Ważne i ważniejsze

726 43 0
                                    

— Proszę, proszę bądź w mieszkaniu – powiedział Charles sam do siebie, biegnąc po skrzypiących schodach budynku, w którym mieszkała Emma.

Leclerc po tym, jak za namową swoich przyjaciół wybiegł z apartamentu skierował się prosto do Love Den. Zjawiwszy się na miejscu został jednak odprawiony z kwitkiem. Po wyjściu z kaplicy, kolejnym miejscem do którego udał się Monakijczyk było rzecz jasna wynajmowane przez Amerykankę mieszkanie. Charles miał wielką nadzieję, że to właśnie tam znajdzie brunetkę. Bowiem w przeciwnym razie nie miałby pojęcia, gdzie dalej jej szukać. Nie znał przecież na tyle dobrze Emmy, aby wiedzieć, gdzie lubi w wolnym czasie przebywać. Jakby się tak nad tym zastanowić, to kierowca Ferrari wybranki swego serca nie znał niemalże w ogóle. To zaś czyniło fakt, że zakochał się w niej po uszy, jeszcze bardziej absurdalnym i szalonym.

— Okay! To tutaj – Leclerc kolejny raz dał głośny upust swoim myślom, po czym poprawiwszy uprzednio swoją fryzurę i wygładziwszy nieco wymiętą koszulkę, zapukał do drzwi.

— Kto tam? – zza drewnianych drzwi dobiegł Leclerca głos Amerykanki, na którego dźwięk po całym jego ciele przebiegł przyjemny dreszcz.

— To ja Charles – odparł.

Po tym, jak Monakijczyk dał znać Emmie, że to właśnie on stoi pod drzwiami, kobieta niemalże natychmiast przekręciła klucz w zamku, a później otworzyła drzwi. Gdy to się stało, oczom szatyna ukazała się jego ukochana, będąca niemalże w takim samym wydaniu, jak podczas ich porannego pikniku i późniejszej narady w apartamencie. Jedynymi różnicami w wyglądzie dwudziestojednolatki była czerwona plama szpecąca niebieską sukienkę oraz lekko zaczerwienione oczy i nos, które – jak Charles przypuszczał – były wynikiem płaczu.

— Czemu zawdzięczam tę wizytę Charlesie Leclercu? – zapytała panna Burke uśmiechając się przy tym szeroko. Uśmiech ten, choć mimo wszystko zaraźliwy, nie dosięgał oczu.

Pytanie zadane przez Emmę zbiło na chwilę Leclerca z tropu. Od momentu, w którym zachęcony przez swoich przyjaciół wybiegł z apartamentu, nie myślał trzeźwo. Kierowało nim pragnienie, miłość i chcę bycia z panną Burke. Szatyn tak bardzo był zaślepiony przez różowe okulary i ogłupiały z miłości, że zapomniał przemyśleć sobie, co ostatecznie powie brunetce, jak w końcu stanie z nią twarzą w twarz. Z faktu, że nie ma przygotowanej żadnej mądrej wypowiedzi zdał sobie sprawę, dopiero wtedy, gdy Amerykanka zapytała go z czym do niej przyszedł, a że wtedy było już za późno na jakiekolwiek przemyślenia, Monakijczyk postanowił płynąć z prądem i mówić, co mu serce podpowie. Może i nie był to najlepszy plan, ale z uwagi na fakt, że był jedynym, na jaki w tamtym momencie szatyn był w stanie wpaść, siłą rzeczy stał się on tym, który ostatecznie został wykorzystany.

— Nie wiem – odparł szczerze, na co Emma posłała w jego stronę zdezorientowane spojrzenie.

— Nie wiesz? – kobieta zadała kolejne pytanie, na co Charles instynktownie zrobił krok w przód, przybliżając się dzięki temu do Amerykanki, tak, że dzieliło ich teraz zaledwie kilkanaście centymetrów.

— Nie – z ust Monakijczyka wypłynęła kolejna krótka odpowiedź.

Głos Charlesa był niski. O wiele niższy niż zwykle, co swoją drogą nie umknęło uwadze Emmy, która mimowolnie zaczęła przygryzać swoją dolną wargę.

— Przyjechałeś po nic? – panna Burkę zadała kolejne pytanie, wodząc przy tym palcami prawej dłoni po swojej kości obojczykowej, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy. Emma była zapatrzona w piękne, zielone oczy Charlesa. W tamtej chwili nic poza nimi dla niej nie istniało. Nic poza kierowcą Ferrari się nie liczyło. Ważny był tylko on, jego oczy, jego wspaniały głos, miękkie włosy i rozbrajający uśmiech.

— Oj nie. Mogę nie wiedzieć dlaczego tutaj przejechałem. Mogę nie rozumieć, co mną kierowało, ale jestem w stu procentach pewien, że nie przyjechałem po nic – odparł Leclerc, po czym uniósł swoją lewą dłoń i ułożył ją na prawej dłoni Emmy w taki sposób, że obydwoje pieścili teraz należący do niej obojczyk.

Ten, dość odważny ruch mężczyzny z jednej strony przeraził Amerykankę, ale z drugiej wydawał się czymś najwłaściwszym na świecie. Tak, jakby dłonie Charlesa od zawsze były przypisane do jej ciała. Tak, jakby nikt inny nie miał prawa kiedykolwiek jej dotykać. W ten sam sposób Emma czuła się rano, gdy Leclerc ją dotykał oraz gdy się całowali. Panna Burke nigdy wcześniej nie czuła, że ktoś jest dla niej tak bardzo właściwy. Jak zagubiony element układanki, który po wielu latach się odnalazł. Szkoda tylko, że ten element był z całkowicie innej klasy społecznej i kontynentu.

— To w takim razie po co przyjechałeś? – kolejne pytanie wypłynęło z ust brunetki, której niemalże cała uwaga nadal była skupiona na oczach stojącego przed nią mężczyzny.

— Po ciebie – zakomunikował Charles, po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony kobiety, intensywnie ją pocałował, co Emma bez wahania zaczęła oddawać.

Zdawszy sobie sprawę z faktu, że wybranka jego serca, oddaje pocałunek, kierowany pożądaniem Leclerc chwycił Emmę za biodra i uniósł do góry, zmuszając przy tym brunetkę, aby owinęła go nogami w pasie. Osiągnąwszy to, co zamierzył, nie przerywając pocałunku przeszedł przez próg i wszedł do mieszkania. Pomimo miłosnego uniesienia Monakijczyk nie zapomniał o zamknięciu drzwi energicznym kopniakiem.

Choć Emma całowała się z Charlesem zaledwie drugi raz, to wydawało się jej, jakby niczego innego nie robiła przez całe swoje życie. Ten mężczyzna był dla niej jak narkotyk. Bardzo seksowny, nowo odkryty narkotyk, którego używanie skończy się albo wspaniałym i długim życiem, albo boleśnie złamanym sercem. A biorąc pod uwagę jak wiele ich dzieliło i jak krótko się znali, Amerykanka obstawiała raczej to drugie. W tamtej chwili, będąc w trakcie całowania się z Charlesem postanowiła jednak nie myśleć o przykrych konsekwencjach tego przelotnego romansu. Nie w momencie, gdy miała przy sobie kogoś, kto rozpalał jej zmysły do czerwoności. Zdrowy rozsądek mógł poczekać, przyjemność i pożądanie były ważniejsze. 

Love Den // Charles LeclercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz