II.VI

150 11 152
                                    

Budynek nie wydawał się być wcale aż tak duży, a trzeba było podkreślić, że w środku niego powinno znajdować się jedno z największych archiwum dotyczących uzdolnionych w całej Japonii. Chuuya przyglądał się mu sceptycznie nie do końca będąc pewnym co spodziewał się tak naprawdę zastać. Był jednak stuprocentowo pewien, że to wszystko powinno być o wiele większe jeśli słowa obydwóch detektywów były prawdziwe. Zmarszczył brwi mając złe przeczucia choć nie umiał stwierdzić ich dokładnej przyczyny. Podobno jeszcze nigdy nie było w tym miejscu sytuacji by jakiejkolwiek dane zostały wyrzucone bądź zniszczone, nawet jeśli użytkownik danej zdolności zwyczajnie nie żył bądź informacje nie były do końca prawdziwe. Podczas drugiego przypadku akurat po prostu dopisywało się aktualniejsze wyniki badań co według jego osobistego zdania było niebywale głupie, w końcu bardzo łatwo można by się było w takiej sytuacji pomylić i wyciągnąć błędne wnioski z dokumentów. Rozumiał jednak, że mimo wszystko poświęcono na wcześniejsze założenia dość dużo czasu analiz, a kto wie, może by się w którymś momencie one przydały? Nie jemu było to oceniać. Tak jak jednak jego partner powiedział była możliwość, że znalazłby coś co mogłoby go zainteresować, zwłaszcza biorąc pod uwagę ten mały szczegół, że skoro nigdy niczego się stąd nie pozbyto istniało prawdopodobieństwo, że byłby w stanie poszukać co nieco na temat jego przeszłości.

Podświadomie czuł, że tutaj musiało coś na ten temat być. W końcu projekt ten był całkowicie rządowy, mógł być niezwykle tajny jednak trzeba było go gdzieś zgłosić, tak wymagały całkowicie podstawowe procedury i było to w pełni obowiązkowe posunięcie, nawet on to wiedział, a przecież mimo wszystko nie interesował się żadnymi zasadami i rzeczami tego typu. Miał wrażenie jakby coś swędziało go pod skórą, jakby chciało go ostrzec, że prawda może wcale mu się nie spodobać lub mógł po prostu narobić sobie nadziei i niczego więcej się nie dowiedzieć. Jakby nie patrzeć tam były setki tysięcy jeśli i nie ponad milion dokumentów, szansę na to, że znajdzie coś o sobie w niecałą godzinę były naprawdę znikome, praktycznie zerowe zwłaszcza gdy przypomniał sobie fakt, że zdecydowanie nie jest jedynym człowiekiem w tym kraju który miał inicjały N.C. To byłoby jak szukanie igły w stogu siana, bądź oddzielanie od siebie przemieszanych ze sobą soli i pieprzu. Okropnie czasochłonne, a całkowicie bezsensowne.

Kiedyś przez myśl przeleciała mu również możliwość tego żeby dać szansę pewnemu mężczyźnie o blond włosach z którym dzielił historię, skarcił się jednak prawie od razu za taką myśl. Znając życie nie powiedziałby nic nowego bądź nic co mogłoby naprowadzić go na jakikolwiek nowy ślad. Powtarzał by mu w kółko to samo to co mówił te sześć lat temu, a on nie miałby nawet możliwości stwierdzenia ich prawdziwości. W końcu on chciał go wcześniej zmanipulować, wykorzystać chociaż twierdził, że planował go uratować. Dlaczego miałby mu ufać na słowo? Byłoby to w ponad siedemdziesięciu procentach bezowocne i potraktował by to w końcu jak stratę jego cennego czasu. Po za tym, czy on w ogóle chciał znać prawdę? Czy była ona warta tego w jaki sposób postrzegał samego siebie? Jakby na to nie spojrzeć nie mogło to pogorszyć już jego obecnego stanu. Był pewny, że to oddziałało by na niego o wiele mocniej kiedy miał te szesnaście lat i cały pryzmat przez jaki spoglądał na świat został w końcu w pełni roztrzaskany bez szans na ponowne złożenie go w całość. I tak już uważał się za stworzenie nie będące nawet w jednej dziesiątej ludzkie chociaż bardzo chciał by było inaczej mimo iż nie powiedziałby tego na głos, na pewno nie sam przed sobą bo to byłoby równoznaczne z przyznaniem się do słabości, do tego, że pomimo otoczenia w jakim żyje nadal nie zdołał wyzbyć się większości emocji, które mogłyby wpłynąć na niego w negatywny sposób przykładowo i nawet podczas walki czy nawet i zwykłej kłótni kiedy wyciągnęło by się na stół te konkretne rzeczy, które je wywoływały.

Dlatego czuł pewnego rodzaju obrzydzenie do Dazaia gdy ten powtarzał, że w żadnym wypadku nie może nazywać się istnieniem ludzkim. Ponieważ on był człowiekiem, był człowiekiem jednak samemu temu zaprzeczał jakby powtarzał jakąś mantrę, jakby chciał żeby stało się to prawdą kiedy Nakahara zwyczajnie byłby w stanie oddać naprawdę wiele żeby faktycznie okazać się czymś więcej niż tylko idiotyczną podróbką pewnego chłopca który został tak bardzo pokrzywdzony przez ludzką chciwość. Naprawdę chciałby patrzeć na swoje odbicie w lustrze i nie dostrzegać obcej twarzy, a będąc w stanie nazwać ją całkowicie swoją. Czasami naprawdę pragnął połamać wszystkie kości w ciele brązowookiego za takie słowa jednak nigdy tego nie zrobił, no, może tylko kilka razy zdarzyło mu się go spoliczkować gdy nie był w stanie już więcej wytrzymać jego gadania. To było idiotyczne. Cholernie głupie. Nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że może młodszy miał rację i nie miał prawa nazywać się w ten sposób. W końcu wystarczyło tylko spojrzeć prosto w jego oczy żeby dostrzec to jak puste były, zupełnie tak jakby jego ciało było całkowicie pozbawione duszy, która powinna je zamieszkiwać. Wolał się mimo wszystko nie rozwodzić nad tym zbytnio. To nie on był tym, który miał te bardziej filozoficzne spojrzenie na świat, a gdyby nie przestał nad tym myśleć zdecydowanie w takim kierunku obróciły by się jego myśli. Był prostym człowiekiem, nie potrzebował rozmyślać o powodach egzystencji oraz stworzenia świata.

Us life || Soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz