Rozdział 14

4 0 0
                                    

Od czasu, gdy zobaczyłam Dwunożnego w wodzie, każdą noc spałam wciśnięta w któregoś kocura. Czasami w obu naraz. Już zaczęłam się uspokajać, lecz nadal nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Z moimi kocurami u boku byłam bezpieczna - byłam tego pewna. Przestałam chodzić gdziekolwiek nie mając chociaż jednego z nich przy sobie. Bałam się. Ostatnio odeszła do Klanu Gwiazdy Bluszczowa Siła... Bardzo mi jej brakuje... Moje kociaki pilnie się uczą i niebawem zostaną wojownikami.
- Agrestowe Serce? - wyrwał mnie z zamyślenia głos Świetlistego Mroku. - Mogłabyś mnie nie dusić? - zapytał łagodnie. Poluźniłam uścisk, lecz nadal leżałam wciśnięta w jego łapy. - Co się dzieje? - zapytał po chwili.
- Myślę - miauknęłam.
- Nie bój się - liznął mnie po uchu. Zamruczałam. - Ze mną jesteś bezpieczna - odparł. - Z Fistaszkową Burzą również.
- A jeśli ten Dwunożny znowu się pojawi? - zapytałam zmartwiona.
- To wtedy cię przed nim obronimy - miauknął łagodnie liżąc mnie po głowie. Trochę mnie to uspokoiło. Wtuliłam się mocno w sierść kocura. - Chodź trzeba już wstawać - miauknął próbując uwolnić się z mojego uchwytu. - Trzeba zaliczyć wszystkie patrole - zamruczał. - Obowiązki same się nie zrobią - dodał, a ja westchnęłam. Zczołgałam się z kocura.
- Jakie patrole dzisiaj? - spytałam ziewając.
- To zależy od ciebie i zastępczyni - odparł. - Wy zawsze ustalacie patrole.
- Dzisiaj nie chce nigdzie iść - zamarudziłam. - Wolę zostać tutaj z wami!
- My też byśmy woleli, ale obowiązki same się nie zrobią - liznął mnie w ucho.
- No wiem, no wiem - westchnęłam. Wyszliśmy z legowiska. Poszłam w kierunku grupy kotów.
- Znowu idziecie na granicę z Klanem Kaktusa? - spytała kotka. - Dzisiaj będę trenowała walkę z Cynamonową Łapą, więc będziecie szli sami - dodała.
- Możemy iść - odparłam. Nie byłam dzisiaj w zbyt dobrym nastroju i takie koty jak Czarna Róża strasznie mnie drażniły. Fistaszkowa Burza właśnie wszedł do obozu. Niósł w zębach świeżą zwierzynę. - Idziesz z nami, prawda?
- Zawsze i wszędzie - miauknął odkładając zwierzynę na stos. Uśmiechnęłam się lekko. Wyszłam z obozu, a oba kocury poszły za mną. Powoli poszłam w kierunku granicy. Nie spieszyło mi się. Nagle Fistaszkowa Burza ni stąd ni zowąd rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się kawałek. Aż w końcu kocur wylądował na mnie.
- O co chodzi? - spytałam zaskoczona.
- Dużo lepiej ci w uśmiechu - miauknął kocur. Uśmiechnęłam się. - No i widzisz? - też się uśmiechnął.
- Dobra a teraz złaź ze mnie - mruknęłam. - Trzeba iść na patrol - próbowałam się uwolnić, co po chwili mi się udało. Potruchtałam wzdłuż granicy, a kocury pobiegły za mną.
Całą drogę gadaliśmy i się śmialiśmy.
- Wracajmy - miauknął w końcu Świetlisty Mrok. Kiwnęłam głową. Słońce było już wysoko na niebie. Pora wracać. Zapolowaliśmy w drodze powrotnej. Zawsze tak robiliśmy. Wróciliśmy do obozu, a upolowaną zwierzynę odłożyliśmy na stos.
- Idziemy się przejść? - zapytał Fistaszkowa Burza. - Jest piękna pogoda - miauknal zachwycony. Kiwnęłam głową. Też chciałam pochodzić jeszcze po lesie. W trójkę wyszliśmy z obozu. Poszliśmy nad kałużę, która była trochę mniejsza od ostatniego razu. Leżeliśmy chwile przy wodzie śmiejąc się. Dzisiaj atmosfera była cudowna. Wiele śmiechu. Wiele radości. Gdy słońce zaczęło zachodzić wróciliśmy do obozu. Położyłam się na swoim posłaniu, a oba kocury ułożyły się obok mnie. Zasnęłam wciśnięta w wielki kłębek brązowo-rudo-kremowej-biało-czarnej sierści.

Obudził mnie hałas dochodzący z okolic obozu. Krzyki i szuranie pazurów. Przeciągnęłam się sennie i wyszłam z legowiska zostawiając śpiące kocury. Stanęłam jak wryta widząc wojowników Klanu Kaktusa chodzących wokół ogrodzenia obozu. Mieli odsłonięte pazury i najeżone futra. Kopnęłam jakiegoś wojownika leżącego najbliżej wejścia do legowiska. Ten odpowiedział chrząknięciem.
- Obudźcie się - mruknęłam. Spojrzałam na Fistaszkową Burzę. Ziewał. - Obudźcie się - miauknęłam z paniką. Wojownicy powoli zaczęli się budzić. - Klan Kaktusa atakuje! - krzyknęłam, a wszyscy wojownicy, którzy do tej pory smacznie spali, stali na łapach rozbudzeni. Świetlisty Mrok przytruchtał do mnie i wyjrzał z legowiska.
- Ona ma rację... - miauknął. - Kilkunastu wojowników łazi przed obozem - miauknął, a roztrzęsione koty zaczęły wylewac z legowiska. Kolorowa Gwiazda również wyłonił się ze swojego. Stanęliśmy w pozycji obronnej. Wrogi oddział wojowników już wkradał się przez dziury w ostrokrzewie. Spojrzałam niepewnie na łaciatego kocura. - Wszystko będzie dobrze - uspokoił mnie. Fistaszkowa Burza stał obok mnie spinając wszystkie mięśnie. Spojrzałam na Klan Kaktusa. Wzięłam głęboki oddech i wysunęłam pazury obniżając ciało.
- Do ataku! - usłyszałam warknięcie Świszczącej Gwiazdy. Koty Klanu Kaktusa rzuciły się na moich pobratymców. Ja również rzuciłam się w tor walki. Walczyłam z jakimś małym czarnym kocurem, prawdopodobnie uczniem, bo po kilku uderzeniach, uciekł z piskiem. Skoczyłam wtedy na dużą biało-rudą kotkę. Walczyła zacięcie, lecz ona również zwiała. Spojrzałam na Fistaszkową Burzę. Świetnie sobie radził z większym od siebie kocurem, o ciemnokasztanowych kłakach. Wtedy usłyszałam krzyk Świetlistego Mroku. Spojrzałam w jego kierunku. Był osaczony trzema potężnymi wojownikami. Rzuciłam się w jego kierunku, chcąc mu pomóc, lecz zostałam przywrócona przez karmelową kotkę. Wiłam się pod jej pazurami płacząc, chcąc się uwolnić i pomóc również leżącemu łaciatemu wojownikowi. Wyrwałam się z pazurów kotki zostawiając jej kilka ran. Podbiegłam do splamionego krwią biało-czarnego wojownika i jego napastników. Wskoczyłam na pierwszego, ciemnołaciatego. Zaczęłam rozrywać mu plecy, a ten z piskiem uciekł. Próbowałam zaatakować dwóch pozostałych, lecz oni gdzieś zniknęli. Podbiegłam do leżącego bezwładnie kocura.
- Świetlisty Mroku! Świetlisty Mroku obudź się - miauczałam spanikowana. - Mówiłeś że wszystko będzie dobrze! - płakałam patrząc jak powoli przestaje oddychać. Pobiegłam po medyczkę. Wróciłam najszybciej jak mogłam... Ale było już za późno...
- Agrestowe Serce spokojnie... - miauknął cicho ostatkiem sił. - Wszystko będzie dobrze... - miauknął zamykając oczy. Zalałam się łzami. Pokonani wojownicy Klanu Kaktusa już pouciekali. Kilku leżało martwych. Płakałam kuląc się obok kocura. Podszedł do mnie Fistaszkowa Burza i położył mi ogon na barkach. Rzuciłam się na kocura szlochając.
- Spokojnie Agrestowe Serce... Wszystko będzie dobrze - mruczał mi do ucha. Szlochałam nie mogąc wydusić ani słowa. - Też będzie mi go bardzo brakować... Ale wszystko jakoś się ułoży... - lizał mnie po uchu.
- Nie nic nie będzie dobrze! Nic się nie ułoży! - miauczałam szlochając. Wtuliłam się w futro pregowanego kocura. Siły mnie opuściły. Zaczęłam się bezwładnie osuwać na ziemię.
- Agrestowe Serce?! - miauknął z paniką Fistaszkowa Burza. To było ostatnie co usłyszałam. Straciłam przytomność.

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz