Rozdział Czternasty

4 2 1
                                    

 Rozmowa z córką burmistrza nie obyła się bez małego echa. Oczywiście po powrocie do domu okazało się iż Cordelia z miną ofiary udała się na skargę do swojego ojca, który postanowił pomówić z Margaret o naszej wymianie zdań. Wspólnie „stwierdzili" że moje zachowanie nie należało to przyzwoitych i nawet po wysłuchaniu mojej strony medalu otrzymałam karę od kobiety na jakiekolwiek wyjścia. Informacja że jestem pełnoletnia w niczym nie przeszkadzała mojej ciotce. Wręcz przeciwnie to chyba ją zdecydowanie bardziej nakręcało przez co posłusznie postarałam się usunąć w cień z nadzieją że w końcu kobieta pozwoli mi opuścić dom.

Dopiero po czterech dniach kobieta się uspokoiła i zdjęła szlaban. A wtedy to były momenty.

Ponieważ przez sprawę Cordelii nie udało mi się porozmawiać w barze z przyjaciółmi odnośnie mojej wizji postanowiłam na szybki sms z prośbą o spotkanie w kościele. Alex i Melanie odpowiedzieli od razu, ale nie wątpiłam w to że Victor opuści spotkanie. Zwłaszcza że ta dwójka by mu nie darowała.

— I jak twoja ciocia zareagowała na oznaczenie? — zapytała córka koronera kiedy tylko przekroczyłam próg domu Boga. W ciągu tych czterech dni nie rozmawiałam zbytnio z nikim nie chcąc minować ciotki, chociaż jedyne moje wiadomości do dwudziestolatka wciąż pozostawały mianem jej ulubionych. — Nie była zła że masz tatuaż?

— Niezbyt. Tata również miał kilka tatuaży, więc myślę że była do nich przyzwyczajona. — powiedziałam wzruszając ramionami podchodząc coraz bliżej do serca kościoła, gdzie stali bracia Stone w towarzystwie ojca Jonathana. Nie mówiłam zbytnio głośno, ale wszyscy znamy charakterystyczny rozdźwięk kościoła i było wiadomo że prawie wszystko jest słyszalne z różnej odległości. — Poza tym ona ma delfina na kostce, więc to byłoby głupie się czepiać.

— Po co zwołałaś spotkanie w kościele? Aż tak wariowałaś w ciągu tych czterech dni że chcesz się z księdzem najebać winem mszalnym?

Przekręciłam oczami słysząc słowa ciemnowłosego, podczas gdy Alexander jedynie pokiwał głową w akcie dezaprobaty. Sam wspomniany rudzielec na propozycję Victor'a spojrzał tylko w kierunku Melanie z rozbawionym spojrzeniem, które dziewczyna odwzajemniła. Chyba oboje spodziewali się tych słów po bracie Alex'a.

— Tylko ty chyba byłbyś w desperacji po takiej izolacji. Poza tym miałam coś na kształt wizji. — na moje ostatnie słowa wszyscy unieśli w zaskoczeniu wzrok. — Nie była to wizja przeszłości, bardziej to było coś na kształt malowania. Malowała się przede mną część mapy.

— Dasz radę ją przerysować? — zapytał ojciec Jonathan, który już miał podejść po przybory ułatwiające mi zadanie. Widząc jednak jak kiwam w zaprzeczeniu zrezygnował. — Nie było żadnej dodatkowej wizji gdzie szukać?

Pokręciłam przecząco głową. Byliśmy w ślepym zaułku i doskonale o tym wiedzieliśmy. I co najgorsze nie wiedzieliśmy nawet co zrobić by zmienić ten stan.

— Może twój ojciec znalazł tą mapę i włożył do jakiejś losowej książki? — Mel jako jedyna w tamtym momencie starała się znaleźć jakikolwiek łącznik w mojej wizji. Chłopaki w milczeniu analizowali nabyte informację zupełnie jakby w tym momencie robili sobie testy na inteligencję.

Znów pokręciłam przecząco głową zgryzając mocno wargę. Miałam mieszane uczucia, a zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. I to nie zmęczenie niewyspaniem... to było proste zmęczenie Killtown. Klątwą.

— Może dotknij fragmentu mapy z domu Grancy'ejów? W końcu to ten sam papier...chyba — powiedział niepewnie Victor na co nasza czwórka spojrzała zaskoczona na siedemnastolatka. Zupełnie jakby jego niespodziewany pomysł dostał miano przebłysku geniuszu. — No co?

Killtown: Wilczy Zew | Tom III |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz