Rozdział Czwarty

5 2 0
                                    

 Nigdy nie czułam się tak niekomfortowo. Tańcząc wraz z Normanem w towarzystwie Cordelii i jej partnera, na oczach setek osób miałam ochotę uciec jak najszybciej i jak najdalej. Nie rozumiem dlaczego syn burmistrza spośród masy kobiet różnego pokroju czy też umaszczenia wybrał mnie. Zwłaszcza że zwyzywałam bliźniaka Cordelii od męskich prostytutek.

— Jesteś za cicho, zjawo — zaczął Norman zwracając moją uwagę na swojej osobie. Wpatrywał się we mnie charakterystycznymi w jego rodzinie kruczymi oczami. — Zbyt cicho zwłaszcza po naszym pierwszym spotkaniu.

— Serio to Cię dziwi?

— Nie — tą odpowiedzią poczułam nie małe zaskoczenie. — Nasze pierwsze spotkanie nie wyglądało idealnie, ale to nie znaczy że nie można tego poprawić.

— A dostanę gwarancję że twoja siostra nie wyślę na mnie zabójcy?

Usłyszałam jak muzyka walca łączy się z śmiechem bliźniaka. Był taki inny. Dziwny. Zupełnie nie taki jakbym się spodziewała, chociaż czego ja mogłam się spodziewać?

W milczeniu wyczekiwałam końca walca unikając wzroku czarnowłosego młodego odbicia burmistrza Killtown. I na szczęście w końcu do tego doszło. Ukłoniliśmy się sobie w podziękowaniu za taniec, a orkiestra zaczęła grać kolejny utwór. Tym razem jednak już reszta gości rozpoczęła tańce rozmieszczając się po całym parkiecie.

— Może się czegoś napijesz? — zapytał chłopak prowadząc mnie ostrożnie pośród ludzi w kierunku stołu z przekąskami i alkoholem.

— Wybacz, O'Reilly — zaczął niespodziewanie Alexander, który niczym cień wyrósł za moimi plecami. Skubany mistrz czasu. — jednak chciałbym porwać Ci partnerkę.

Słowo daje nigdy nie słyszałam, aby dwudziestolatek miał tak mocny ton głos. Dosłownie z stoickim spokojem starszy z braci wpatrywał się błękitnymi tęczówkami na jubilata. Niezbyt zadowolone spojrzenie bliźniaka Cordelii dało mi do zrozumienia iż, gdyby nie publika nie był by skłonny do oddania mnie niebieskookiemu. Jednak teraz tylko skinął głową w moim kierunku dziękując mi w ten sposób ponownie za taniec, po czym zostawił mnie i czarnowłosego w spokoju.

— Niezłe wyczucie — mruknęłam do brata Victora z delikatnym uśmiechem, który ten odwzajemnił. — Gdyby nie świadkowie to nie oddałby mnie.

— A tylko by spróbował — Alexander z rozbawieniem uniósł brew, po czym chwycił mnie zwinnie w talii. Skinął głową, abym zerknęła za siebie. — Idziemy się przewietrzyć?

Spojrzałam na wyznaczone miejsce widząc otwarte wyjście na taras. Kiwnęłam głową w myślach dziękując partnerowi za pomysł. Pomału skierowaliśmy się do wybranego wyjścia na dwór, po drodze wykradając kelnerowi dla mnie kieliszek wina musującego.

Czując świeże powietrze odetchnęłam z ulgą i oparłam się leniwie o przyozdobioną kwiatami i balonami balustradę.

— Aż tak źle, mała myszko? — Alex podążywszy moim śladem oparł się o balustradę z rozbawieniem.

— To był koszmar. Tyle oczu wpatrzonych w nas jak w eksponat — wyzerowałam wino za jednym podejściem. Słodkie. — Nigdy kurwa więcej. Pierdole kulturę.

— Uwierz mi najchętniej bym cię nie puścił z nim — westchnął Alexander i chociaż widziałam w jego oczach rozbawieniem, wiedziałam że był szczery. — Jeszcze żal mi cię było jak widziałem jego nieudane próby podrywu.

— Skąd wiesz że nie udane?

— Stąd że twoje spojrzenie mówiło głośno i wyraźnie „Spierdalaj" — powiedział rozbawiony chłopak na co ja wybuchnęłam szczerym śmiechem. — No co prawdę mówię.

Cieszyłam się jego towarzystwem. Przy nim oraz przy Mel i nawet jego głupkowatym bracie czułam się lekko. Spokojnie, szczerze. Po wyprowadzce nie sądziłam że będzie to kiedykolwiek możliwe. Kątem oka zauważyłam czarny tusz wystającego tatuażu dwudziestolatka. Pięknego wilka.

— Przyglądasz się — stwierdził z rozbawieniem Stone, a po chwili nasze spojrzenia się spotkały.

— Ten wzór to twój pomysł czy Victora? — zapytałam przypominając sobie że nie dokończyliśmy rozmowy na temat historii tatuażu. Nie było jakoś czasu, w końcu cały czas byliśmy pod napięciem i dopiero teraz możemy troszkę odpocząć.

— Wspólny — Alexander zgrabnie podwinął rękaw ukazując dzieło tatuażysty — Na początku nie wiedziałem kompletnie co chciałbym, a Vic twierdził że wilk będzie idealnie mnie opisywał. Wujek Kevin usłyszał jak w środku nocy w kuchni szukaliśmy inspiracji. Wtedy opowiedział nam historię rodziny.

— Błagam nie mów mi że twoja rodzina poskramiała wilki — uniosłam rozbawiona wbrew, co ciche parsknięcie wydobyło się z ust mojego towarzysza.

— Z jednej strony można było tak to nazwać. Moja rodzina w dużej mierze zajmowała się myślistwem — powiedział chłopak wzruszając ramionami — Ponoć po tym jak spalono Morgane pierworodny syn głowy naszego rodu potrafił zmieniać się w wilka.

— Wilkołak?

— Możliwe. A nawet jeśli to od wielu lat zostało ta historia obalona, ponieważ nikt nie zmienił się w wilczka w czasie pełni. Chociaż w przypadku Victora, wciąż się łudzę że po prostu jest adoptowany.

— Czyli nie zmienisz się w wilka i nie zawyjesz do księżyca? Szkoda — słowo daje, ten mój głupkowaty uśmiech musiał być mocno zaraźliwy, ponieważ mój towarzysz odwzajemnił go niezwykle szybko.

— Dla Ciebie mogę zawyć, mała myszko.

— To zrób to.

— W bajkach wilki wyją do księżyca o pełni – niebieskie spojrzenie starszego Stone'a doprowadzało mnie do ekscytacji. Jak małe dziecko. — Więc zawyje o pełni.

— Trzymam za słowo, wilku — mruknęłam zerkając ostatni raz dzisiejszego wieczora na księżyc o kształcie croissanta oraz towarzyszących mu dzielnie gwiazd.

Killtown: Wilczy Zew | Tom III |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz