Rozdział 38

5K 282 246
                                    

Lilly aż do wczesnego wieczora siedziała na werandzie przed domem, z nową książką w ręku. Próbowała złapać ostatnie promienie słońca. Lato już powoli się kończyło. Cały las zaczynał przyodziewać się w jesienne barwy. Gdy poczuła, że tekst powieści zaczął się jej już rozmazywać przed oczyma, przymknęła książkę, po czym odłożyła ją na stojący obok niej stolik. Rozejrzała się wokoło ze smutkiem. Już zawsze będzie jej brakować tego miejsca. Przyzwyczaiła się do nocnych dźwięków lasu, śpiewu ptaków i szumu drzew. To tutaj przebyła najtrudniejszą ze swych życiowych dróg. Od strachu do poczucia bezpieczeństwa, którego od zawsze jej brakowało. Lada dzień, to wszystko miało być tylko wspomnieniem.

Spojrzała na zegarek. Carter dobre pięć godzin temu pojechał do miasta i jeszcze nie wrócił. Czuła, że jej wczorajsze wyznanie bardzo go zmieniło. Jakby sercem i myślami był daleko stąd.

Tak bardzo chciała, by zmienił zdanie. By pozwolił jej tu zostać, choćby na krótką chwilę. Wiedziała, że to wielkie marzenie, ale jak nikt inny wierzyła w cuda. Ona była bowiem najlepszym przykładem na to, że istniały naprawdę. Była zdania, że jeśli w coś głęboko wierzymy, to prędzej, czy później się to spełni.

Kochała go. Naprawdę go kochała i wciąż liczyła na to, że także i on poczuje to samo. Bała się, bo czasu na to było coraz mniej.

Kilka kropel łez spłynęło po jej bladoróżowych policzkach. Drgnęła, gdy jej smutne tęczówki przecięły nagle światła samochodowych reflektorów. Usłyszała dźwięk zamykającej się automatycznie bramy, a już po chwili warkot silnika ucichł. Pospiesznie przetarła mokre od łez policzki i wzięła głęboki wdech, aby nie dać po sobie poznać bólu, który jej towarzyszył. Uniosła zamyślony wzrok znad balustrady i spojrzała niepewnie w kierunku Cartera, który zbliżał się do niej pewnym krokiem.

W mgnieniu oka przeskoczył kilka niewielkich schodków i wszedł na werandę. Spojrzał na nią uważnie.

— Lilly, masz chwilkę? — spytał łagodnym tonem, ale widziała, że był zdenerwowany.

— Tak... Pewnie... — odpowiedziała, lekko się prostując.

Wysilił się na sztuczny uśmiech i zajął miejsce obok niej, na drugim z wiklinowych foteli. Oparł się łokciami o kolana i zwiesił głowę, krzyżując dłonie między nogami.

— Coś się stało? — cichy głos Lilly przeciął powietrze.

Przełknęła ślinę. Czuła, że za jego zachowaniem kryło się coś więcej.

Uniósł głowę i pochylił się w jej stronę. Spojrzał na nią uważnie, z powagą, jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziała.

— Już nie musisz się bać, Lilly. To koniec. Wszystko zorganizowałem.

Znieruchomiała. Chciała otworzyć usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążyła.

— Postanowiłem przyspieszyć twój wyjazd.

Jego słowa zaczęły odbijać się echem w jej głowie. Poczuła ucisk na sercu.

— Jutro, późnym wieczorem wsiądziesz w prywatny samolot, który dla ciebie zamówiłem. Zawiozę cię na zaufane, prywatne lotnisko, z którego usług często kiedyś korzystałem. — oznajmił spokojnym tonem, choć w głębi duszy czuł, jak silne i sprzeczne uczucia teraz nim targały.

Musiał jej to powiedzieć właśnie teraz. Dopóki się nie rozmyślił. Nie wytrzymałby, gdyby musiał z tym czekać jeszcze choćby chwilę.

Lilly miała wrażenie, że cały świat osunął się jej spod stóp. Nie potrafiła wydusić z siebie nawet słowa.

Zlecenie. Serce Zabójcy. | +18 [ZAKOŃCZONE] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz