Rozdział 11

132 22 113
                                    

Kilian

Już wiedziałem, że zabijanie się tylko po to, by pójść do Piekła i użerać się z tym skrzydlatym demonem, będzie wyjątkowo męczącym zajęciem. Coraz bardziej przestawała mi się podobać cała ta gonitwa za szukaniem Śmierci, a nie minęły dwa tygodnie.

Eddy nie zdradził mi, o czym konkretnie chciał porozmawiać z Arvisem. Prawdę powiedziawszy, nie dbałem o to. Ważne, że ta dwójka wierzyła, że wykazywałem jakiekolwiek zainteresowanie sprawą. Trochę żałowałem, bo nie przemyślałem, że bez paktu będę praktycznie za każdym razem zmuszony, by iść do Piekła razem z tą głośną, denerwującą kupą piór. Jednakże były plusy. Dowiedziałem się o Ralphie. Jednocześnie wysunąłem prosty ciąg przyczynowo-skutkowy. Zabiłem Ralpha, swojego poprzednika, a następnie jego los spadł na mnie. Koniec. Tak oto brzmiała cudowna historia o tytule: "Jak spierdolić komuś życie?" autorstwa Śmierci.

Przy okazji nasunęła mi się inna myśl. Gdyby Śmierć wybrał mnie bezpośrednio po zabiciu tamtego chłopaka, to raczej trafiłbym do Piekła szybciej. To oznaczało, że zwlekał, jakby poważnie zastanawiał się nad decyzją. Nie miałem pojęcia, jak wiele mógł zrobić, przebywając w nieznanym nam miejscu, ale ciche przeczucie, mówiło mi, że śledził wszystkie moje poczynania, zanim uznał, że to ja powinienem pomóc Arvisowi w poszukiwaniach. Chciałbym się dowiedzieć, jak bardzo był zdesperowany, podejmując taki a nie inny wybór.

W chatce nie spotkaliśmy Arvisa. Eddy sprawdził dla pewności każdy zakamarek – w tym przestrzeń pod złocistym dywanem.

— Pewnie musiał wyjść — wywnioskował kruk, wskakując na parapet. — Polecę go poszukać. Nie rób nic głupiego przez ten czas.

Eddy wyleciał pospiesznie przez komin. Westchnąłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Coś wewnątrz przyprawiało mnie o niepokój. Przebywanie w niemal zupełnej ciszy w tej chatce wywoływało ciarki na skórze. Słyszałem aż za dobrze własny oddech, aż czasem starałem się robić to ciszej, bo powodowało to dyskomfort. Zajrzałem za drzwi znajdujące się nieopodal. Zauważyłem dziwny pokój. Praktycznie pusty. Jedynie na podłodze leżało kilka koców. Poza tym nie dostrzegłem żadnych dekoracji. Różnica między tym, co znajdowało się w głównym pomieszczeniu tuż po przyjściu z zewnątrz, a tą norą była tak kolosalna, że aż ciężko uwierzyć, że to wciąż ten sam budynek. Obok widziałem jeszcze jedne drzwi i chciałem zajrzeć z ciekawości, jednakże one nie stały przede mną otworem.

Kto mógłby urzędować w tak niekomfortowym miejscu? Nie sądziłem, by przesiadywał tam Arvis. Skrzydła wciąż by mu zawadzały. Pozostawał Śmierć. Jak na najważniejszego demona w całym Piekle, to wydawał się żyć skromnie. Ciekawiło mnie, czy wszelkie istoty stąd ucinały sobie drzemki. Jeśli tak, to nie chciałem wiedzieć, jak niewygodnie spało się na tych paru rozmemłanych kocach. Chyba Śmierć nie zwracał uwagi, że był na wysokim piedestale i mógł opływać w luksusach. Ciekawe. Coraz więcej aspektów Piekła mnie zaskakiwało. Mordercze króliki, gadający kwiatek, ryby przeprowadzające lewatywę, a teraz nora Śmierci. Naprawdę nie umiałem uwierzyć, że to wszystko działo się zaraz obok zwykłego świata. Gdybym miał dowody i przedstawiłbym je ludziom, to zniszczyłbym światopogląd znacznej większości osób.

Chodzenie dookoła w chatce zaczynało mi się nudzić. Wyjrzałem za okno, wypatrując Arvisa lub pędzącego Eddy'ego. Akurat znów krajobraz zakrywała delikatna mgła. Niewiele było widać. Z pewnym wyjątkiem... Zwróciłem uwagę, że ścieżka stała się bardziej wyrazista. Faktycznie umiałem odróżnić ją od niebezpiecznych stref. Tym razem nie potrzebowałbym Eddy'ego, żeby bezpiecznie panoszyć się po okolicy. Teoretycznie kazano mi nie robić niczego głupiego.

Spacer po Piekle się do tego nie zaliczał, czyż nie?

Wyszedłem, próbując nie zabić się na nierównych schodach. (Choć gdyby tak o tym pomyśleć, to zgon w Piekle był niemożliwy, co najwyżej rozwaliłbym sobie twarz). Postawiłem niepewny krok na ścieżce i rozejrzałem się, czy coś nie planowało wykorzystać mojej nogi jako przekąskę. Zdawałem sobie sprawę, że ostatnio atakujący demon skrył się w kamuflażu, ale dla spokoju ducha wolałem sprawdzić okolicę. Spokój. Wyglądało no to, że mogłem spokojnie ruszać dalej. Cichy głosik z tyłu głowy nakazywał powrót, jednakże zupełnie go zignorowałem. Tak długo jak trzymałem się bezpiecznych terenów, tak długo nie powinienem martwić się o atak. Chyba.

Cursed immortalityWhere stories live. Discover now