Rozdział Jedenasty

3 2 0
                                    

 Kiedy tylko ujrzałam Normana byłam stu procentowo przekonana że to spotkanie nie skończy się dobrze. To było oczywiste zwłaszcza iż syn burmistrza od swoich urodzin niezwykle upodobał sobie wkurzanie Alex'a i wymuszanie atencji.

Przez kilka chwil wpatrywaliśmy się w ciemnowłosego w milczeniu. Nie ruszaliśmy się, on zresztą podobnie. Jak posąg wpatrywał się w nas trzymając dłonie w kieszeniach dżinsów. Już nawet nie obrzydzał mnie wygląd t-shirtu jednej z platform pornograficznych, który można było zaliczyć do krótkich topów damskich niż męskich. Zupełnie jakby chłopak ukradł ubranie Cordelii.

— Miło cię znów widzieć, maleńka — rzucił z spokojem chłopak robiąc krok w naszym kierunku. Przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. — Szkoda jednak że w towarzystwie kundla.

— Jak już to wilka, O'Reilly. — mruknął niezbyt zadowolony Alexander robiąc krok w kierunku syna burmistrza, zasłaniając mnie przed mężczyzną.

Zmarszczyłam brwi zaciekawiona to może nawet głupią wymianą słów. On wiedział? To pytanie jednak nie mogło teraz zdobyć ujścia z moich ust z powodu zaciekawienia tym co miało się wydarzyć.

— Jeden pchlarz — prychnął mężczyzna, a jego pusty czarny wzrok powędrował w moim kierunku. Ścisnęłam odruchowo mocniej dłoń partnera stając bez ruchu. — To bez znaczenia, nie z Twojego powodu tutaj jestem.

— Mało mnie to interesuję. Chodź, myszko — czując delikatnie czucie ciągnięcia, zrobiłam pierwsze kroki za starszym bratem.

Niestety to podziałało na Normana jak płachta. Chłopak bardzo szybko stanął na drodze Alex'owi doprowadzając do tego iż zatrzymaliśmy się. To była chwila przed tragedią.

— Ona nie należy do ciebie — wysyczał z jadem O'Reilly, a ja poczułam jak Alex puszcza moją rękę.

Sekundy. Tyle dosłownie minęło nim Alex nie wytrzymał. Widziałam na własne oczy, jak chłopak rzuca się na syna burmistrza. Stłumiłam krzyk chowając usta w dłoniach. Poczułam jak nogi dostają paraliżu widząc scenę naprzeciwko mnie. Alexander powalił na ziemię O'Reilly'a nie interesując się kompletnie upadkiem na kałuże. Chłopaki bili się bez opamiętania, kompletnie jak w jakimś amoku. Dopiero kilka chwil później dostrzegłam czerwień na dłoniach starszego brata. Krew.

~ ~ ~ ~ ~

— Za niedługo masz dwadzieścia jeden lat, a bijesz się z osiemnastolatkiem? I to synem burmistrza? Czy ty się na rozum z Victor'em nie zamieniłeś? — warknął niezadowolony pan Stone, podczas gdy lekarka pogotowia odkażała jedną z ran bratanka mężczyzny.

Nie wiem jak długo trwała bójka chłopaków. Może to była chwila? Może wręcz przeciwnie. Dopiero w momencie usłyszenia syren policyjnych zdałam sobie sprawę jak bardzo głośno bili się chłopcy. Pewnie ktoś musiał ją wezwać.

Gdy policjantom udało się rozdzielić chłopaków zawezwano karetkę. Z początku było ciężko namówić któregokolwiek z nich do współpracy, jednak kiedy rozdzielono ich na miarę bezpieczną odległość stało się to bardziej wykonalne.

— To on zaczął, wuju...

— Błagam Cię na stokroć, Lex nie gadaj jak pięciolatek. — jęknął załamany funkcjonariusz, po czym pokazał dłonią na miejsce, gdzie kilka metrów dalej, na kamiennych schodach siedział Norman otoczony drugą lekarką i funkcjonariuszką. — Pobiłeś syna burmistrza, możesz mieć poważne problemy i nawet ja nie dam rady Ci pomóc.

— Wiem — rzucił tylko chłopak, po czym uśmiechnął się niewinnie do lekarki, która udała się w głąb ambulansu. Gdy zostaliśmy we troje przysunął wzrokiem ponownie w stronę Kevina — Ale naprawdę miałem powód, aby to zrobić.

— Co było powodem pobicia i złamania nosa synowi burmistrza?

— Ona — to jedno słowo doprowadziło to tego że poczułam na sobie spojrzenie policjanta oraz jego bratanka.

Niepewnie zerknęłam w stronę Alexandra, który od razu wyłapał moje spojrzenie. Mały uśmiech wkradł się na moją twarz widząc w błękitnych tęczówkach mężczyzny przyjemny błysk. Serce przyspieszyło znów bicia. Ostrożnie chwyciłam za zdrową rękę Alex'a i splotłam nasze dłonie czując na sobie spojrzenie funkcjonariusza.

— Znalazłeś ją — stwierdził mężczyzna bardziej niż pytając. Mimo to nie odwróciłam wzroku od dwudziestolatka. — Teraz to więcej wyjaśnia. Chociaż zapach został ten sam.

Przy ostatnich słowach spojrzałam na policjanta marszcząc brwi. Dopiero jednak po chwili zrozumiałam znaczenie słów mężczyzny. Oznaczenie.

— Czemu...

— Ona wie — powiedział Alex przerywając wypowiedź wujkowi. Chłopak ostrożnie podniósł się na równe nogi, po czym objął ramieniem mnie w talii. — Mamy z wszystkim czas. Pełnia za kilka dni.

— Nawet jeśli za kilka dni to uważajcie. Czas nie zawsze musi być po naszej stronie — westchnął mężczyzna, po czym zrobił krok w tył. — Pójdę spróbować załagodzić sytuację. Zmykajcie.

Nie musiał mówić dwa razy. Szybko opuściliśmy teren na, którym kilka minut rozrywała się scenę niczym z filmu akcji pozostawiając Normana w towarzystwie lekarzy i policji.

— Twój wujek też jest wilkiem? — zapytałam kiedy upewniłam się że nikt nie usłyszy naszych dalszych rozmów.

— Głównie dlatego wybrał zawód policjanta. Taka ironia słów „Zaraz zadzwonię po psy" — używając piskliwego głosu, Alexander wypowiedział słowa z domieszki ironii. Miał rację dobór słów był tu bardzo śmieszny. — To on uczył nas jak kontrolować przemiany czy też wybuchy gniewu. Nie miał łatwego zadania, ale udało mu się.

— Norman też wie?

— Domyśla się, chociaż nie mnie to nie dziwi — Alexander zatrzymał się obok starego plakatu informującego o karnawale sylwestrowym z grudnia. Zatrzymałam się obok, po czym obróciłam się w stronę wilkołaka. — Rodzina O'Reilly pewnie wierzy w magię i w klątwę Morgany. Istnieje możliwość że dzięki swojej pozycji w mieście wiedzą kto z kim bądź czym jest powiązany.

— Czyli od początku mogli wiedzieć kim jestem.

— Prawdopodobnie burmistrz wiedział o tobie w momencie kiedy twój ojciec przyjechał do Killtown. — chłopak z zmartwieniem spojrzał na mnie, po czym przysunął mnie najbliżej siebie kładąc dłonie po moich biodrach. Nie interesował go nawet ból w zabandażowanej dłoni, która najbardziej ucierpiała w bójce z synem burmistrzem i zasłaniała nawet wilczy tatuaż dwudziestolatka.

— Uważaj na rękę — westchnęłam zmieniając temat i powoli kładąc dłoń na klatce piersiowej bratanka policjanta. Uśmiech Alexandra poszerzył się delikatnie, a jego zdrowa dłoń powędrowała do mojego policzka. — Nie szczerz się tak bo zostaniesz Jokerem.

— Mogę nim być o ile zostaniesz moją Harley.

Parsknęłam cicho rozbawiona porównaniem chłopaka, jednak nie spuściłam wzroku z jego błękitnych tęczówek. Moje myśli cały czas krążyły wokół słów chłopaka w kawiarni. Rytuał, oznaczenie, połączenie. Nawet bójka Stone'a z O'Reillym nie odciągnęła na wystarczająco długo moje myśli.

— O czym myślisz? O mnie?

— Chciałbyś co? — mruknęłam z delikatnym rozbawieniem zgryzając na krótko wargę.

— Chciałbym zdecydowanie więcej myszko. Ale jestem świadom tego że potrzebujesz czasu — mówiąc te słowa chłopak był szczery. Widziałam to w jego minie twarzy, w jego czułym spojrzeniu i delikatnym uśmiechu. Był gotów czekać i zbroić się w cierpliwość, chociaż ani on ani ja nie wiedzieliśmy jakie mogą być konsekwencje opóźniania rytuału. To właśnie pokonało niepewność.

— Alexander, chcę byśmy wykonali pierwszy etap rytuału...

Killtown: Wilczy Zew | Tom III |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz