Tak o to znalazłem się w moim samochodzie. Wziąłem ze sobą najbardziej potrzebne rzeczy, przynajmniej według mnie.
Nie pomyślcie sobie, że jadę do naszego Gregory'ego bez sprawdzenia jaką zmianę ma i gdzie będę mógł go odnaleźć.
Sprawdziłem jego harmonogram i dzięki temu wiem, że dziś wieczorem będzie miał wolne. A dzięki miłej, lecz dosyć naiwnej sekretarki, dowiedziałem się, że odnajdę go w jego domu. Dowiedzenie się gdzie mieszka nie było dla mnie żadnym większym wyzwaniem. Jak możecie się domyślić, dostałem jego adres od tej uroczej sekretarki.
Włączyłem radio z nadzieją, że doda mrocznego klimatu, idealnego do pokonania mojej nowej przeszkody, lecz zamiast tego na cały samochód włączyła się piosenka, której najmniej się w tej chwili spodziewałem.
"You spin me right 'round, baby, right 'round
Like a record, baby, right 'round, 'round, 'round
You spin me right 'round, baby, right 'round
Like a record, baby, right 'round, 'round, 'round"
Speszony szybko wyłączyłem radio i postanowiłem jechać jednak bez żadnej muzyki. Nie chciałem wpaść w dobry nastrój tak szybko. To będzie moja nagroda za pokonanie Gregory'ego, lecz na razie muszę zachować czujność. Wchodzenie do domu policjanta może okazać się dosyć ryzykowne. Nie chciałbym skończyć z raną postrzałową w klatce piersiowej.
Podjechałem pod jego dom, z wyłączonymi światłami, aby nie mógł mnie zauważyć. Musiałem uważać na każdy swój ruch. Zatrzymałem się, wziąłem kilka wdechów na odwagę i wyszedłem z auta ubierając na swoją twarz czarną maskę. Byłem ubrany na czarno. Czarna bluza z kapturem, czarne dresy a do tego ta maska.
Nie dość, że z urody jestem dosyć blady i mam bardzo ciemne oczy oraz włosy, to uwielbiam być ubranym na czarno. Ja i Felicia jesteśmy totalnym przeciwieństwem, ale ludzie przecież mówią, że przeciwieństwa się przyciągają.
Wracając do aktualnej sytuacji, stoję przy drzwiach frontowych do mieszkania Gregory'ego i zbieram w sobie całą moją odwagę. Może i zabiłem dwa razy człowieka, lecz nie pamiętam za bardzo jak do tego doszło. Czuję się w tedy jakbym po prostu wpadał w jakiś trans i tracę nad sobą kontrolę a gdy odzyskam nad sobą panowanie, jest już za późno...
Dzieje się to zazwyczaj, gdy ktoś krzywdzi kogoś bliskiego mojemu sercu lub mnie.
Powoli nacisnąłem klamkę i ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Powoli i delikatnie stawiałem kroki, rozglądając się bacznie po mieszkaniu, chcąc znaleźć naszego policjanta. W dłoni trzymałem mocno, najostrzejszy nóż jaki znalazłem w moim domu, byłem gotowy na spotkanie z nim, lecz nie było po nim ani śladu.
Wkroczyłem do jego dosyć dużego salonu, światła były zgaszone, lecz dało się zauważyć, że moja ofiara znajdywała się w domu, puszka coli stała na stoliku obok kanapy, była otworzona.
- Gdzie jesteś, Greg. - Wymamrotałem cicho pod nosem.
W tym samym czasie coś uderzyło mnie mocno w głowę, zatoczyłem się do tyłu, ale udało mi się rozpoznać go. To był Greg we własnej osobie.
Przytrzymałem się kurczowo ściany, próbując odzyskać równowagę, a on tylko się przyglądał. Aż po chwili się odezwał:
- Kim ty do cholery jesteś? - W ręce trzymał chyba deskę do krojenia i wciąż się bacznie przyglądał.
- Muszę odpowiadać? - Mruknąłem, pocierając dłonią o miejsce w które dostałem tą wielką deską do krojenia.
Greg już nic nie odpowiedział tylko szybkim ruchem przyszpilił mnie do ściany, strącając tym samym z niej obraz. Niestety nie zauważył, że w ręku trzymałem nóż. Wbiłem mu go w jego bok, a on automatycznie zgiął się w pół i mnie puścił. Wbiłem mu ostatni raz ostrze w jego bok, mocno, tworząc głęboką ranę i wybiegłem na dwór.
Nie zajmę się jego ciałem, bo po raz kolejny mógłbym wpaść. Od sekretarki dowiedziałem się również, że Greg miał jutro składać zeznania na mój temat. On wiedział, że to była moja sprawka, dlatego musiałem się go pozbyć.
W jego domu policja nie znajdzie żadnych dowodów na mnie. Miałem rękawicę a reszty ubrań się pozbędę. Wcześniej sprawdziłem nawet czy jego dom znajduję się na terenie monitorowanym. Na całe moje szczęście, nie.
Szybko zająłem miejsce kierowcy w moim samochodzie i ruszyłem. Starałem się nie jechać za szybko ani nie wyglądać na zestresowanego. Nie chciałem wzbudzić zbędnych podejrzeń.
Nie zastanawiałem się wcześniej gdzie mogę się udać po dokonaniu tego, lecz przypomniałem sobie kto mieszka nieopodal Cambridge. Od razu ruszyłem w kierunku jej posiadłości na uboczu miasta.
Minęło kilka minut a ja byłem już przed bramą jej posiadłości. Otwierała się powoli i ze stukotem. Gdy stanęła otworem wjechałem do środka, a moim oczom ukazała się wielka willa w odcieniach czerni i brązu. Wszystkie kolory były idealnie dopasowane i współgrały ze scenerią lasu, który ją otaczał
Właśnie w tym domie się wychowałem. Tutaj śniły mi się najróżniejsze koszmary na temat dnia, w którym po raz pierwszy zabiłem. Ze wszystkimi musiałem sobie sam poradzić, co nie zawsze okazywało się łatwe.
Budziłem się w środku nocy, a w moim pokoju panował mrok. Jedyne co go oświetlało to księżyc. Na ściany padały najstraszniejsze cienie drzew, które w tamtym momencie nie wydawały się tylko cieniami, lecz czymś więcej. Czymś co przyszło po mnie, a dokładniej po moją duszę. Bo była zniszczona i przesiąknięta złem.
Wychodząc z samochodu zauważyłem, już staruszkę schodzącą powoli po schodach. Była wciąż piękna i elegancko ubrana. Dokładnie tak samo jak ją zapamiętałem, gdy pierwszy raz przyjechała w sprawie adopcji mnie.
- Witaj w domu, synu. - Odrzekła spokojnym głosem moja "mama".
Krótka wiadomość!
Wybaczcie, że nie było tak długo nowego rozdziału! Lecz straciłam wenę a nie chciałam pisać na przymus. Mam nadzieję, że nie zanudziliście się czekając na rozdział 6!
PS. Stworzyłam konto na ig dotyczące mojej twórczości na wattpadzie. Zapraszam do odwiedzenia go: werman.watt
CZYTASZ
Obsession [18+]
Teen FictionWilliam jest idealnym mężczyzną. Jest wyrozumiały, przystojny i kochający ale ma jeden duży problem. Jak pokocha to popada w obsesję. Zrobi wszystko, by jego miłość się w nim zakochała i nie odeszła od niego. A gdy odejdzie... Musicie się sami przek...