Rozdział 3

2.3K 104 13
                                    

Alice Davies. Moja mama. Kiedyś mogłam ją jeszcze tak nazwać, wtedy wszystko też było łatwiejsze. Obydwie byłyśmy szczęśliwe... Ona miała męża, a ja ojca.

Teraz nie mogłam sobie wyobrazić jej w roli matki. Po wszystkim co mi zrządziła... nie umiałabym. Nie widziałam w niej tamtej szczęśliwej i pełnej miłości kobiety. Z dnia na dzień zaczęła stawać się inną osobą.

Nie umiałam jej pomóc. Starałam się ją naprawić, myślałam że jak dam jej wsparcie i więcej miłości, mrok jej nie pochłonie.

***

Mojego liceum nie można było nazwać placówką, a prędzej budą. Stara farba odchodziła od ścianek a w niektórych oknach wciąż były kraty. Zawsze straszono pierwszaki że w piwnicy straszy. Całe to miejsce było popaprane.

Siedziałam już w ławce, oczekując na dzwonek. Mieliśmy mieć teraz biologię wymieszaną z maturzystami. Klasa była ogromna i bez trudu pomieściłaby czterdzieści osób.

Medycyna w naszym miasteczku była na najwyższym poziomie. Sporo osób zdecydowało się na ten kierunek. W naszej szkole biologia była traktowana bardzo poważnie.

Ja szłam w bardziej humanistycznym kierunku. Nie wyobrażałam sobie, siebie jako lekarza, fizyka, czy nauczyciela.

Dzwonek na lekcje rozbrzmiał, a ostatni uczniowie wchodzili do klasy. Jako ostatni z nauczycielem wszedł chłopak. Przeprosił za spóźnienie i zaczął szukać wolnego miejsca.

To był on. To on pod drzewem malował obraz i to jego widziałam parę razy na korytarzu. Zaczął zmierzać w moją stronę. Ale czemu? Nie lubiłam poznawać nowych ludzi, dobrze mi było z samotnością. Nie chciałam opuszczać swojej bańki.

Brunet stanął przed ławką, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że tylko koło mnie jest wolne miejsce.

- Mogę? - wyglądał na zagubionego. Czyżby był nowy?

- Tak. - odpowiedziałam cicho.

Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, dlatego milczałam. Za to ukradkiem na niego patrzyłam. Otworzył zeszyt i zaczął pisać notatki, oraz uważnie słuchać nauczyciela.

Parę kosmyków jego czekoladowych włosów, opadło mu na czoło. Były roztrzepane, tworząc artystyczny nieład. Miał wyraźnie zarysowaną szczękę i wystające jabłko Adama. Delikatnie wystającę kości policzkowe, były zarużowione. Prosty nos przyozdabiały piegi, które dodawały mu uroku. Jego rzęsy były długie, a brwi ciemne. Przy skroni miał niewielką bliznę. Zmarszczyłam brwi, ponieważ wydawała mi się znajoma.

To były drobiazgi, ale lubiłam wyłapywać te drobne szczegóły. Lubiłam być obserwatorem. Często przyglądałam się ludziom w autobusach, szkole, lub miejscach publicznych.

Zerknęłam na jego dłoń, która żwawo zapisywała kolejne słowa na kartce. Skórę miał zadbaną, a paznokcie obcięte. Na serdecznym palcu u lewej ręki miał pieprzyka, a kolejnego na nadgarstku. Te też znałam.

Przypominał mi kogoś...

Nauczyciel zadał zadanie, a w tym samym czasie chłopak odłożył długopis i odwrócił się w moją stronę. Przyłapana - pomyślałam.

Skrępowana, szybko przeniosłam wzrok za okno. Jednak nie zmieniło to sposobu w jaki, chłopak wypalał we mnie dziurę. Skanował mnie czekoladowymi oczami od góry do dołu. Poczułam jak się rumienię.

- I co fajnie, jak też tak na ciebie patrzę? - co?! Dobra mogłam pomyśleć zanim zaczełam się na niego gapić jak głupia. Myślałam, że robiłam to dyskretnie...

If you knew meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz