Erwin
Kolejny dni nie mijały mi w najlepszej atmosferze. Po całej sytuacji z porwaniem, Carbonara odwiózł mnie do mieszkania i zaproponował by zostać ze mną, w obawie, że coś może mi się stać. Doceniałem jego troskę, ale chciałem sam zadbać o siebie. Potrzebowałem czasu, by to wszystko przemyśleć.
Dzisiejszy dzień dobijał mnie szczególnie. Chłopaki zaplanowali kolejny napad - tym razem na szczęście na mniejszą skalę - i byłem im niestety przy tym potrzebny. Jak na policję i organizację miasta można było narzekać, tak na zabezpieczenia już nie. Jakimś cudem, Los Santos miało jedno z najmocniejszych systemów blokujących działania hakerskie w całym kraju. Nie każdy potrafił je rozszyfrować i zdezaktywować. Ja zaliczałem się do nielicznych osób, które posiadały tą umiejętność.
Za żadne grzechy nie chciałem opuszczać swoich czterech ścian, co i tak było nieuniknione. Alkohol oraz narkotyki sięgały dna, a ja bez nich nie byłbym w stanie funkcjonować. Sytuacja z tamtego cholernego dnia prześladowała mnie dzień w dzień oraz w każdą noc, nie pozwalając odpocząć. Mógłbym przysiąc, że wyglądałem jak chodzący trup.
Ostatnie promienie słońca wpadały przez ogromne szyby mojego mieszkania, nadając mu złocistej barwy. Sprawdziłem godzinę na zegarze, po czym niechętnie wstałem z kanapy. Przetarłem dłońmi twarz, a następnie włosy, warcząc z niezadowolenia pod nosem. Że też, kurwa, akurat on.
Udałem się w stronę łazienki. Przez ostatnie siedem dni nie skorzystałem z prysznica ani razu, nie mając siły na to. Nie wychodziłem z domu, więc nie za bardzo mi to przeszkadzało. Jednak nie mogłem pozwolić sobie, by członkowie Zakszotu pomyśleli, że coś jest nie tak. Maska musiała pozostać, nie ważne jak bardzo opadała mi z twarzy.
Wszedłem do kabiny odkręcając letnią wodę. Starałem się zmyć z siebie minione wydarzenia. Oparłem ręce o marmurowe kafelki, spuszczając głowę w dół. Gdy tylko zamykałem oczy widziałem te jego cholerne, czekoladowe tęczówki, chłonące moją duszę po raz kolejny. Musiałem uzupełnić zapas narkotyków oraz alkoholu, inaczej wyniszczy mnie to.
Po dziesięciu minutach wyszedłem, przeplatając beżowy ręcznik w pasie i kierując się do umywalki, gdzie pozostawiłem ubrania. Zdecydowałem się na czerwoną bluzę z białym drobnym nadrukiem oraz czarne jeansy, które klasycznie przeplotłem paskiem. Wysuszyłem siwe włosy, po czym ułożyłem je na żel i opuściłem łazienkę.
Wysłałem SMS do znajomego, który załatwia mi narkotyki. Zakszot również zajmował się ich produkcją, lecz tylko w postaci heroiny, LSD oraz ekstazy - czyli nie moje klimaty. Jednak nie spodziewałbym się, że ostatnio zakupiona podwójna działka, zniknie tak prędko. Tym razem musiałem kupić więcej, niż miałem w zwyczaju.
Odpowiedź z GPS'em przyszła po krótkiej chwili. Zapakowałem telefon w tylną kieszeń spodni, zgarniając kluczyki do samochodu oraz maskę z blatu kuchennego. Założyłem trampki i zjechałem na podziemny parking.
Wsiadając do samochodu, upewniłem się, czy mam w schowku jakąkolwiek broń z amunicją. Na moje szczęście, takowa się znajdowała. Odpaliłem znajomy, czarny pojazd, nasłuchując się dźwięków z wydechu. Włączyłem muzykę w radiu, upewniając się, by nie była za głośna i ruszyłem przed siebie.
Na zewnątrz zachód słońca kreował cudowny, wielokolorowy widok, który przepięknie łączył się z powoli rozświetlającym się miastem. Za to ceniłem mieszkanie w centrum. Każde małe światło wydobywające się z cudzego okna, oznaczało inną historię i przeżycia, które miały swoje własne, odrębne i unikalne znaczenia.
Kochałem pławić się w bogactwie i luksusach, lecz nie zapomniałem, jak kiedyś wyglądało moje życie. Czasami lubiłem po prostu usiąść przed oknem w wygodnym fotelu z kawą w ręku i spoglądać, jak życie kwitnie w mieście. Uroki drobnych szczegółów, które są tak ciężko zauważalne w obecnych czasach.
CZYTASZ
Tylko my we dwoje Morwin +18
Fiksi PenggemarCoś co kiedyś połączyło nasze serca na zawsze wygasło, zostawiając bolesny ślad w naszej przeszłości. Nasze ścieżki się rozeszły, a uczucia poszły w zapomnienie, zastępując to pracą. Gdyby ktoś mi powiedział, że jeszcze kiedyś się spotkamy, wyśmiałb...