mamy problem... - rzekł Nathan.

Sportowiec odwrócił się bez pośpiechu, nawet nie zdziwiony, że z jakiegoś powodu problem mają akurat Johnson i Lee.

[BL] STOSUNKI MIĘDZYLUDZKIE ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz