II.XIV

131 14 30
                                    

Tak naprawdę dookoła panowała dość sztywna atmosfera jednak niektórzy zdążyli się nieco rozluźnić i ku zaskoczeniu większości nie byli to pracownicy Agencji, a Mafii którzy przeżywali już w o wiele więcej dziwniejszych sytuacjach. W tle grała jakaś cicha muzyka, a na dwóch złączonych stołach były poustawiane jakieś przekąski i napoje, wśród nich znalazł się również alkohol który został otworzony jako pierwszy przez Tachiharę tłumaczącego to tym, że na trzeźwo tego nie przeżyje, a tym bardziej zniesie. Atsushi przyglądał się ludziom którzy zostali zebrani z lekkim spięciem co było zrozumiałe. W końcu to on tak na dobrą sprawę wpadł na pomysł by zorganizować coś takiego, nie sądził jednak, że wyjdzie to tak, a nie inaczej. W filmach, które oglądał zawsze wszyscy się świetnie bawili, śmiali oraz może i nawet . Na żadnym jednak nie było czegoś takiego, że zaproszeni przyszli i siedzieli w niezręcznej ciszy w utworzonych dawno składach. Bo żaden członek Portówki nie siedział bliżej Zbrojeniówki niż swoich współpracowników i na odwrót. Może to od samego początku było skazane na porażkę? Może wcale nie powinien w to angażować Tanizakiego, a tym bardziej Yosano-sensei, która od początku była nastawiona sceptycznie. Wiedział mimo to, że teraz rozpaczanie nic nie da. Co się stało to się nie odstanie, to było jedno z jego nowych mott.

Chciałby podejść i z nimi porozmawiać, ale za bardzo się denerwował. Czuł się skrępowany i nie miał najmniejszej ochoty żeby ruszać się z swojego przytulnego kąta tak blisko drzwi którymi mógłby uciec gdyby poszło coś nie tak. Jego przyjaciel również siedział koło niego właśnie ze względu na nie oraz mierzył z podejrzliwością oraz lekką złością dwóch konkretnych mafiozów, którymi byli blondynka w garniturze i włosach związanych w krótkiego kucyka oraz jeden z najgroźniejszych użytkowników zdolności swojej organizacji. Heterochromik mu się nie dziwił, w końcu prawie, że ta dwójka - chociaż nadal bardziej kobieta - zabiła mu siostrę. Atsushi też by się zdenerwował gdyby życie Kyouki było na włosku jednak nie mógł porównywać się do furii ryżego, która nadal nie przeminęła choć ucichła. Westchnął tarmosząc się po głowie czym przykuł jego uwagę i uśmiechnął się do niego niemrawo, który jasno świadczył, że albo wszyscy umrą przez energię jaka unosiła się w powietrzu albo podczas walki kiedy jakimś cudem wywiąże się jakiś konflikt.

— Jak myślisz, ile jeszcze zdołamy tak pociągnąć? — Zapytał pochylając się w jego stronę wyższego na co on zdusił bezradny śmiech w klatce piersiowej.

— Nie wiem, naprawdę nie wiem. To był zły pomysł. Naprawdę zły pomysł — pokręcił głową odpowiadając mu szeptem by nikt ich nie usłyszał. Zaraz potem schował głowę między kolana.

— Hej, spokojnie. Chciałeś dobrze, to nie twoja wina, że to tak wyszło — zapewnił go. Chciałby jakoś go pocieszyć jednak doskonale wiedział o tym, że nie był dobry w tego typu rzeczach. Bardziej charakteryzowało go działanie, a nie słowa jednak w takiej sytuacji ani w tym ani w tym nie potrafił odnaleźć tego co powinien zrobić.

— Co z tego, że chciałem dobrze skoro tylko na dobrą sprawę marnuje ich czas? — zamrugał szybciej żeby przegonić obraz dyrektora sierocińca mówiącego mu, że do niczego się nie nadaje. Czuł się jak małe dziecko któremu nie wyszło coś nad czym naprawdę się starał. Nienawidził tego uczucia, nienawidził kiedy się tak czuł. Miał ogromną ochotę zapalić papierosa by się trochę odstresować jednak wychodząc zwróci na siebie uwagę i mógłby dać mylne wrażenie, że już tu nie wróci i ktoś naprawdę mógłby tak postąpić.

— Jestem pewny, że nie jest tak źle — uśmiechnął się w jego stronę, a na jego skroni pojawiła się kropelka potu. To było jasne jak słońce, że tak nie uważał jednak nie mógł nic na to poradzić. Chciał po prostu być pomocny.

— Dobrą mam dość! — Wszyscy skierowali wzrok w stronę hałasu którym była kobieta z fioletowymi włosami obciętymi do ramion i spinką motyla we włosach. — Albo się jakoś zmobilizujemy albo możemy rozejść się w swoje strony jakby to wcale nie miało miejsca. Dla waszej wiadomości jednak, nie zamierzam was puścić tak łatwo. Nie po to się tyle z tym męczyliśmy żeby wyrzucić te starania w błoto — po sali rozszedł się cichy szmer. Jedna jego część zgadzała się z kobietą za to słowa drugiej nie dało się zbytnio rozpoznać. — Ty — wskazała na rudowłosego z plastrem na nosie. — Co lubisz robić? — Zapytała już spokojniej zajmując swoje miejsce z powrotem. Chociaż nikt by się do tego głośno nie przyznał, wszyscy byli jej wdzięczni, że postanowiła przerwać to wszystko i faktycznie zacząć rozmowę.

Us life || Soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz