Rozdział Szesnasty

4 2 2
                                    

Wilgotne pocałunki pozostawiane przez Alex'a schodząc z szyi na biust działają na mnie jak nikotyna. Głośny jęk wydobył się z moich ust, czując jak palec mężczyzny zatapia się w moim wnętrzu. Czuję się jak w raju, a moje ciało płonie. Odruchowo złapałam dłonią krucze włosy Stone'a, delikatnie pociągając za pojedyncze kosmyki. Usłyszałam mruknięcie z strony mężczyzny, a po chwili ogarnęło mnie uczucie kolejnego palca w moim wnętrzu. Głośny jęk rozległ się po raz kolejny rozpoczynając koncert wydobywanych przeze mnie dzięków.

Czułam jego palce dokładnie, czułam wszystko bardzo intensywnie. I sama świadomość, iż to tylko drobny przedsmak następnych wydarzeń to pragnęłam więcej. O wiele więcej. Chwilę później jego palce wyszły ze mnie pozostawiając okropne uczucie pustki.

— Jeszcze — sapnęłam prosząco wpatrując się w cudowne błękitne tęczówki, które skradły mój rozsądek.

— Jeszcze chwila, myszko — mruknął cicho Lex delikatnie łapiąc moją wargę między zęby. Jęknęłam z rozkoszy i rozczarowania, kiedy poczułam jak ją puszcza. — Mamy całą noc, skarbie.

Znów poczułam jak jego dwa palce wsuwają się w moje wejście. Jęknęłam mając wrażenie, iż moja dusza unosi się w górę.

~ ~ ~ ~ ~

Otworzyłam gwałtownie oczy czując jak serce wali bite młotem. Rozejrzałam się wokół analizując pomieszczenie. Byłam u siebie, no tak. Teraz pamiętam...

Wczorajsze wydarzenie jakim było nasze spotkanie z Normanem w „Sweet Blood" nie mogły pozostać nic nie wartym wspomnieniem. Po konfrontacji z chłopakiem, opuściliśmy bar w niezwykle szybkim tępię, aby móc kontynuować naszą rozmowę telefoniczną na terenie parku. Tam , siedząc pod jednym z największych drzew jakie ponoć znajdowało się na terenie parku dokończyliśmy naszą rozmowę. Co śmieszne, nawet nie pamiętam jak wracałam do domu.

Z głośnym westchnieniem opadłam na łóżko próbując uspokoić szaleńczo bijące serce. Te sny, wizję czy jak to nawet nazwać nie dają mi w dalszym momencie spokoju. Wręcz teraz mam wrażenie, że z każdym naszym spotkaniem ich intymność rośnie w niebezpiecznym tępię. Aż żałuję, że nie miałam odwagi wyznać Alexowi o nich.

Dźwięk dzwoniącego telefonu zmusił mnie, abym niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej. Leniwie chwyciłam ładującą się komórkę zerkając na jej wyświetlacz. Widząc doskonale znany rząd cyfr poczułam niesamowity przebłysk pobudzenia. Alex.

— Tak, Alex? — zapytałam bez żadnego przywitania nie mogąc się doczekać usłyszenia głos brata Victor'a.

— Musimy się spotkać — dziwne sapanie w słuchawce brzmiało jakby dwudziestolatek przebiegł duży dystans. Zgryzłam wargę karcąc się w myślach, gdy na moment zawitał mi przed obrazem nagiego Stone'a. Istne szaleństwo.

— W „Sweet Blood"?

— Nie — zaprzeczył chłopak niemal natychmiast, aby niecałą chwilę później wydobyć się z siebie uspokajające westchnięcie. — Spotkajmy się w parku. Pod tym drzewem co rozmawialiśmy.

— Będę za dwadzieścia minut.

Dźwięk zakończenia rozmowy zabrzmiał niczym trąbka rozpoczynająca wielki wyścig. Wyścig z czasem. Chwyciłam pierwsze ciuchy z szafy i nie racząc nawet otworzyć łazienki szybko narzucałam na siebie świeże ubrania. Jasne dżinsy z dziurami na kolanach oraz czerwona koszulka z czarnymi soczystymi przekleństwami.

Zbiegając po schodach i rozczesując w międzyczasie włosy, słyszałam dobiegający donośny śmiech

Margaret. No tak, dzisiejszy dzień wolny ciotka spędza przed telewizorem oglądając programy kulinarne bądź czytając książki gastronomiczne. Ostatnio przez trzy miesiące miała fascynację na punkcję Pierre Gagnaire – pioniera w kuchni Fusion. Dzisiaj jednak kątem oka udało mi się dostrzec charakterystyczną posturę Gordona Ramsaya oraz jego niesamowicie kremowej jajecznicy, dzięki czemu już wiedziałam co planuję ciotka jutrzejszego poranka.

— Nie zabij się, skarbie — zachichotała rozbawiona ciemnowłosa upijając łyk swojej ulubionej kawy. W odpowiedzi rzuciłam do kobiety szczotkę do włosów i skierowałam się w kierunku wyjścia.

Nie miałam czasu na zbytnie dialogi. Nie kiedy miałam świadomość że pewien przystojny i niesamowity wilczek wyczekuję mojego przybycia. Biegiem ruszyłam do wybranego miejsca spotkania, czując narastającą walkę z czasem.

~ ~ ~ ~ ~

Gdy dotarłam do drzewa On już tam był. Stał w cieniu obserwując grube gałęzie drzew plecami do mnie. Zatrzymałam się ledwie kilka małych kroków za nim czując jak moje serce przyspiesza bicia. Cholera jasna że też założył te swoją czarną skórę.

— Czuję Cię, myszko — łagodny głos wywołał we mnie dreszcze. Już byłam na przegranej pozycji. Bratanek szeryfa obrócił się w moim kierunku od razu kładąc swoje dłonie na moich biodrach. Od razu moje dłonie powędrowały na tors mężczyzny. — Poza tym twoje serce wali jak szalone.

— Chciałeś się spotkać — wykrztusiłam cicho wpatrując się jak zahipnotyzowana w błękitne tęczówki.

Usłyszałam westchnienie, a oczy dwudziestolatka zabłyszczały na wzmiankę naszego spotkania. Poczułam jak ciepła dłoń mężczyzny zmieniła położenie, z biodra na policzek. Wtuliłam się w jego dłoń stęskniona dotykiem brata Victor'a.

— Od naszego pobytu w kościele miewam wizję — wyznał mężczyzna, a ja poczułam jak rumieńce opalają moje policzki. Cholera, czy to możliwe? — Z początku myślałem że to jednorazowe, ale za to było mylne. Ja... za każdym razem... widzę nas...

— Jak uprawiamy seks — przerwałam cicho, a na ostatnie słowo poczułam jak Stone się spina. Trafiłam jednak. — Też mam te wizję. Dzisiaj była jednak bardziej intensywna.

— To efekt pełni... zbliża się. Nie daję nam spokoju — wyznał cicho ciemnowłosy, a ja już czułam w jego głosie jak niekomfortowo wyznaję mi nowe informację. Chyba on sam nie spodziewał się tego jak potoczy się więź w złączeniu z fazą księżyca. — Szlag, nie wiem co robić.

— Alex ja ci ufam — szepnęłam ostrożnie kładąc dłoń na policzku mężczyzny. Ani na moment nie spuściłam z niego wzroku niczym w transie. — Cokolwiek wymyślisz ja Ci ufam...pójdę za Tobą w ciemność.

Poczułam jak chłopak na moje słowa schyla się łącząc nasze usta w pocałunku. Mruknęłam zadowolona odwzajemniając pocałunek. Pragnęłam tej bliskości od momentu zakończenia wizji. Pragnę tego praktycznie za każdym razem, w każdej chwili. Jestem uzależniona.

— Zależy mi na tobie, Scarlett — zaczął Alexander, kiedy rozdzielił nasze usta. Zgryzłam wargę czując rosnące rumieńce na policzkach, pod wyczuciem gorące spojrzenia błękitnookiego. Moje imię w jego ustach brzmiało cudownie niemal magicznie. — Cholernie mi zależy. Chciałbym być przy tobie cały czas, w każdej chwili. Dostaję wścieklizny gdy, pojawia się u mnie sama myśl że Norman próbuję Cię zdobyć. Że jest koło Ciebie, próbuję Cię pocałować, przytulić. Czuję się z tym okropnie. Od Twoich urodzin tracę kontrolę, tracę zdrowy rozsądek. Twój zapach stał się dla mnie tlenem, Twój dotyk stał się pieprzonym narkotykiem, a głos najlepszą muzyką jaką słyszę. Jesteś moją nadzieją, moim światłem. Wszystkim. Jesteś dla mnie, wszystkim.

— Alex... — wzruszona wyznaniem chłopaka już chciałam złączyć nasze usta w kolejnym pocałunku. Chłopak jednak tym razem do niego nie dopuścił.

— Kocham Cię, Scarlett Reynolds — wyznał chłopak intensywnie wpatrując się w moje zielone oczy. Serce zabiło mocno uwielbiając słowa jakie wypowiedział. Zdecydowanie pragnę słyszeć je częściej. — Kocham Cię i spalę dla Ciebie to pieprzone miasto.

Te słowa były najlepszym co usłyszałam. On był najlepszym co mnie spotkało. I to właśnie jemu chciałam ulec.

— Alexander — zaczęłam szeptem smakując jego pełne imię literka po literce. Czułam jak w oczach dwudziestolatka pojawiają się iskry. Uwielbiał jak mówiłam pełnym imieniem. — Chcę z tobą dokończyć rytuał.

Killtown: Wilczy Zew | Tom III |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz