Rozdział 3

5 1 0
                                    

Obudził mnie Fistaszkowa Łapa. Wstałam i wyjrzałam z legowiska. Było wysokie słońce.
- Idziemy? - zapytałam przyjaciela.
- Powinniśmy - miauknął wyprzedzając mnie i idąc w stronę legowiska przywódcy. Poszłam za nim.
- Wejdźcie - usłyszeliśmy głos ze środka. Tak też zrobiliśmy. - Migdałowe Niebo opowiadał, jak świetnie sobie radziliście. - miauknął z uznaniem przywódca. - Z tego powodu chcę wam powiedzieć, że dzisiaj ostatni trening nim zostaniecie wojownikami.
- Nie wszyscy uczniowie mają taką możliwość - dodał Migdałowe Niebo.
- Wasi mentorzy już wiedzą - odparł Kolorowa Gwiazda. - A teraz pośpieszcie się by zdążyć na wasz ostatni trening jako uczniowie. - uśmiechnął się lekko.
- Dziękujemy! - miauknęliśmy niemal jednocześnie z Fistaszkową Łapą po czym szybkim krokiem opusciliśmy legowisko. Pobiegliśmy przez polanę do wyjścia z obozu gdzie czekali już Bluszczowa Siła i Świetlisty Mrok.
- Gotowi na ostatni trening? - zapytał z uśmiechem mój mentor na co oboje kiwnęliśmy głowami. - To ruszajmy do kotliny szkoleniowej - miauknął. - Polować potraficie, uczycie się już przecież 4 księżyce. Lecz walkę można doszkolić. - miauknął i wyszedł z obozu wraz z Bluszczową Siłą. Ja i Fistaszkowa Łapa potruchtaliśmy za nimi.
Całe popołudnie ćwiczyliśmy techniki walki, a pod koniec dnia, gdy słońce zaczęło znikać za horyzontem, wróciliśmy do obozu. Widząc nas, Kolorowa Gwiazda wskoczył na Zgrzybiały Kamień zwołując zebranie klanu.
- Rumiankowa Łapo, Zajęcza Łapo, Fistaszkowa Łapo i Agrestowa Łapo - spojrzał na nas. - Wystąpcie do przodu. - miauknął. Podeszlismy bliżej Zgrzybiałego Kamienia. - Ja, Kolorowa Gwiazda, przywódca Klanu Grzyba, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tych uczniów. Ciężko pracowali, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam ich wam jako wojowników. Rumiankowa Łapo, Zajęcza Łapo, Fistaszkowa Łapo, Agrestowa Łapo, czy obiecujecie przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia? - zapytał patrząc na nas.
- Obiecujemy! - miauknęliśmy chórem.
- A zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Rumiankowa Łapo, od dziś będziesz znana jako Rumiankowy Zachód. Klan Gwiazdy honoruje twoją odwagę i waleczność, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Klanu Grzyba. - zeskoczył na dół i położył jej głowę na głowie. Kotka liznęła go w bark. Później to samo powtórzyło się z Zajęczą Łapą, który został Zajęczym Pazurem oraz Fistaszkową Łapą, czyli Fistaszkową Burzą. Ostatnia byłam ja, czyli Agrestowe Serce. Bardzo podoba mi się moje nowe imię. Później musieliśmy odbywać ciche czuwanie. Zimna noc nie sprzyjała siedzeniu. Po jakimś czasie byliśmy już dosyć zmarznięci. Przysunęłam się bliżej Fistaszkowej Burzy i wtuliłam w jego futro. Nie protestował. On też być cały zimny. I tak przesiedzieliśmy do świtu, grzejąc się wzajemnie. O świcie podeszli do nas nasi mentorzy i pozwolili pójść odpocząć w nowych legowiskach. Tak też zrobiliśmy. Legowisko Fistaszkowej Burzy znajdowało się blisko mojego, co nawet mnie cieszyło. Położyliśmy się obok siebie i zasnęliśmy. Tutaj było ciepło.

Obudziły mnie promienie słońca wpadające do legowiska. Rumiankowego Zachodu i Zajęczego Pazura już nie było. Lecz Fistaszkowa Burza jeszcze spał. Spał spokojnie. Nie chcąc go budzić cicho wyszłam z legowiska i przeciągnęłam się. Podszedł do mnie mój mentor.
- Pójdziecie na patrol łowiecki - miauknął. - Wyruszacie za chwilę więc obudź... - spojrzał na mnie uważnie. - Więc obudź Fistaszkową Burzę. - uśmiechnął się. - Dzisiaj to on odsypiasz - zaśmiał się.
- Tak słodko śpi, że obawiam się, że go nie wybudzę - odparłam ze śmiechem.
- On zawsze to samo mówił o tobie - trzepnął mnie ogonem. - Zawsze byliście ze sobą zgodni - dodał. - I zawsze razem.
Nie pamiętam dokładnie mojego dzieciństwa, lecz coś mi świta, że faktycznie zawsze i wszędzie byłam razem z Fistaszkową Burzą. Uśmiechnęłam się lekko do mojego mentora.
- Dobrze to ja go idę spróbować wybudzić - miauknęłam znikając w legowisku. - Fistaszkowa Burzo? Fistaszkowa Burzo! - miauknęłam mu nad uchem i pacając go łapą po brzuchu. - Fistaszkowa Burzo!
- Nie drżyj się tak - mruknął sennie. - Nie pali się.
- Fistaszkowa Burzo! Mamy iść na patrol! Pierwszy patrol jako wojownicy! Wstawaj! - ugryzłam go w nogę, chcąc wyciągnąć siłą z legowiska.
- Już wstaję - fuknął. Po chwili faktycznie przeciągnął się i wstał.
- Pospiesz się! To nasz pierwszy patrol jako wojownicy! - zaczęłam pomagać mu z jego kudłatym futrem. Nie protestował. Mogę śmiało stwierdzić że podobało mu się jak próbowałam doczyścić mu uszy. - Matka cię nie nauczyła myć się? - zażartowałam. Spojrzałam na niego a jego wzrok spoważniał. - Przepraszam... Nie chciałam cię urazić - miauknęłam. Zdziwiłam się lekko gdy liznął mnie w nos.
- Spokojnie... Zawsze byliśmy w tym razem... Obydwóch matki porzuciły po porodzie - przypomniał. - Bluszczowa Siła zawsze powtarzała, że chodź pachnialiśmy różnymi kotkami, znaleźli nas razem - mruknął. - Zawsze i wszędzie razem - uśmiechnął się, a ja nie wiedząc co innego mogę zrobić, wtuliłam się w jego futro. - Chodź, bo się spóźnimy! - zaśmiał się. Wyszliśmy razem z legowiska. Kilka kotów już czekało przy wyjściu. Dołączyliśmy do patrolu. Wyszliśmy.

Wróciliśmy do obozu z liczną zwierzyną. Odłożyliśmy na stos. Zabrałam sobie kosa, a Fistaszkowa Burza wybrał nornicę. Usiedliśmy w paprociach i powoli zaczęliśmy jeść posiłek.
- Nie przejmuj się - miauknął otulając mnie ogonem. Wtuliłam się w jego ciepłe futro. Potrzebowałam tego jego ciepła. - Jutro idziemy na ranny patrol. - przypominiał. - Chodź lepiej do legowiska, bo rano znowu będę miał problem cię dobudzić - uśmiechnął się.
- Dzisiaj to ja budziłam ciebie - przypomniałam. - Tak słodko spałeś, ale Świetlisty Mrok nie pozwolił mi zostawić cię w spokoju - westchnęłam cicho. A Fistaszkowa Burza zaczął się śmiać.
- Pierwszy raz rolę się zamieniły - mruknął. Dokończyliśmy posiłek i toaletę i poszliśmy w kierunku legowiska. Zwinęłam się w kłębek i wpatrzyłam w jego idealnie ułożone, brązowo-rude futro. Zasnęłam, lecz po chwili obudziłam się przestraszona. Śnił mi się błysk świateł potwora.
Zaczynało już świtać, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok. W końcu się poddałam. Trąciłam łapą Fistaszkową Burzę, lecz on nadal spał. Wyszłam przed legowisko i przeciągnęłam się. Spojrzałam na niebo. Miało piękny, złoto-różowy odcień a na horyzoncie pojawiało się słońce.
- Piękny widok, prawda? - usłyszałam z tyłu. Przytaknęłam. - Też lubię oglądać wschody słońca...
- Piękny widok - przyznałam, a po chwili odwróciłam się w kierunku mojego byłego mentora. - Obudziłam cię? Nie chciałam... - miauknęłam gdy kocur się przeciągał.
- Tej nocy chyba wogóle nie spałaś - ziewnął. - Słyszałem jak się miotasz po posłaniu... Wszystko w porządku?
- Koszmar - mruknęłam patrząc na niebo. - Bardzo realistyczny, ale to tylko koszmar.
- Rozumiem - miauknął. - Każdy kot czasem miewa koszmary, lecz nie każdy miota się po całym posłaniu - mruknął.
- Przepraszam - miauknęłam. - Nie chciałam nikogo obudzić...
- Nic nie szkodzi - odparł. - Następnym razem pójdę do medyczki i poproszę o jakieś zioła dla ciebie - zaśmiał się. Uśmiechnęłam się lekko.
- Tak następnym razem wezmę zioła... Chyba pora obudzić tego śpiocha, bo zaśpi na patrol - westchnęłam spoglądając na Fistaszkową Burzę.
- Nic mu nie będzie. Mogę go zastąpić, skoro już nie śpię - odparł mój były mentor.
- Obrazi się - zaprotestowałam po czym wróciłam do legowiska. Znowu podjęłam próbę obudzenia mojego przyjaciela. - Fistaszkowa Burzo obudź się! - mruknęłam mu do ucha. - Bo pójdę bez ciebie! - nie zdążyłam dokończyć, bo te słowa zadziałały jak zaklęcie i kocur od razu był na łapach rozbudzony.
- Co się dzieje? - miauknął.
- Cicho, spokojnie, tylko na patrol idziemy - zaśmiałam się cicho. - No już już rusz tyłek bo nie będę czekać - ostrzegłam a kocur zaczął się przeciągać. Spojrzałam na wyjście i zauważyłam wzrok Świetlistego Mroku. Przyglądał nam się. Czyżby był zazdrosny? Nie, to nie w jego stylu. Po chwili Fistaszkowa Burza czekał gotowy przed legowiskiem. Dołączyłam do kocurów. We troje wyszliśmy z obozu i skierowaliśmy się do granicy z Klanem Liścia. Obeszliśmy granicę, a później trochę polowaliśmy. Wróciliśmy do obozu z pyszczkami pełnymi zwierzyny.

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz