Epilog;

231 11 1
                                    


Wiatr rozwiał brązowe kosmyki nastolatka. Kilka z nich wpadło do brązowych oczu, pełnych łez. Smutne spojrzenie utkwione było w drżących, szczupłych palcach. Wąskie wargi zaciśnięte były w cienką kreskę.

Stiles Stilinski siedział z przyjaciółmi na schodach prowadzących do szkoły. Za kilka minut zaczną się lekcje, lecz im nie śpieszyło się.

Brunet czuł w gardle przytłaczającą gulę. Miał ochotę wybuchnąć szlochem, ale starał się być silnym; ponadto nie chciał płakać przed lekcjami. Miał wrażenie jednak, że żadne łzy nie wystarczą, by poczuł się lepiej.

Każdy oddech bolał. Miał wrażenie, że jego serce pękło, a ostre kawałki wbijają się w płuca, raniąc je. Żołądek zawiązał się w supeł, nie pozwalając nastolatkowi na spożycie śniadania; obawiał się, że po zjedzeniu zwróci całe jedzenie.

Znalazł się w dołku. Czuł okropne przygnębienie tym, co się wydarzyło w nocy. Pomiędzy nim a Derekiem ponownie do czegoś doszło i, tak, to było tak samo intensywne jak za pierwszym i drugim razem. Ale wiedział, że to się już prawdopodobnie nie powtórzy. Ich losy zaczęły się już powoli oddalać od siebie. Ich znajomość łączyła przepowiednia, a teraz byli tak blisko, by ją rozwiązać.

Pozostało tylko odnalezienie klucza do trofeum.

Do tego dochodziło zmartwienie. Stiles nieprzerwanie martwił się o Dereka. Czy wszystko z nim w porządku? Co się stało z buntem? Czy strącili boga ze swojego tronu i Ares z Ateną usiedli na nim? Nie miał pojęcia, co się dzieje aktualnie na Olimpie. Jednocześnie nie próbował odnaleźć drzwi, przez które wcześniej przeszedł, znajdując się w tym świecie. Za bardzo obawiał się, że zobaczy zgliszcza i martwego Dereka. A tego już by jego serce nie dało rady znieść.

Scott i Liam siedzieli o stopień niżej. Lydia przytulała Stilesa, starając się go pocieszyć. Odbiła swój podkład na białej koszulce nastolatka, ale żadne z nich nie zwracało na to uwagi.

- Będzie dobrze, Stil – Mówi łagodnie Lydia Martin. Jej oczy pełne są współczucia i smutku; nawet gdy Stiles sobie zdał sprawę, że nie kocha już dziewczyny tak, jak wcześniej i pomiędzy nimi nie dojdzie do związku, nie był tak przybity.

- Derek miał rację – Odzywa się Scott – Spotkasz kogoś lepszego.

- Nawet jak teraz boli, później będzie lepiej – Także stara się pocieszyć Liam. Wygląda już o wiele lepiej niż w trakcie pełni. I do tego jest ubrany. – Jesteś silny, Stiles. Poradzisz sobie z tym.

Stiles przytyka dłoń do piersi, gdzie łomocze boleśnie serce. Pod koszulką wyczuwa kształt kluczyka, zapiętego do naszyjnika. Wyjmuje go nagle. Złoto klucza odbija promienie słońca, a brunet wpatruje się w niego jak zaczarowany.

Klucz jest mały i wykonany ze złota. Dostał go od matki, gdy ta już umierała w szpitalu. Przekazywany był z pokolenia na pokolenia, lecz nikt nie znał dokładnej jego historii. Do niczego w domu nie pasował, więc Stiles nosił go jako naszyjnik.

I wtedy zrozumiał.

Klucz przekazywany był, gdy osoba, która wcześniej go nosiła, umierała. A teraz on się czuł, jakby umierał przez złamane serce.

- Muszę iść – Sapie Stiles, zrywając się ze swojego miejsca.

- Uważaj na siebie! – Krzyczy za nim Lydia, ale już jej nie słucha. Biegnie przed siebie, by znaleźć się w bezpiecznym, cichym miejscu. Dopiero w parku, gdzie nie ma za dużo osób, wzywa Dereka.

Mija kilka długich minut. Derek się nie pojawia.

- Derek, do cholery, chyba to rozwiązałem! – Mówi Stiles.

Dopiero po kolejnych dłużących się minutach, Derek się zjawia.

Jest widocznie zmęczony. Pod zielonymi oczami są sińce, czarne włosy ma zmierzwione. Na policzku ma szramę, a na dłoniach zaschniętą krew. Nosi długą, czarą tunikę, którą przepasał złotym sznurem. Spojrzenie ma chłodne i wykalkulowane, ale gryzie dolną wargę w niepewności.

- Wszystko w porządku? – Stiles zmartwiony stanem boga pyta.

- Atena i Ares są na ziemi. Szukają ciebie.

- Zrobią mi coś?

- Nie wiem – Wzdycha Derek – Ale jestem tutaj. Obronię cię.

Stiles czuje ciepło w klatce piersiowej na słowa drugiego. Sprawia to, że złamane serce boli bardziej.

Zrywa naszyjnik. Skóra na karku piecze, ale nie robi sobie nic z tego. Podaje klucz Derekowi, wyjaśniając mu, że to pewnie jest ten klucz. Bóg patrzy na przedmiot jak na obietnicę, widać po nim, jak zmęczenie przemija; ramiona się prostują, w oczach widać błysk. Uśmiecha się lekko, policzki rumienią się. Widzi w umyśle, jak odzyskuje to, co utracił przed latami, jak Olimp na nowo się odradza i proces starzenia przestaje być zagrożeniem dla jego świata.

- Pewnie już się więcej nie spotkamy, co?

Stiles czuje w gardle jeszcze większą gulę po zadaniu tego pytania. Po policzkach ścieka mu fala łez, które delikatnie ściera Derek. Pochyla się, całując młodszego po raz ostatni. Czuł naglące uczucie, by wracać na Olimp i włożyć klucz do dziurki od trofeum. By zakończyć przepowiednię i starzenie się.

- Pewnie masz rację – Wzdycha Derek w usta Stilesa. Ich pocałunek smakował słono i złamanym sercem – Przepraszam za wszystko.

- Odwiedź mnie jeszcze. Błagam. Zamieszkałeś w moim umyśle i w moim sercu. Nie możesz tak po prostu odejść.

- Wybacz mi.

Derek składa ostatni pocałunek na wąskich wargach, starając się zapamiętać ich smak, kształt, teksturę. Brązowe oczy patrzą na niego pełne łez z błaganiem, by kiedyś wrócił. By nie zapomniał o Stilesie.

Derek wie, że jako bóg bogów ma masę obowiązków. Ma na swoich barkach odpowiedzialność, jaką nie zrozumiałby zwykły śmiertelnik czy heros. Był kochankiem wielu osób i spłodził tyle dzieci, że sam nie pamięta ile ich ma. A teraz sam zauroczył się w nastoletnim śmiertelniku, który szlochał w jego ramionach i błagał, by jeszcze kiedyś się spotkali.

Nie planował zauroczyć się w Stilesie. Ani pozwolić mu także na to samo uczucie. A teraz nie miał pojęcia, co z tym fantem zrobić. Chciał odejść a jednocześnie zostać.

Musiał wybrać jednak Olimp i przepowiednię. 

Zeus /sterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz