Poranki na kacu

1.1K 59 2
                                    

Charles Leclerc jako imprezowicz i alkoholik z zamiłowania już wiele razy budził się skacowany w nieznanych mu miejscach. Najcześciej były to pokoje hotelowe pięknych kobiet, apartamenty, które zdarzało mu się po pijaku wynajmować oraz sporadycznie szatnie i łazienki różnych klubów. Wszystkie te miejsca, choć różniły się od ciebie przeznaczeniem, wystrojem i wyglądem zawsze łączył jeden wspólny mianownik – były one urządzone conajmniej na wysoki standard. Wychowany w luksusach Monakijczyk czy był trzeźwy czy też nie, podświadomie utrzymywał pewien poziom życia. Wielkie było więc zdziwienie szatyna, kiedy pewnej sierpniowej soboty obudził się z okropnym bólem głowy, leżąc na koszmarnie niewygodnej, zielonej kanapie znajdującej się w niewielkim, zagraconym pokoju, w którym żadne meble do siebie nie pasowały.

— Co do kurwy? – mężczyzna dał głośny upust swoim myślom, drapiąc się przy tym w konsternacji po głowie.

— Tobie też dzień dobry – z pomieszczenia, do którego drzwi znajdowały się naprzeciwko zajmowanej przez Charlesa sofy, dobiegł go damski głos. To zaś spowodowało, że kierowca Ferrari zmarszczył ze zdziwienia brwi.

— Gdzie jestem i kim jesteś? – zapytał szatyn, w tym samym momencie, w którym z pomieszczenia, które okazało się być kuchnią do sypialni przeszła niewysoka brunetka niosąca w jednej dłoni talerz z kanapkami, a w drugiej szklankę soku pomarańczowego.

— Jesteś w moim mieszkaniu w Naked City – jednej z dzielnic Las Vegas. Jeśli zaś chodzi o mnie, to nazywam się Emma Burke. Pracuje jako fotograf w Love Den. Jest to kaplica, która oferuje szybkie śluby. Trafiłeś tam wczoraj z parką swoich znajomych – Danielem i Olivią, których pod wpływem alkoholu z niejakim Kimim nakłoniliście do wzięcia ślubu – kobieta pokrótce streściła wydarzenia z poprzedniej nocy, na co Monakijczyk ukrył twarz w dłoniach.

— O kurwa! Przecież Daniel mnie zastrzeli, jak mnie znajdzie, a Olivia wskrzesi, a pózniej również mnie zabije, tylko zrobi to brutalniej i bardziej boleśnie – zakomunikował Charles, bardziej do siebie niż do Emmy, na co ta parsknęła śmiechem.

— Nie sądzę, aby było tak źle. Z tego co mi wspomniałeś, to od lat są oni w sobie z wzajemnością zakochani, także może przeżyjesz – odparła panna Burke, uśmiechając się przy tym promiennie.

— Obyś miała rację – skwitował kierowca Ferrari.

— Będę ją miała, ale póki co nie zawracaj sobie tym głowy, tylko jedz. Na pewno jesteś głodny – zakomunikowała kobieta, wyciągając przy tym w stronę szatyna talerz z kanapkami i szklankę z sokiem, które on bez wahania przyjął.

— Mam nadzieje, że lubisz kurczaka, pomidor i ogórek. Niestety nie byłam przygotowana na gości i nie mam nic innego – oznajmiła Emma, uśmiechając się przy tym przepraszająco.

— Nic się nie dzieje. Tak się składa, że takie kanapki są moimi ulubionymi – skłamał Charles. Tak naprawdę nie cierpiał on pomidorów. Był jednak zbyt głodny aby wybrzydzać. Dodatkowo nie miał serca robić przykrości kobiecie, która – jak przypuszczał – przygarnęła go na noc i bezinteresownie przygotowała mu śniadanie.

— Cieszę się. W takim razie smacznego – pożyczyła fotografka, siadając przy tym na krześle, podczas gdy Leclerc nadal zajmował miejsce na sofie.

— Dziękuje – odparł mężczyzna pomiędzy gryzami pierwszej z trzech kanapek.

— A ty nie jesz? – zapytał po chwili.

— Nie. Już zjadłam – skłamała Emma. Prawda była taka, że jedyne jedzenie, jakie miała w lodówce znajdowało się właśnie na talerzu, który spoczywał na kolanach Charlesa.

— Mogłabyś opowiedzieć mi jakim cudem tutaj trafiłem? – Monakijczyk zadał kolejne pytanie.

— Nie pamiętasz? – brunetka odparła pytaniem na pytanie, na co mężczyzna jedynie pokiwał przecząco głową.

— A to dziwne. Dałabym sobie rękę uciąć, że nie byłeś aż tak pijany, ale mniejsza z tym. Nie o to przecież pytałeś. Po tym, jak twoi znajomi wzięli ślub, ty zacząłeś ze mną rozmawiać, a wtedy para nowożeńców wraz z drugim świadkiem ulotnili się z kaplicy, zostawiając ciebie samego. Nie pamiętałeś adresu hotelu, a ja nie chciałam abyś podzielił los wielu innych kawalerów, którzy pojawiali się w Love Den w stanie wolnym, a opuścili go z pierwszą lepszą żoną, którą wspaniałomyślnie załatwiał dla nich mój szef. Postanowiłam więc przygarnąć cię na noc do mnie. Ot koniec historii.

— Okay, w takim razie winien ci jestem podziękowania. Ostatnie czego bym chciał to żona z przypadku – zakomunikował Charles, po czym posłał w stronę Emmy szeroki uśmiech, od którego zrobiło jej się gorąco.

— W takim razie cieszę się, że mogłam pomóc – odparła brunetka, lekko się przy tym rumieniąc.

— W jaki sposób mogę ci się odwdzięczyć? Potrzebujesz czegoś? – zapytał Leclerc, rozglądając się przy tym po mieszkaniu kobiety, której twarz momentalnie oblała się rumieńcami wstydu.

Wynajmowane przez Emmę mieszkanie początkowo było obskurną ruderą. Panna Burke włożyła dużo czasu i energii, aby doprowadzić je do stanu używalności. Niestety z uwagi na jej ograniczony budżet, pomimo ogromnych starań mieszkanie nadal nie przypominało niczego, co choćby nawiązywałoby do ogólne przyjętych standardów. Brunetka jednak na tyle, na ile mogła, starała się, aby było ono czyste i względnie przytulne. Pytania szatyna, które same w sobie były sugestywne, oraz sposób w jaki rozglądał się on po jej mieszkaniu spowodowały więc, że zakuło ją w sercu. Kobieta poczuła się, jakby ktoś uderzył ją w twarz, a wysiłek i serce, które włożyła w urządzanie wynajmowanych przez siebie pomieszczeń poszły na marne. Emma miała wrażenie, że w oczach tego zapewne majętnego mężczyzny, którego ona dobrodusznie postanowiła przenocować, jej małe mieszkanko było zwykłą, brudną speluną. To zaś bolało najbardziej na świecie.

— Objedzie się – odparła po chwili namysłu z wysoko uniesioną głową, a Charles momentalnie zrozumiał, że popełnił faux pas.

— Nie, źle mnie zrozumiałaś... – zaczął, ale brunetka przerwała mu ruchem ręki.

— Zrozumiałam cię bardzo dobrze. Jesteś bogatszy ode mnie, o co swoją drogą nie trudno. Czułeś się zobowiązany, za moją pomoc i chciałeś się jakoś mi odwdzięczyć. Ja twojej pomocy jednak nie potrzebuje. Jestem samowystarczalna – oznajmiła Emma głosem nie znoszącym sprzeciwu, na co Charles ciężko westchnął. Choć kierowca Ferrari dopiero poznał tę niewysoką, ciemnooką i wręcz przeraźliwie chudą kobietę, to miał nieodparte przeczucie, że jest ona typem osoby, która zawsze wygrywa kłótnie.

— Dobrze, niech ci będzie. Ale wiedz, że jest mi okropnie głupio, że nie mogę się odwdzięczyć.

— Ależ możesz się odwdzięczyć, po prostu nie tak jak byś tego chciał – oznajmiła fotografka, na co Monakijczyk zmarszczył ze dziwienia brwi.

— Jak? – zapytał krótko Charles.

— Mógłbyś mi się przedstawić – odparła Emma, na co mężczyzna miał ochotę zapaść się pod ziemię. Tyle lat dobrego i kosztowego wychowania, masa treningu medialnego i lekcji savoir-vivre'u, a on zapomniał o cholernym przedstawieniu się.

— Charles Leclerc. Nazywam się Charles Leclerc.

— Miło mi cię poznać Charlesie Leclercu – odparła Emma uśmiechając się przy tym promiennie, po czym wyciągnęła w stronę Monakijczyka dłoń, którą ten bez wahania uścisnął.

Love Den // Charles LeclercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz