4. HISTERYCZKA

643 54 14
                                    

Histeryczka numer jeden.

Wyjaśnijmy sobie coś na wstępie: nie mówiłam o sobie. Tym razem nie miałam nawet na myśli własnej matki. Oj nie. Prawda jest taka, że sama nie wiedziałam, co to znaczy porządnie histeryzować aż do dzisiaj. To czego, miałam okazję być świadkiem było zupełnie nowym doświadczeniem, na które nikt na świecie nie mógł się przygotować. I chyba źródłem tej gigantycznej paniki była najmniej spodziewana osoba.

Pablo, pierdolona oaza spokoju, Torre.

Poważnie. Ten gość był nie do wyprowadzenia z równowagi. Oczywiście, sprowokować go do żartobliwej sprzeczki nie było dla mnie żadnym problemem, ale tak naprawdę nigdy wcześniej nie widziałam go w roli histeryczki. Aż do dziś.

— To koniec, rozumiesz? Jestem skończony. Martwy! Apokalipsa! Śmierć! — bredził chłopak, a ja westchnęłam ciężko.

Szkoda, że nie miałam przy sobie wysokich procentów, bo coś czuję, że na trzeźwo, to będzie ciężko.

— Mów, że do rzeczy człowieku, bo zaraz stracę cierpliwość — skarciłam go, siadając na kanapie i patrząc na niego wyczekująco.

Torre złapał się za głowę, chodząc w tą i we wte, jakby zastanawiał się, jak ubrać w słowa to, co chodziło mu po głowie. W końcu chyba po prostu wybuchnął, bo wrzasnął:

— Silvia! Zaprosiłem ją na randkę! Taką z prawdziwego zdarzenia!

A później opadł obok mnie na kanapę. A mnie dosłownie zatkało. Gdy zaczął mówić o apokalipsie, myślałam, że go z klubu wyjebali albo, że ktoś włamał mu się na konto w banku i je wyczyścił do zera. A ten wyjeżdżał mi tu z informacją, która nie była choćby w najmniejszym stopniu nacechowana negatywnie.

I to niby kobiety są skomplikowane.

— Możesz mi łaskawie wyjaśnić w którym miejscu to jest koniec świata? Albo w ogóle jakakolwiek inna tragedia?

Na to Torre wywrócił oczami.

— Czy ty widziałaś Silvię? Ta dziewczyna jest totalnie nie z mojej ligi! — oznajmił wprost, a ja pokiwałam głową na znak zgody, za co zdzielił mnie w ramię. Nie zgadzam się z nim w czymś to jest źle, ale jak się zgadzam to najwidoczniej też mu nie pasuje. Dziwny facet.

Zaraz zmarszczyłam jednak brwi zmartwiona, zdając sobie sprawę, że wchodziła w grę jeszcze jedna ewentualność.

— Ale czekaj odrzuciła cię? — zapytałam nieśmiało, nieco bojąc się odpowiedzi na to pytanie.

Mogłam sobie żartować z mojego kuzyna ile dusza zapragnie, ale no przecież nigdy nie życzyłabym mu złamanego serducha. Wbrew powszechnej opinii społecznej: nie jestem potworem.

— No właśnie nie! Zgodziła się! — odparł dramatycznie, a ja zamrugałam kilka razy oczyma.

Teraz to już kompletnie nie wiedziałam, jaki on miał problem.

— Ty bo któreś z nas jest tu ciężko kapujące i bez obrazy, ale stawiam na ciebie — oznajmiłam dobitnie. — Torre, kretynie, to przecież zajebiscie, że się zgodziła!

On machnął rękami bezsilnie, jakbym w ogóle go nie rozumiała, a on nie miał mi już siły tłumaczyć tego samego dziesiąty raz. Cóż, jedno akurat się zgadzało: naprawdę nie miałam pojęcia, co on odpierdalał.

— Ale co jak to spierdolę? Albo jak uzna po tej randce, że to jednak nie jest to? A jak odbierze mi mowę?!

— To ostatnie akurat sprawiłoby, że świat byłby piękniejszy.

DRIVE | PEDRI [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz