Rozdział 11

1 0 0
                                    

Siedziałam w wejściu do żłobka i patrzyłam w kierunku legowiska przywódcy. Miałam złe przeczucia. Wyszli. Szli ze spuszczonymi głowami wlokąc ogon. Za nimi szedł Kolorowa Gwiazda. Pobiegłam w ich kierunku ze zjeżoną sierścią z chęcią rzucenia się na przywódcę. Świetlisty Mrok chwycił mnie jak kociaka. Był większy i silniejszy, więc umiał mnie utrzymać, a ja wiłam się w jego zębach.
- Spokojnie Agrestowe Serce - miauknął Fistaszkowa Burza. Posłałam wrogie spojrzenie przywódcy.
- Jeśli im się coś stanie... - warknęłam.
- Nic nikomu się nie stanie - miauknął Fistaszkowa Burza. - Uspokój się nic się nie dzieje - miauknął i chwycił mnie pomagając Świetlistemu Mrokowi. Niby dwoje potężnych wojowników przeciwko małej karmicielce, a jednak trzymali mnie z trudem. Kolorowa Gwiazda patrzył na mnie zdumiony nie mogąc wydusić ani słowa.
- Spokojnie Agrestowe Serce - miauknął Świetlisty Mrok łagodnie.
- Naprawdę nic się nie dzieje - dodał Fistaszkowa Burza. Odpuściłam. Opadłam z sił zanosząc się płaczem. - Już spokojnie - miauknął. - Wrócisz do żłobka, dobrze? - kiwnęłam głową. Wstałam i powoli poszłam w kierunku żłobka. Oba kocury szły obok mnie zostawiając oniemiałego przywódcę samego. Weszłam do środka i zwinęłam się w kłębek. Obaj zaczęli delikatnie gładzić moje nastroszone futro.
- Kolorowa Gwiazda zwiekszy liczbę patroli - miauknął łaciaty. - Wojna to będzie już naprawdę ostateczność - liznął mnie w ucho czule. - Nie musisz się martwić... - dodał, a ja zaczęłam cicho płakać. Nie chciałam żeby coś się stało któremuś z nich. Byli dla mnie wszystkim. Wtuliłam się w futra kocurów cicho pochlipując.
- Już nie ma co płakać - miauknął pręgowany liżąc mnie za uchem. - Jeszcze się kociaki obudzą i będziesz się tłumaczyć - spojrzał na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami. Otarłam oczy łapą wycierając łzy.
- Ja nie chce was stracić! Nie chce żeby wam się coś stało! - miauknęłam.
- Spokojnie Agrestowe Serce - miauknął Świetlisty Mrok. - Nic się nie dzieje nie idziemy na wojnę - otulił mnie ogonem.
- Będziemy uważać, jeśli ma cię to pocieszyć - dodał Fistaszkowa Burza. Kiwnęłam głową. Byłam zmęczona płaczem. Oczy miałam ciężkie i kręciło mi się w głowie. - Agrestowe Serce? - usłyszałam niespokojne pytanie. Upadłam tracąc świadomość.

Obudziłam się w legowisku medyczki. Głowę miałam ciężką. Zamrugałam przyzwyczajając sie do ciemności.
- Co się... - wyjąkałam.
- Spokojnie Agrestowe Serce, wszystko jest w porządku - zamruczał Świetlisty Mrok. Liznął mnie za uchem. Rozejrzałam się niepewnie.
- Mam więcej namoczonego mchu - miauknął Fistaszkowa Burza wchodząc do legowiska medyczki. Spojrzał na mnie i położył przede mną przeniesiony mech. - Napij się - polecił. Tak też zrobiłam. Byłam zmęczona, bolała mnie głowa i strasznie chciało mi się pić. Po chwili zaczęła mi wracać świadomość.
- Gdzie... - zaczęłam.
- Kociaki z Bluszczową Siłą - miauknął Świetlisty Mrok.
- Ale czy... - chciałam zapytać.
- Tak są nakarmione i śpią - miauknął Fistaszkowa Burza.
- A co...
- Gorączki dostałaś - miauknął łaciaty. - Tyle płakałaś, że się odwodniłaś, gorączka cię zemdliła - dodał.
- Ile...
- Niedługo spałaś - odparł brązowo-rudy.
- Kiedy...
- Będziesz mogła wyjść jak poczujesz się lepiej - odpowiedział biało-czarny.
- Mogę...
- Powinnaś odpoczywać - odparł pręgowany. - I nie, nie damy ci dokończyć żadnego zdania, bo wiemy o co zapytasz - liznął mnie w nos. Medyczka przyglądała się nam ze śmiechem.
- Mogę...
- Przecież wiesz, że będziemy tuż za ścianą i tak czy siak będziemy wszystko słyszeć - uśmiechnął się Fistaszkowa Burza.
- Dobrze już dobrze - miauknęła medyczka śmiejąc się. - Już się popisaliście dość a teraz dajcie mi porozmawiać z Agrestowym Sercem - miauknęła. - Uprzedzając twoje pytanie odpowiedź brzmi: "Nie" - uśmiechnęła się do mnie.
- Czy ja...
- Nie przejmuj się - miauknął Świetlisty Mrok. - My cię poprostu rozumiemy bez słów - uśmiechnął się.
- Dzięki - fuknęłam.
- A i Kolorowa Gwiazda nie jest zły - miauknął Fistaszkowa Burza. - Bluszczowa Siła gdy się o tym dowiedziała poszła z nim pogadać.
- Co mu...
- Tego dokładnie nie wiemy, ale możesz się jej zapytać - dodał łaciaty. Kiwnęłam głową. Nie chciałam się już z nimi sprzeczać. Byłam zbyt zmęczona.
- Mogę wrócić do żłobka? - miauknęłam dziwiąc się że wreszcie pozwolili mi dokończyć zdanie. Medyczka kiwnęła głową, więc powoli zaczęłam wstawać. Zachwiałam się lekko, a oba kocury chwyciły mnie bym się nie przewróciła. - Spokojnie nie zapomniałam jak się chodzi - miauknęłam. Wyszłam z legowiska medyczki i poszłam do żłobka. Weszłam do środka. Bluszczowa Siła leżała w kącie a na posłaniu spały 3 małe kłębki. Położyłam się obok nich.
- Lepiej się czujesz? - zapytała kocica. Kiwnęłam głową. - Nastraszyłaś ich - skinęła na wojowników siedzących obok mnie. - Rozmawiałam z Kolorową Gwiazdą - miauknęła. - Przypomniałam mu co nieco...
- Dziękuję - miauknęłam, patrząc na kocice. - Ja też nie powinnam tak panikować...
- Twoje zachowanie jest zrozumiałe - miauknęła do mnie. - To oczywiste, że się martwiłaś i będziesz martwić. Kotki już tak mają - westchnęła.
- Co masz na myśli? - zaciekawiłam się. Kocica spojrzała na kocury.
- Jutro ci powiem dzisiaj jest już późno - odparła. Wyszła ze żłobka i poszła do swojego legowiska. Spojrzałam na zmartwionych wojowników. Wtuliłam się w ich cicho mruczące futra.
- Jesteście całym moim światem - szepnęłam. Przytulili mnie delikatnie gładząc moje futro. Zasnęłam zmęczona otulona ich ciepłem i kojącym zapachem.

Obudziłam się. Zrobiło się zimno. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Fistaszkowej Burzy i Świetlistego Mroku. Wychodzili ze żłobka. Chciałam wstać lecz upadłam. Chciałam ich zawołać, lecz nie miałam siły. Patrzyłam jak idą do zbierającej się przed wyjściem grupki. Błagałam Klan Gwiazdy by mi ich nie zabierał, by nie szli na żadną wojnę, a co najwyżej na patrol. Bałam się, że może im się coś stać. Nawet nie wiem czemu. Poprostu sie bałam. Kilka chwil po tym jak wojownicy wyszli z obozu, przyszła do mnie Bluszczowa Siła. Spojrzałam na nią bezsilnie.
- Wiem dlaczego się o nich tak martwisz - westchnęła. - Kochasz ich i traktujesz jak swoje kociaki - wyjaśniła. - Kotka z młodymi może być bardziej niebezpieczna niż lis czy borsuk. Szczególnie jeśli chodzi o obronę młodych. To się nazywa instynkt macierzyński - odparła. Kiwnęłam głową. Nie chciałam słuchać nikogo ani niczego. Chciałam żeby tu byli. Obydwoje. Spojrzałam tęsknym wzrokiem na wyjście z obozu. Poczułam że coś wlepia się w moje futro. Kociaki. Moje 3 małe kruszynki. Liznęłam je po główkach.
- Chcecie się pobawić? - zapytałam chorym głosem.
- Ja ich popilnuję, a ty odpocznij - miauknęła kocica. Wstała. - Chodźcie kociaki pozwólcie Agrestowemu Sercu odpocząć - miauknęła i wyszła ze żłobka. Kotki grzecznie za nią potuptały. Cynamonek wtulił się w moje futro i wlepił we mnie swoje duże oczka.
- Idź się bawić - miauknęłam do kociaka. - Wszystko jest dobrze.
Kociak spojrzał na mnie niepewny, po czym wybiegł by dołączyć do zabawy. Położyłam łeb na łapach przyglądając się im. Już nie byli tacy mali... Niebawem zostaną uczniami...

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz