『10』

245 17 3
                                    

Pov: Narrator

- Przegraliśmy... - szepnął Gavi.

Byli na meczu, swoim pierwszym od przerwy, i... przegrali z realem. Tymi jebanymi, bezdusznymi świniami. Pedri zerknął na młodszego. Po policzkach Gaviego ciekły łzy. Jak on to zniesie... Przecież jest jeszcze młody!

- Hej, Pablo. - wyszeptał Pedri, obejmując chłopaka. - Pamiętaj, że to nie twoja wina, okej?

- Moja! Zawsze moja! Za mało zrobiłem! - niższy wyrwał się i spojrzał na niego zaszklonymi oczami. - Gówno zrobiłem, powinni mnie wywalić!

- Pabluś, to przecież nie koniec świata. Wygramy ligę, tak?

- Nie! Jeśli będę grał, to nie wygramy!

- To był po prostu zły mecz - wtrącił ter Stegen, podchodząc do nich. Uśmiechnął się smutno do Gaviego. - Nie obroniłem. Dałem ciała.

- Wszyscy daliśmy. - dołączył do nich Alonso z Roberto, który wypłakiwał się w jego ramię, obejmując go. - Chociaż... Xavi mógł wystawić lepszy, bardziej doświadczony skład. Na przykład Albę zamiast Balde.

- A temu co? - Pedri wskazał na jego towarzysza, nieświadomego zupełnie niczego. Hiszpanowi było go żal.

- Wiesz, jak to jest... - szepnął Marcos.

Zapadła cisza. A właściwie tylko między nimi. Z trybun dało się usłyszeć paru kibiców Barçy, których jeszcze stać było na to, żeby odśpiewać hymn Barçy. Madrytańczykowie darli się niemiłosiernie, wykonując prowokujące gesty. Gavi nie wytrzymał.

- Zamknijcie pizdy, wy jebani z realu! - krzyknął. - Nie zapominajcie, że pokonaliście osłabioną Barçę, która mimo wszystko wygrała z wami ostatnie pojedynki, również osłabiona! Mam wam przypomnieć Superpuchar Hiszpanii!?

Po tych słowach wybuchnął niekontrolowanym płaczem. Pedri bez słowa przytulił go, głaszcząc po głowie. Pablo tym razem nie protestował.

Ter Stegen wbił wzrok w ziemię.

- To ja może już pójdę...

- Marc!

Bramkarz podniósł głowę i odwrócił się. Wpadł na niego Iñaki, który natychmiast zaczął moczyć łzami koszulkę kolegi. Niemcowi zaszkliły się oczy. Nie chciał jednak rozklejać się w obecności przyjaciół.

- Chcesz...? - Alonso nie dokończył. Stegen przymknął oczy, przytakując. Marcos skinął głową Pedriemu i odeszli od dwójki bramkarzy.

Pov: Gavi

Jebani. Jebani, kurwa, jebani. Mam nadzieję, że przegrają w finale. Nienawidzę ich.

Podniosłem głowę i otarłem łzy. No i kogo zauważyłem? Oczywiście, kurwa, vinicusa. Stał kilka metrów od mas i uśmiechał się wyzywająco. Po chwili podniósł rękę i pokazał palcami liczbę cztery. W tym momencie nie wytrzymałem.

- Ty chuju jebany! Nie zasługujesz na nic! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego. Kto umrze ten umrze i trudno...

- Gavi! Japierdole, Gavi! - słyszałem Pedriego i paru innych piłkarzy, lecz aktualnie miałem ich w dupie. Wyjebałem Júniorowi raz, drugi, trzeci, czwarty... I poczułem czyjeś ręce na moich barkach.

- Pablo. - to był Xavi. Hmmm.... Dać za wygraną czy nie?

Dobra, chuj mnie on obchodzi. Puściłem chuja z realu i pozwoliłem się odciągnąć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że cały stadion zamilkł, tylko kilku kibiców z jebanego realu krzyczało jakieś wyzwiska... No to teraz gazety mają o czym pisać.

- Pablo, co się kurwa, stało? - zapytał Xavi.

- Bo to jest kurwa vinicus... Wie trener, jaki jest. Niestabilny psychicznie. Prowokujące gesty. To chuj.

Mówiłem podniesionym tonem, aby każdy to słyszał. Haha, wyzywają mnie, a przecież sami wygwizdują viniego... Jakież to ironiczne.

- Pablo! - Pedri przedarł się przez grupkę kłócących się ściszonymi głosami piłkarzy i podszedł do nas. Myślałem, że zaraz palnie mi jakiś wykład, ale powiedział tylko: - Dobra robota.

Pov: Narrator (ten chuj)

- Jebani kurwa, jakieś chuje... - Ferran jakimś cudem tepnął się do nich, wykrzykując wyzwiska.

No i to teraz vinicius kopnął Torresa, mocno, ale ten nawet się nie skrzywił. Roześmiał się tylko lekko i rzucił:

- Doprawdy, vini, powinieneś nauczyć się nad sobą panować...

- A ty nad sobą! - wymierzył mu cios prosto w szczękę. Jedyne co zrobił Hiszpan, to delikatnie obrócił głowę. Ten to powinien zostać bokserem. Mimo wszystko piłkarze Barçy do spółki z madrytańczykami wtrącili się i zaczęli ich rozdzielać, oczywiście ci pierwsi od razu zwyzywali Viniciusa.

- Wszystko git? - Lewy podszedł do Ferrana, bo mimo wszystko mogło mu się coś stać.

- Oczywiście. - Hiszpan machnął ręką, uśmiechając się.

- GERIII! - wszyscy gwałtownie odwrócili się w stronę źródła dźwięku i ujrzeli... no cóż, można było się tego spodziewać. Raphinhę przytulającego się do Piqué.

Wait... Piqué?

- GERARD KURWA PIQUÉ JEBANY! - Busquets puścił się biegiem w ich stronę, a zaledwie ułamek sekundy później kilkunastu innych piłkarzy zrobiło to samo.

- No, to możemy wracać do domu. - skomentował Pedri. Gavi spojrzał na niego i szepnął:

- Później. - po czym odbiegł w stronę słońca (czytaj: Piqué).

~~~~

Szkrrrrrrrrrrrr4 tudududu sialalalalalalalalalala 💙❤💙❤💙❤💙❤

Zawsze przy tobie | Pablo Gavira x Pedri GonzálezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz