Rozdział Dziewiętnasty

4 2 0
                                    

Wizję Killtown, rzadko ukazywały miłe oblicze. Ostatnie wizję co prawda przedstawiały głównie mnie w objęciach Alexandra. Jednak teraz, gdy zakończyliśmy ostatni etap sparowania miałam dziwne wrażenie, iż następne wizję pokażą okrutne oblicze miasteczka. Miałam rację.

Stałam na terenie cmentarza, słyszałam dzwony kościelne i głośny rozpaczliwy kobiecy krzyk wymieszany z płaczem. Przede mną znajdował się głęboki dół, u którego na samym dnie w promieniach słońca lśniła czarna trumna, z srebrnym malutkim krzyżem.

Z początku miałam wrażenie, że to jedna z wizji przeszłości. Byłam psychicznie przygotowana na ten rodzaj wizji i już byłam gotowa usłyszeć krzyki dawnych mieszkańców drugiego Salem, gdy moją uwagę przykuła tablica z ciemnego granitu o potężnym wyglądzie. Grobowiec rodzinny.

Zerknęłam na ich treść chcąc poznać nazwisko spoczywającej w trumnie osoby. Niestety bez skutecznie. Chociaż pogoda w wizji wykazywała słoneczną, piękną pogodę, wokół granitu litery oraz cyfry pozostały zamazane. Zupełnie, jakby pochłonęła go dziwna, niespotykana mgła.

Przed moimi oczami przeleciało kilka sztuk pięknych świeżych róż w kolorze krwi, które wylądowały na lakierowanej trumnie. Kolejny krzyk, tym razem wyrazisty i dziwnie znajomy. Nie zdążyłam zrozumieć znaczenia wizji, ponieważ poczułam jak się unoszę. Wracam do rzeczywistości.

~ ~ ~ ~ ~

Podniosłam się gwałtownie rozglądając, po pokoju. Westchnęłam z ulgą widząc obraz pokoju hotelowego, w którym spędziliśmy z Alexandrem upojną noc. Naszą noc.

— Jaką miałaś wizję? — łagodny głos Stone'a, zwrócił moją uwagę na właściciela.

Stone leżał od dołu przykryty miękką pierzyną, która zasłaniania jego męskość. Jego włosy wyglądały, jakby spotkały się z jakimś niebezpiecznym żywiołem i, gdyby nie świadomość ostatniej nocy można byłoby tak założyć.

— Czyjś pogrzeb — westchnęłam przecierając twarz dłońmi. Nie wiedziałam co myśleć ani mówić. Tym razem wiedziałam za mało, by wypowiedzieć się na temat wizji. — Nie wiem czy to przeszłość czy przyszłość. Nie wiem kogo chowali.

Poczułam ruch na łóżku. Wiedziałam że Stone się podniósł do pozycji siedzącej i wcale nie zaskoczył mnie jego dotyk, który zdjął moje dłonie z twarzy.

— Nie martw się — zaczął chłopak głaszcząc wierzch mojej dłoni. Obserwowałam jego ruchy jak zahipnotyzowana. — Wizję mogą być niejednoznaczne. Może być to również wskazówka położenia kolejnego elementu mapy. Tak jak w kościele, pamiętasz.

Kiwnęłam twierdząco głową niczym w transie, próbując przekonać samą siebie z stwierdzeniem chłopaka. Miał rację, jednak ciężko było wypowiedzieć to na głos. Może pogrzeb nie był całkowicie ukazaną przyszłością, a jedynie wskazówką pobytu następnego fragmentu mapy.

— Myszko, spójrz na mnie — poprosił chłopak, na co ja pokręciłam przecząco głową. Było mi wstyd, że po wczorajszej nocy, znów poddaję się wizją Killtown kompletnie nie ciesząc się chwilami z ukochanym. To było okropne. — Scarlett, proszę.

Z trudem obróciłam głowę w kierunku partnera niczym zmęczone lekcjami dziecko, oczekując dalszej wypowiedzi mężczyzny. Nawet nie przeszkadzał mi fakt że kołdra ukrywa tylko dolne części mojego ciała, pozostawiając piersi odkryte.

Widząc zaskoczone spojrzenie dwudziestolatka uniosłam brew wyczekując wyjaśnień. Nie tego się spodziewałam. Byłam przygotowana na to, że ciemnowłosy będzie mnie zapewniał i próbował znaleźć znaczenie wizji, abym nie musiała się martwić. Teraz, jednak wyglądał, jakby zobaczył ducha przez co niepokój zawitał na mojej twarzy.

— Alex? Co się stało? — zadałam niepewnie pytanie, modląc się w duchu, aby to była błahostka. Nie warta, zbyt dużej uwagi błahostka. Niestety byłam w błędzie.

— Twoje oko... — zaczął dwudziestolatek wpatrując się we mnie z zaskoczeniem w ukochanych tęczówkach. Zupełnie, jakby ujrzał dziwną anomalie. — Jest białe.

Jedne słowo, a wywołało wielki szum. Szybko poderwałam się zrzucając resztki kołdry i biegiem ruszając w kierunku łazienki. Omal nie pozabijawszy się na puchowym dywanie przy umywalce dotarłam do srebrno ramowego lustra wyszukując się wspomnianej anomalii.

Prawie zrzuciłam buteleczkę mydła w płynie widząc, jak lewe oko, które jeszcze wczorajszego wieczoru było w kolorze szmaragdu, wyblakło. Straciło pigment i przypominało w tamtym momencie śnieżny nieskazitelny puch. Zasłoniłam usta dłońmi tłumiąc krzyk przerażenia. Wyglądałam jak szara mysz z heterochomią i wcale nie było mi z tym do śmiechu.

— Jakim cudem moje oko wygląda, jak u lalki z Monster High? — zapytałam podchodząc do łóżka.

— Która miała dwu kolorowe oczy?

— A bo ja wiem? Było tych lalek od cholery, a ja kojarzę tylko te pierwsze. Po nowych filmach kompletnie straciłam rezon. — dopiero po chwili, zdałam sobie sprawę z tego że dwudziestolatek nie patrzy na moją twarz, ale kilka centymetrów w dół. Przekręciłam oczami z rozbawieniem, po czym ułożyłam elegancko dłonie na biodrach kompletnie ignorując chęć ukrycia nagiego ciała pod kołdrą. — Ale ty wiesz że mam oczy wyżej?

— Wiem, ale wyglądasz seksownie jak tak stoisz — zaczął z teatralnym westchnieniem dwudziestolatek, chociaż jego uśmiech zdradzał wszystko. — A więc wybacz, ale jestem tylko zakochanym w Tobie facetem i działasz na mnie cholernie.

Po tych słowach Alexander z niesamowitą szybkością wstał i chwycił mnie w pasie delikatnie rzucając na łóżko. Pisnęłam zaskoczona, chwilę później wybuchając niekontrolowanym chichotem.

— Alex! — pomimo śmiechu udało mi się wykrzyczeć imię mężczyzny. Z początku próbowałam uciec kochankowi i znaleźć schronienie w łazience hotelowej, jednak wszystko poszło w przeciwnym kierunku, kiedy poczułam jak pocałunki Stone'a schodzą w stronę dolnych części ciała.

Nie stawiałam oporu. Kompletnie zapomniałam o mojej metamorfozie i nietypowym śnie, skupiając się tylko i wyłącznie na słodkich ustach ciemnowłosego. Gdy dłoń partnera zetknęła się z moimi udami, rozległ się głośny dźwięk telefonu.

— No, kurwa — warknął ostro dwudziestolatek, mocniej podgryzając moją skórę. Jęknęłam, kiedy się odsunął znów czując się spragniona dotyku partnera. — Normalnie wyrzucę ten telefon przez okno.

— Ani mi się waż, to mój — parsknęłam cicho rozbawiona spoglądając na błękitne tęczówki brata Victor'a. Leniwie i niechętnie odszukałam wśród porozrzucanych ubrań torebkę i wyciągnęłam z niej urządzenie elektryczne. — Będę następnym razem wyciszać komórkę.

— Następnym razem to dopilnuję, aby był rozładowany.

Przekręciłam rozbawiona oczami, po czym zerknęłam na wyświetlacz komórki. Zmarszczyłam brwi widząc znany rząd cyfr oraz krótkie przezwisko, które Victor wpisywał podając mi numery do córki koronera.

— Hej Mel. Co się stało? — zapytałam prosto z mostu delikatnie zrzucając z siebie dwudziestolatka. Alex, chociaż nie był za bardzo zadowolony z mojej reakcji posłusznie położył się obok mnie na łóżku. Jedyne co nie zmieniło położenia to jego silna dłoń, która głaskała moją skórę.

— Scarlett musimy się jak najszybciej spotkać.

— Co się dzieję? —  ponowiłam zmartwiona pytanie, a na dźwięk moich słów Alex zatrzymał ruchy dłoni. — Coś z tobą albo Victorem? Coś z Luc?

— Nie. Nie — zaprzeczyła szybko młoda Crane, na co odetchnęłam z ulgą. Jednak nie na długo mój spokój został zachowany. — Ale stało się coś niespodziewanego.

— Melanie Crane nie strasz mnie i mów co się odwaliło.

— Norman O'Reilly nie żyję.

Jedno zdanie Mel sprawiło, że wraz z Alexem spojrzeliśmy na siebie z zaskoczeniem. Nikt z nas nie spodziewał się że po jednej nocy usłyszymy takie słowa. To było niemożliwe. Jednak dalej to było jedno z najokrutniejszych sztuczek przeklętego miasta. Co z tego że nie był sprzymierzeńcem? Był człowiekiem, martwym człowiekiem.

Normanem O'Reilly, który zasnął w mroku nocy, nie zastając promieni słońca.

Killtown: Wilczy Zew | Tom III |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz