Caden czekał w Cafe d'bolla od dwudziestu minut. Ukroił łyżeczką kęs migdałowego ciasta i od momentu, w którym usiadł w rogu, na plastikowym krześle i przy plastikowym czarnym stoliku, spróbował po raz pierwszy zadzwonić do Mirandy. Kobieta stanowczo się spóźniała, a Cadena zaczęły nachodzić złe myśli, że zrezygnowała. Byłby to kopniak pod samo żebro, który cofnąłby go na osi sprawy Kate Logan ponownie do punktu, w którym utknął dzisiejszego ranka.
Nie mógł sobie na to pozwolić, więc dzwonił. W jednym uchu słyszał sygnał, a w drugim hałas mielonych ziaren. Z filiżanki upił łyk kawy i była ona jedną z najlepszych, jakie spróbował w życiu, choć mało zadbane i duszne wnętrze kawiarni zupełnie tego nie zwiastowało.
Miranda nie odebrała telefonu. Caden nie przedłużając zbędnego oczekiwania wstał z miejsca i uregulował rachunek. Wyszedł z kawiarni i nałożył lustrzane okulary. Ukrytym pod nimi wzrokiem powędrował w górę po kasetonowej elewacji kamienicy, w której kobieta rzekomo mieszkała. Nie znał numeru jej lokum w tym czteropiętrowym budynku, ale zakładając, że może pomyliła godziny ich spotkania, a telefon ma wyciszone dźwięki, postanowił wejść do budynku i, spróbować odnaleźć mieszkanie Mirandy. Nie zmarnuje prawie dwóch godzin lotu i ponad dwudziestu minut w kawiarni.
Ze skrzynki na listy Caden sczytał kilka nazwisk, ale nie wiedział, które z nich może należeć do Mirandy, a co więcej, prawdziwe imię kobiety również mogło brzmieć inaczej, a raczej na pewno.
Sytuacja mimo to zapowiada się i tak dobrze, bo główne drzwi były otwarte. Wszedł. Na parterze zastał trzy mieszkania. Z jednego z nich wyszła dziewczyna w wieku około licealnym, a w momencie, gdy mijała Cadena, uśmiechnęła się i powiedziała: "Dzień dobry".
Caden wykorzystał moment:
— Przepraszam. Znasz może Mirandę?
Dziewczyna uniosła brwi.
— Niestety nie. A kto to?
— Szukam kobiety o tym imieniu, ponoć tutaj mieszka. Wysoka blondynka, około pięćdziesiątki. Mocny makijaż, natapirowane włosy. — Machnął ręką przy głowie, opisując wygląd Mirandy z klubu, choć zdawał sobie sprawę, że poza pracą, jej image mógł się różnić.
— Aaa! — Rozpromieniła się. — Pan pyta o panią Morgan.
— Ach, tak. Pani Morgan, przepraszam... — Zaśmiał się i zdjął okulary, by stać się bardziej wiarygodnym. — Mam słabą pamięć do nazwisk. Byłem z nią umówiony w Cafe d'bolla, ale chyba wypadło jej z głowy. — Zawiesił okulary na rozpięciu białej koszuli. — Kobiety...
— Widziałam ją godzinę temu. Mieszka na trzecim piętrze — wskazała palcem na schody — na końcu korytarza. To chyba numer jedenasty. — Przeżuła gumę. — Muszę lecieć. Miłej randki proszę pana. — Zakryła usta i zachichotała.
— Dziękuję... — Caden poczęstował ją uśmiechem jak u Kena i odprowadził wzrokiem do drzwi.
Randki? Mam nadzieję, że nie pomyślała o randce pewnego typu, zażartował w myślach.
W budynku nie było windy, więc nie spiesząc się, pokonał schody i dotarł na ostatnie piętro. Przemierzał krótki korytarz, rozglądając się po ścianach i drzwiach. Żaden luksus. Plastry niegdyś chyba białej farby zwisały z sufitu, a na podłodze leżała popękana ze starości i wytarta wykładzina. Caden skręcił za rogiem, na końcu korytarza, i od razu trafił na drzwi z numerem jedenaście, choć po jednej z plastikowych jedynek pozostał tylko jaśniejszy odcisk.Drzwi były lekko uchylone. Z mieszkania wybiegł w popłochu rudy kot i przemknął obok jego nogi. Obejrzał się za zwierzęciem i powoli uchylił drzwi szerzej. Zerknął nieśmiało do środka, skąd płynęła cicha muzyka retro. Jego twarz musnął lekki przeciąg. Postanowił zapukać. Muzyka ucichła. Kiedy wchodził do pokoju o mało nie zdeptał przewróconych czarnych szpilek. Zaraz za ścianą stał stary gramofon, a z tuby wydobywało się już tylko trzeszczenie.
— Mirando! To ja, Caden. Czekałem na ciebie w kawiarni!
Uniósł igłę gramofonu i zatrzymał wirującą płytę. Podszedł ostrożnie do welurowej sofy w kolorze ciemnej zieleni.
— Na Boga...
Zamknął oczy i od razu sięgnął po komórkę. Ręką mu się trzęsła, ale zdołał szybko wybrać numer.
— Dziewięć jeden jeden, jaki jest twój problem? — odezwała się operatorka.
— Przyślijcie karetkę na Lawell Ave 519. Mieszkanie jedenaście. — Obszedł sofę i przykucnął. — Nie żyje kobieta.
Wymienił jeszcze kilka informacji z operatorką i zwiesił głowę, gdy zakończył połączenie. Zacisnął pięść. Poczuł, że wzbiera się w nim gniew i łzy. Kto ci to zrobił?, pomyślał i cierpiętniczo odetchnął. Powoli podniósł oczy na kobietę, której końcówki blond włosów zafarbowały się na czerwono. Wpatrywał się w nie przez chwilę i powędrował wzrokiem za rozmazaną strużką krwi, która popłynęła z poderżniętego gardła, po zwisającej bladej ręce, aż do do samych palców. Czerwone krople skapywały wprost na naszyjnik, jakby wskazywały drogę.
Caden sięgnął po chusteczkę i zabrał z dywanu naszyjnik z wisiorkiem w kształcie połówki serca i z wygrawerowanym: "A". Schował go do kieszeni.
Za uchylonym oknem rozbrzmiały syreny.
CZYTASZ
Popioły Green Village
Mystery / ThrillerW 1998 roku społecznością Green Village wstrząsa wypadek, w wyniku którego Larry, syn pastora, zapada w śpiączkę. Ojciec bez wahania wskazuje winnego, przez co cała społeczność zwraca się przeciwko Alexowi Turnerowi. Nastolatek musi uciekać z rodzi...