Rozdział 2

10 1 0
                                    

Wyruszyliśmy o świcie. Najedzeni i wyspani. Teraz słońce było już wysoko na niebie, a w brzuchach poczęło nam burczeć, lecz nie zatrzymywaliśmy się... Mimo ciągłego marudzenia Fistaszkowej Łapy.
- Myślisz że to jeszcze daleko? - ciągle pytał.
- Jeszcze nie mieliśmy Wysokich Skał - przypominałam za każdym razem. - Jeśli się pospieszymy to o zachodzie będziemy w pobliżu siedliska dwunożnych - dodałam. A mój przyjaciel tylko westchnął. Szliśmy przez jakis czas w milczeniu, lecz i ja zaczynałam odczuwać głód i zmęczenie.
- Możemy zrobić chwilę przerwy? - zapytał błagalnym tonem Fistaszkowa Łapa. - Łapy mi odpadają! - zaskomlił.
- Tak możemy chwile odpocząć. Poczekaj zapoluję - miauknęłam, przypadając do ziemi lecz kocur mnie powstrzymał. - Ej co robisz?! - oburzyłam się.
- Cicho... - miauknął strzygąc uszami i patrząc w punkt za moimi plecami. - Nie ruszaj się to może nas nie zauważy... - szepnął mi do ucha. Spanikowałam lecz nie poruszyłam się. Czekałam. Po chwili usłyszałam i poczułam... To był LIS! Na szczescie drapieżnik się oddał. Gdyby nie Fistaszkowa Łapa możliwe że byłabym już karmą dla wron. Podniosłam łeb wbijając wzrok w podbródek oparty na mojej głowie.
- Dzięki - miauknęłam dotykając nosem piersi kocura. - Nie zauważyłam tego lisa - dodałam cicho.
- Dlatego jesteśmy we dwoje - zaśmiał się. - Ty masz świetne pomysły, a ja sprawdzam czy jest bezpiecznie. - liznął mnie w nos.
- Dobra trzeba coś upolować - zarządziłam. - Dasz radę sam czy mam ci coś złapać? - zapytałam patrząc na kocura.
- Sam coś upoluję - miauknął i również przypadł do pozycji łowieckiej. Skoczyliśmy na królika. Ani się nie odezwał gdy już leżał martwy. - Świetna robota - pochwalił mnie Fistaszkowa Łapa.
- Przecież wiem - uśmiechnęłam się do kocura, co on odwzajemnił również uśmiechem. - Możesz wziąść tego królika. Czuję nornice - miauknęłam a po chwili miałam ową wspomnianą nornice w zębach. Zjedliśmy i odpoczeliśmy chwilę, a później poszliśmy dalej gadając.

Słońce już dawno zaszło, a my nadal błąkaliśmy się w poszukiwaniu Migdałowego Nieba. Pytaliśmy napotkane koty - niektóre go nie znamy, inne twierdziły, że poznać nie chciały, jeszcze inne chciały go dopaść, lecz ostatecznie nikt nie wiedział gdzie on się znajduje. Gdy tak błądziliśmy zauważyłam stodołę.
- Może to nie leśne legowisko lecz chyba będzie bezpiecznie, prawda? - miauknęłam stając przed stodołą wraz z Fistaszkową Łapą.
- Myślę, że na pewno bardziej bezpieczne niż pozostanie tutaj - mruknął szczękając zębami.
- I na pewno cieplejsze - dodałam, a po chwili już przeciskałam się pod drzwiami. - O świcie go poszukamy - miauknęłam gdy stanął obok mnie. Nagle usłyszałam trzask, a obok nas pojawił się potężny kocur o lśniącej rudawej sierści, nieco podobny do Fistaszkowej Łapy, lecz dużo większy i bardziej lśniący.
- Kogo szukacie i co robicie w mojej stodole?! - warknął na nas.
- Szukamy Migdałowe Niebo... - wyjąkał Fistaszkowa Łapa.
- I chcieliśmy się tu schronić przed nocą i zimnem - dodałam.
- Mnie szukacie? - zdziwił się miejscowy. - A po cóż wam jestem potrzebny?
- Kolorowa Gwiazda chce z tobą porozmawiać, lecz nie mógł udać się tu osobiście - miauknęłam. - Prosił abyśmy sprowadzili cię do obozu.
- Dobrze w takim razie. - miauknął Migdałowe Niebo. - Zostańcie tu na noc a o świcie wyruszymy. - miauknął. Kiwnęłam głową. Pokazał nam miejsce w stodole, gdzie razem z moim przyjacielem zwinęliśmy się w kłębki i zasneliśmy.

O świcie obudził mnie dziwny głos i zapach myszy. Wielu myszy. Przeciągnęłam się i spojrzałam na Migdałowe Niebo, który polował. Fistaszkowa Łapa również już nie spał.
- Głodna? - zapytał cicho. - Złapałem już dwie myszy, bo mi pozwolił zapolować. - dodał. - Lecz kazał cię nie budzić. - uśmiechnął się lekko. - Nawet nie próbowałem, bo wiedziałem, że mam marne szanse.
- Dzięki. - fuknęłam i trzepnęłam go ogonem. Zaśmiał się tylko i podsunął mi mysz pod nos. Zaczęłam powoli jeść. On również przysiadł do posiłku. Gdy skończyłam spojrzałam w górę i zauważyłam przyglądającego się nam Migdałowe Niebo.
- Idziecie śpiochy? - parsknął. - Z tego co mówił ten brązowy, to daleka droga. - strzepnął ogonem. Oblizałam pyszczek i poszłam w jego kierunku.
- Fistaszkowa Łapa i ja szliśmy tu cały dzień - przyznałam. Ale droga powrotna powinna być o wiele prostsza niż tutaj - miauknęłam. - Teraz wiemy gdzie musimy iść - wytłumaczyłam, widząc zdziwienie na pysku kocura.
- Dobra blondi pośpiesz swojego kochasia i wyruszamy, bo nie chcę już zwlekać - mruknął. Spojrzałam zdezorientowana na przyjaciela. Młody kocur już szedł w naszym kierunku. - Ruszajmy - zarządził ten większy. I wyszliśmy ze stodoły.

Kroczyliśmy już dość długo, gdy na horyzoncie zauważyliśmy Wysokie Skały. Spojrzałam na niebo. Jest przed wysokim słońcem, czyli powinniśmy zdążyć wrócić do obozu przed zmrokiem. O ile się pospieszymy...
- Już niedługo będziemy w obozie - miauknęłam zachęcająco. - Jeśli się pospieszymy, to będziemy tam przed zachodem słońca.
- Nie mądruj blondi - zbeształ mnie Migdałowe Niebo. - Według mnie możemy nawet biec. To on się guzdra. - wskazał ogonem na Fistaszkową Łapę, który momentalnie przyspieszył kroku.
- Możemy biec jeśli chcesz - rzucił kocurowi bojowe spojrzenie. - Tylko to TY się możesz tutaj zgubić. - ostrzegł psotnie.
- Uspokójcie się - zaingerowałam. - Do obozu jeszcze kawał drogi. Nie potrzebujemy rannych.
- Nie spinaj się tak blondi - miauknął pogardliwie rdzawy kocur.
- Nie jestem blondi tylko Agrestowa Łapa. - przypomniałam mu. Oba kocury parsknęły śmiechem. - Z czego się śmiejecie? - fuknęłam obrażona.
- Jesteś taka słodka gdy się złościsz - mruknął Fistaszkowa Łapa.
- To nie prawda! - oburzyłam się.
- Młody ma całkowitą rację - odparł Migdałowe Niebo, ciągle się śmiejąc. Strzepnęłam ogonem.
- Chodźcie szybciej, bo nie chce spędzić nocy w lesie! - fuknęłam przyspieszając kroku.
- Ale niebezpieczna - mruknął na ucho mojemu przyjacielowi. - Podoba mi się.
- Słyszałam! - krzyknęłam, a kocury momentalnie przyśpieszyły.
Truchtaliśmy przez jakiś czas. Słońce jeszcze świeciło na niebie, kiedy wchodziliśmy do obozu. Od razu poszliśmy do legowiska przywódcy.
- Kolorowa Gwiazdo? - zapytałam nim weszłam.
- Wejdźcie - usłyszeliśmy głos wewnątrz legowiska, po czym wkroczyliśmy pewnym krokiem. Przywódca chodził od jednej ściany jaskini do drugiej myśląc nad czymś.
- Wróciliśmy - miauknęłam. Przywódca spojrzał na nas w taki sposób, że niemal zdawało mi się, że mnie nie rozumie. - Przeprowadziliśmy Migdałowe Niebo. - dodałam. Spojrzałam na kocura, który dziwnie się uśmiechał.
- Wysłałem was o świcie dnia poprzedniego. - miauknął przywódca. Zdezorientowana spojrzałam na Fistaszkową Łapę, lecz on też nic nie rozumiał.
- Zdaliście test - miauknął roześmiany Migdałowe Niebo. - Większości uczniom zajmowało to 4 wschody lub więcej. - wytłumaczył widząc nasze zdziwione miny. Kolorowa Gwiazda kiwnął głową.
- Możecie iść odpocząć - miauknął łagodnie. - O wysokim słońcu chce abyście przyszli do mojego legowiska.
Kiwnęliśmy głowami i wyszliśmy. Poszliśmy do legowiska uczniów, gdzie powitały nas zdziwione miny innych uczniów. Pytali o drogę i jak tak szybko odnaleźliśmy się w siedliska dwunożnych. Odpowiedzieliśmy na większość pytań, lecz później znużeni położyliśmy się na swoich posłaniach i zasneliśmy.

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz