»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««
Theo zaparkował na poboczu drogi w lesie. Próbował być lepszy. Na prawdę próbował, ale nikt w to nie wierzył. Sądził że Liam w niego wierzył, ale okazało się że był tylko zapychaczem niebieskookiego po tym jak Hayden odeszła. Najwyraźniej aż tak mu nie zależało. Nikomu na nim nie zależało.
Wysiadł z samochodu. Musiał złapać trochę świeżego powietrza.
Jego umysł zalewały negatywne myśli.
Mylnie wierzył, że ma bliskich, ale jak zwykle został sam. Zawsze był sam, nikt go nie rozumiał. Szczerze żałował tego co zrobił, co zrobił siostrze i innym. Jednak nie ważne jak się starał, miał wrażenie że nigdy nie odpokutuje za swoje grzechy. Był chimerą, czymś co nie było naturalne i nie miało prawa istnieć. Może dla wszystkich byłoby lepiej gdyby nie istniał, gdyby odszedł.
Theo spojrzał w bok, w głąb lasu. W oddali zobaczył psa przywiązanego na sznurku do drzewa. Zwierzę skomlało i szarpało się. Widok był żałosny. Pies tak niestrudzenie próbował się uwolnić i nawołać swojego właściciela.
Raeken podszedł do drzewa. Pies przestał skomleć. Wystraszony warknął w kierunku zielonookiego, gdy ten chciał podejść do niego.
— Spokojnie. Nic ci nie zrobię. — uniósł dłonie w pokojowym geście. Pies skulił się trochę. Theo powoli i ostrożnie rozluźnił pętle na szyi zwierzęcia, po czym zdjął ją.
Pies szybko ruszył przed siebie. Zwierzak zatrzymał się przy drodze. Zaczął obwąchiwać ziemię. Co raz unosił głowę i rozglądał się, a później na powrót wąchał okolicę. Zrozpaczony że nie był wstanie znaleźć tropu swojego właściciela, usiadł na poboczu drogi.
— Rozczaruje cię kolego. Oni nie wrócą po ciebie.
Pies uniósł lekko głowę gdy Theo podszedł do niego. Zielonooki miał wrażenie że widział smutek w oczach zwierzęcia, wyglądał jakby rozumiał co powiedział. Pies położył się na ziemi, trzymając przednie łapy pod pyskiem.
Theo zamierzał odejść, zrobił już dwa kroki, ale wtedy pies zaczął cichutko skomleć. Raeken zatrzymał się. Nie odpowiadał za tego zwierzaka, to nie on go tu porzucił. Ktokolwiek to zrobił, nie miał ani odrobiny współczucia.
— Cholera. — burknął pod nosem. Nie rozumiał czemu, ale nie był wstanie zostawić go. Wrócił do psa, który od razu przestał skomleć. — Cwany jesteś. Bierzesz mnie na litość, co?
Zwierzę nijak zareagowało.
Theo przykucnął, po czym usiadł na ziemi w metrowej odległości od psa. Zwierzę ani nie było nadzwyczaj pięknie, ani brzydkie. Był średniej wielkości, miał ciemną długą brązową sierść, która miejscami miała przejaśnienia. Pysk miał średniej wielkości, a oczy brązowe. Zwyczajny pies.
CZYTASZ
MOJA ALFA | A.A. | Zakończona
FanfictionShaye razem z rodzicami przeprowadziła się do Beacon Hills. Chciała zacząć tutaj nowy rozdział. Nie spodziewała się jednak, że w tym mieście nie da się żyć spokojnie. Miłosne komplikacje, sportowa rywalizacja, zawiłe relacje, tajemnice, zabójstwa...