I.VII

263 42 89
                                    

Szli najmniej uczęszczanymi uliczkami jak tylko mogli. Oboje wyglądali jakby właśnie spojrzeli śmierci w oczy co w sumie dalekie od prawdy nie było. Tak jak Chuuya powoli zaczął nabierać koloru na policzkach tak Dazaiowi ani trochę się nie poprawiło. Jego prawa ręka nadal tak jak zwisała tak nadal wisiałaby bezwiednie wzdłuż tułowia gdyby pokryjomu nie wsadził jej do kieszeni płaszcza. Jego lico nadal było blade, a na skroniach można się było dopatrzeć kropli potu co coraz bardziej niepokoiło Nakahare. Złapał się nawet na myśli by się go dopytać czy na pewno nic mu nie było jednak szybko to odrzucił. Po co miałby się tym przejmować? Gdyby ten idiota potrzebował pomocy to by przecież powiedział. Z resztą, Chuuya i tak życzył mu śmierci więc z wielką chęcią by oglądał jak jego partner się męczy... Prawda?

Kiedy tylko mijali kogoś dorosłego opuszczali nisko głowy i trzymając się blisko siebie zaczynali mówić jakieś głupoty i się śmiać żeby nie daj Boże ktoś nie zechciał im "pomóc". Nie mieli rodziców ani prawnych opiekunów, gdyby trafili do publicznego szpitala byłaby kompletna afera. Zaczął by się cyrk z policją, domem dziecka. Prędzej czy później któryś z wrogów ich organizacji sporobowali by to wykorzystać, a oni mieliby ograniczone miejsce do kontrataku.

W świetle prawa nadal byli dziećmi. Za każdym razem po misjach starali się unikać zatłoczonych miejsc żeby nie ściągać uwagi siniakami, zadrapaniami czy bandażami. Nie raz były też sytuacje gdzie ktoś chciał ich po prostu dotknąć, zapytać o coś, a oni przyjmowali pozycję obroną. Mieli wyuczone nawyki i nie mogli tego tak po prostu wyplenić idąc do ludzi. Nie byli wstanie pilnować się na każdym kroku, to po prostu całkowicie wyczerpywało ich baterie na resztę dnia. Jednak różniła ich jedna rzecz. Tak jak Chuuya mimo iż nie wyglądał ani przez swoje zachowanie wśród ludzi nie sprawiał takiego wrażenia, był ekstrewantykiem. Nie miał problemu z podejściem do ludzi i próbą kontaktu. Oczywiście potem był zmęczony trzymaniem swojego temperamentu na wodzy, ale był szczęśliwy. Za to rudowłosy zaobserwował, że mimo tego jak Dazai jest odbierany za osobę towarzyską, nigdy nie odmawia wyjść, zawsze jest główną gadułą nie ważne w jakiej grupie i zawsze się uśmiecha oraz żartuje to później ma się jakby wrażenie jakby unikał ludzi. Jakby musiał od nich trochę odpocząć co oczywiście było kompletnie zrozumiałe jednak sprawiało, że Nakahara miał wrażenie jakby tak naprawdę nic na jego temat nie wiedział co nie dawało mu spokoju choć było to tak nieistotne i głupie.

Pokręcił głową z westchniem cisnącym mu się na usta. Nie chciał teraz o tym myśleć, był po prostu zmęczony. Chciał wrócić do domu, coś zjeść, wygonić Dazaia do siebie i położyć się spać by następnego dnia przeanalizować to wszystko czego się dziś dowiedzieli. Kot w końcu odłączył się od nich kierując się w stronę doków najpewniej zwabiony zapachem ryb. Szatyn podążał chwilę za nim wzrokiem jednak szybko znów go skierował przed siebie i ruszył dalej. Zaczął też nucić pod nosem jakąś piosenkę której pochodzenia Nakahara nie mógł rozszyfrować. Po jeszcze kilkunastu minutach stanęli przed dobrze znanym im blokiem. Chuuya wpuścił ich do klatki, a Osamu pognał z radosnym uśmiechem na górę co po chwili także zrobił rudowłosy. Na szczęście nie zabrali mu kluczy więc nie musieli używać wytrychów ani wsówek do otworzenia zamka.

— Dazai, ile byłem nieprzytomny? — Zadał pytanie młodszemu który od razu pognał do salonu by położyć się na kanapie. W tym czasie rudowłosy poszedł do kuchni zrobić coś do jedzenia.

— A bo ja wiem? Pewnie około pięciu godzin. Swoją drogą powinno trwać to trochę dłużej, ale widać te twoje przygotowanie na uodpornienie się na tego typu substancje na coś się przydało — usłyszał z pokoju obok.

— Yhm... — mruknął pod nosem wyciągając z lodówki dwie gotowe kanapki zapakowane w folię oraz biorąc resztki parówek i wkładając je na minutę do mikrofali. Kiedy je wyciągnął wziął również butelkę wody i manewrując tak by nic nie wypuścić wrócił do salonu gdzie został rozłożonego na całej szerokości kanapy wyższego. Poddał mu jeden talerz po który sięgnął jedną ręką na co starszy zmarszczył brwi. — Oi, masz problem z ręką? — Zapytał w końcu, a jego postanowienie o daniu sobie spokoju poszło się jebać.

Us life || Soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz