Życie to nie bajka

688 45 0
                                    

Charles tak szybko jak tylko mógł zbiegał w dół hotelowej klatki schodowej. Mężczyzna za wszelką cenę starał się wyprzedzić windę, w której – jak zakładał – jechała Emma. Na jego szczęście, jako że większość gości wolała korzystać z dobrodziejstwa wind, podczas swojego biegu z drugiego najwyższego piętra na parter nie napotkał żywej duszy. To zaś przełożyło się na fakt, że ani na pół sekundy nie musiał zwalniać biegu.

Mężczyzna wpadł do holu w momencie, w którym Emma miała zamiar przekroczyć drzwi wyjściowe z hotelu. Charles niewiele myśląc i nie zwracając uwagi na otaczających go ludzi, krzyknął imię brunetki, na co ta momentalnie zastygła w bezruchu.

— Emma, co się dzieje? Dlaczego tak nagle wybiegłaś? – zapytał, w momencie, gdy stanął z nią twarzą w twarz.

— Muszę iść do pracy – wyszeptała brunetka, nieco speszona uwagą, jaką na siebie zwrócił Charles.

Większość obecnych w holu gości, a nawet kilka osób z obsługi hotelu, mniej, lub bardziej dyskretnie przyglądali się parze przyjaciół. Powszechnie rozpoznawalny i bogaty Charles Leclerc biegnący na zabój za nikomu nie znaną kobietą zapewniał widowisko, które bez dwóch zdań przyciągało wzrok i słuch. Taka popularność, choć dla Monakijczyka była czymś całkowicie normalnym, w Amerykance budziła swojego rodzaju dyskomfort. Panna Burke przez lata swojego życia przyzwyczaiła się do bycia niewidzialnym tłem. Duchem, na którego obecność najczęściej nie zwracało się uwagi. Ta niewidzialność, choć potencjalnie negatywna, była dla niej swojego rodzaju błogosławieństwem. Bowiem fotograf, którego obecności nie jest się świadomym, to najlepszy fotograf. Najcenniejsze zdjęcia to takie, które nie są pozowane i Emma nie tylko doskonale o tym wiedziała, ale rownież czerpała z tego pełnymi garściami.

— Myślałem, że w weekendy nie pracujesz – odparł kierowca Ferrari, nawiązując przy tym do rozmowy, którą w sobotę rano odbył z brunetką.

— Normalnie nie, ale w mojej obecnej sytuacji fi... – panna Burke przerwała w połowie słowa, na co Charles, który przeczuwał jak miało brzmieć urwane przez kobietę słowo, posłał jej zmartwione i współczujące spojrzenie. Spojrzenie, którego fotografka tak bardzo nienawidziła oglądać.

— Po prostu dziś muszę pracować. Umówiłam się z szefem i wątpię, że by mi odpuścił. Zapłacił mi z góry – dodała po chwili, spuszczając przy tym wzrok na swoje wysłużone trampki.

— Ile? – Leclerc zadał krótkie pytanie, na co Emma zmarszczyła ze zdziwienia brwi.

— Ile ci zapłacił? – mężczyzna sprecyzował pytanie.

— To nie jest ważne – odparła brunetka, uśmiechając się przy tym kwaśno, a Monakijczyk zdał sobie sprawę, że kolejny raz popełnił faux pas, o które swoją drogą, jeśli chodziło o pannę Burke i temat pieniędzy nie było wcale trudno.

— Lubisz tam pracować? – Leclerc zmienił temat.

— Nie.

— Chcesz tam dalej pracować? – z ust mężczyzny wypłynęło kolejne pytanie.

— Nie mam wyboru – odparła Emma szczerze. Z uwagi na otaczających parę przyjaciół ludzi, głos brunetki był prawie szeptem. Szatyn rownież mówił o wiele ciszej, niż zazwyczaj.

— A co, gdybyś miała?

— To bym nigdy więcej tam nie wróciła – odparła Emma. Brunetka stwierdziła, że nie było sensu okłamywać Monakijczyka, dlatego też wyznała mu prawdę.

— Wiesz, że mogę ci z tym pomóc? Wiesz, że jeśli tylko będziesz miała takie życzenie, to nigdy więcej nie będziesz musiała pracować? – pytania te wypłynęły z ust Leclerca, zanim zdążył ugryźć się w język. Mężczyzna wiedział, że jego relacja z Emmą była zbyt świeża, aby proponować jej tego typu rzeczy, ale niestety dla niego, wypowiedzianych raz słów nie da się cofnąć.

— Nie możesz tak robić Charlesie Leclercu. Nie możesz wkładać mi w głowę wizji lepszego i łatwiejszego życia. Nie w momencie, gdy niemalże się nie znamy i nie, gdy wiem, że w środę wyjeżdżasz ze Stanów – odparła Emma, po czym posławszy uprzednio Monakijczykowi smutny uśmiech, ruszyła w stronę wyjścia.

Panna Burke zdążyła zrobić zaledwie dwa kroki, gdy poczuła, że Charles złapał ją za lewą dłoń i jednym sprawnym ruchem obrócił w swoją stronę. Tak gwałtowny ruch spowodował, że brunetka na ułamek chwili straciła równowagę. Na szczęście udało jej się utrzymać na nogach i nie przewrócić, co w tłumie osób, które albo bezwstydnie się gapiły, albo od czasu do czasu zerkały w stronę Leclerca i panny Burke, byłoby wizerunkową katastrofą kobiety.

— A co jeśli jestem śmiertelnie poważny? – zapytał szatyn, a wyraz jego twarzy nie wskazywał nawet w najmniejszym stopniu na to, że żartuje.

Pytanie mężczyzny spowodowało, że Emma na chwilę zastygła w bezruchu. Kobieta stała z lekko rozchylonymi ustami, zaróżowionymi policzkami i szeroko otwartymi oczami. Panna Burke intensywnie myślała, co swoją drogą było dla Charlesa widoczne gołym okiem. Mężczyzna miał wrażenie, że niemalże widzi pracujące w jej głowie trybiki.

— To wtedy bym ci odpowiedziała, że jesteś szalony, jeśli chcesz proponować coś takiego kobiecie, którą dopiero co poznałeś – odparła w końcu.

— Może i jestem szaleńcem, ale nie powiesz mi, że nie jest to dobry pomysł – Monakijczyk nie dawał za wygraną.

— To jest fatalny pomysł. W sumie to jest to pomysł rodem z bajki dla dzieci. Prawdziwe życie jednak nie jest takie proste. Pojawienie się przystojnego księcia z bajki nie rozwiązuje wszystkich problemów, a bohaterowie nie żyją długo i szczęśliwie.

— Ale mogliby.

— Nawet jeśli zgodziłabym się na twoją propozycję i rzuciła pracę w Love Den, to co wtedy? Utrzymywałbyś mnie nie wiadomo jak długo? Łożyłbyś pieniądze na kogoś kto mieszka w Stanach, podczas gdy ty podróżujesz po całym świecie? – Emma zadała nurtujące ją pytania.

— No cóż, jeśli chodzi o szczegóły, to nie mam ich jeszcze dopracowanych. Ten pomysł był dość impulsywny i spontaniczny...

— No właśnie – wcięła się brunetka.

—... ale to nie oznacza, że jest głupi i nierealny. Ludzie w historii świata robili głupsze i bardziej spontaniczne rzeczy – Charles dokończył swoją wypowiedź, uśmiechając się przy tym promiennie, na co Emma westchnęła ciężko.

— Nie odpuścisz? – zapytała krótko.

— Nie, a przynajmniej nie do momentu, aż obiecasz mi, że o tym pomyślisz – odparł Leclerc szczerząc się przy tym jak głupi.

— Dobra, niech ci będzie. Ale póki co muszę biec do pracy, bo zaraz się spóźnię – zakomunikowała bruneta, po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony szatyna, wybiegła z hotelu.

Charles zaś z szerokim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi z radości oczami, wolnym krokiem ruszył w stronę windy. 

Love Den // Charles LeclercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz